Zazwyczaj stroniłam od turystycznych szlaków na mapie świata. Jednak Teneryfa, choć tak licznie odwiedzana przez obcokrajowców, potrafi zachwycić atmosferą, pięknem różnorodnej natury i otwartością mieszkańców. W jeden ze słonecznych dni na wyspie droga zaprowadziła mnie do Muzeum Archeologicznego (Museo Arqueológico del Puerto de la Cruz). Mimo że znalazłam wiszącą w gablocie kartkę, że jest nieczynne, zapukałam do majestatycznych drzwi. Otworzyła mi dyrektorka placówki Juana Hernández Suárez, którą udało mi się namówić na rozmowę o wulkanicznej wyspie i działalności miejscowych archeologów.
„The Epoch Times”: Gdyby mogła Pani powiedzieć, co jest najbardziej unikatowego w Teneryfie z punktu widzenia archeologa?
Juana Hernández Suárez: Jest to kultura, która nie ma sobie równych na kontynencie europejskim. Dlatego że wyspy zostały zasiedlone bardzo późno, ok. pierwszej połowy I w. p.n.e., przez ludy pochodzące z Afryki Północnej, głównie plemiona Berberów.
Jest to zbiorowość, która z pewnością dociera na wyspę „popchnięta” rozrostem Imperium Rzymskiego. Przybywają i osadzają się na 7 większych wyspach.
Ci przybysze nie są marynarzami. Z racji tego, że rozpraszają się na poszczególne wyspy, a nie mają tradycji marynistycznych, mieszkańcy wysp nie kontaktują się między sobą od I w. p.n.e. aż do konkwisty kastylijskiej pod koniec XV w. W ten sposób, mając ten sam bagaż kulturowy na początku, w wyniku izolacji każda zbiorowość rozwija się we własnych, naturalnych warunkach.
Dziś mówimy o 7 różnych, rodzimych sposobach życia na Wyspach Kanaryjskich, a nie tylko o jednym. Jest wiele punktów wspólnych, które jednak rozwijały się oddzielnie i w różny sposób.
Na przykład Gran Canaria rozwinęła się najbardziej pod względem kulturalnym, społecznym czy politycznym. W momencie kiedy przybyli konkwistadorzy, można powiedzieć, że była praktycznie kulturą prourbanistyczną. Z kolei wyspa El Hierro jest mniej rozwinęła się pod względem kulturalnym, lecz tak naprawdę każda z wysp jest interesująca i trzeba brać ją pod uwagę.
Odnosząc się do Wysp Kanaryjskich, przeważnie mówi się ogólnie o kulturze Guanczów, a nie jest to poprawne. Każda wyspa ma swój własny lud. To efekt błędu, który popełniono pod koniec XVIII w., na początku XIX w., kiedy się generalizowało i nazywało mianem Guanczów ludność ze wszystkich wysp.
Guanczowie są wyłącznie na Teneryfie. Ich starożytnym językiem był aci nechi. Każda wyspa ma swoją nazwę: Gran Canaria – Canario, Lanzarote i Fuerteventura – Majo lub Maxo, El Hierro – Bimbache, La Palma – Aguerita.
Kiedy przybywali z Afryki posiadali umiejętności metalurgiczne, znali metale. Na wyspach nie ma metali i dlatego musieli zająć się obróbką kamienia – bazaltu i obsydianu, który jest szkliwem wulkanicznym.
Czy istnieją jakieś różnice pomiędzy wykopaliskami na terenie wyspy wulkanicznej a zwykłymi?
Wyspy Kanaryjskie są wulkaniczne. Od lat pracuję jako archeolog, zaczynałam jako archeolog wsi. Nie jest ani mniej, ani bardziej trudno niż w innych miejscach.
Patrząc od strony prowadzenia prac archeologicznych, wydobywania znalezisk, nie ma żadnych specjalnych problemów. Ale w związku z terenem wulkanicznym występuje kilka interesujących osobliwości. Na przykład żleby wulkanu Teide są jedną z największych kalder na świecie. Ma ona obwód ok. 45 km kw. i została wytworzona na skutek przemieszczenia terenu przez tsunami ok. 800 lat temu, które „przesunęło” prawie 1000 km kw. materiału.
Panujące wówczas dość specyficzne warunki i ekstremalny, bardzo pustynny klimat sprawiły, że Teneryfa została zasiedlona przez lud pasterski Guanczów, przyzwyczajonych do życia w trudnym środowisku. W ich systemie gospodarczym hodowla bydła, kóz i owiec stanowiła główne źródło utrzymania.
Wyspa jest jak piramida z wulkanem Teide w centrum. Osadnicy zajęli środkową strefę i wybrzeże.
Guanczowie podczas jesieni i zimy wychodzili na wypas w jakieś miejsce i tego samego dnia schodzili do domostw.
Ale kiedy przychodziła pora sucha, pod koniec maja i na początku czerwca, musieli prowadzić stado na górskie pastwiska najwyższej góry, czyli wulkanu Teide. Tam pozostawali przez całe lato. Był to wspólne pastwisko, ale z drugiej strony też świetne miejsce wymiany.
Wyspa w momencie podboju była podzielona na 9 terytoriów – małych królestw, tak więc górskie pastwisko było doskonałym terenem gminnej wymiany pomiędzy południem i północą.
Wymieniano np. zwierzęta, aby m.in. uniknąć pokrewieństwa w stadzie trzody.
Obszar wokół Teide to też miejsce obróbki surowca litycznego: bazaltu i obsydianu. W kamieniołomach i warsztatach wydobywczych pozyskiwano bazalt, by wytwarzać z niego np. kamienie młyńskie i inne przydatne rzeczy, także z obsydianu. Obsydian jest bardzo ceniony jako szkło wulkaniczne, które ma naturalnie ostrą krawędź nadającą się do cięcia. Z tego miejsca odbywała się duża dystrybucja tego materiału na całe terytorium.
Ponadto Teide stanowił kluczowy element w koncepcji wierzeń ówczesnej ludności. Uważano go za axis mundi (oś świata – przyp. redakcji) – kolumnę, która łączy i podtrzymuje niebo i ziemię. Był uznawany za świadka trzęsień ziemi i bardzo wielu erupcji wulkanów.
Guanczowie wierzyli, że najwyższy bóg, utożsamiany ze słońcem, którego nazywają Achamán, miał przeciwnika – demona Guayota, żyjącego we wnętrzu Teide.
Inną ciekawą rzeczą są istniejące w kalderze liczne źródła wody i tzw. nevero, czyli jaskinie, w których śnieg gromadził się przez długi czas. Przybywano do nich, by skorzystać z wody i śniegu.
Znajduje się tam wiele pochówków osób, które przemierzały te tereny, miały wypadek lub zmarły w trakcie wyprawy. Grzebano ich w jaskiniach indywidualnie lub zbiorowo.
Mamy jeszcze jedno bardzo interesujące zjawisko związane ze szlakiem pasterskim wiodącym od wybrzeża do góry, rodzaj miejsca, gdzie chowano różne rzeczy, np. gliniane garnki, zwane w języku Guanczów gánigo. Pasterze ukrywali gliniane naczynia, bo były niezwykle delikatne, a tam, gdzie rozbili obóz, robili przerwę w drodze, wybierali naczynie, a po użyciu odkładali z powrotem do „schowka”.
Nasze Muzeum posiada wspaniałą kolekcję ceramiki Guanczów, największą na całej Teneryfie. 80 proc. tych eksponatów pochodzi właśnie z takich „kryjówek”. Kryjówki to niewielkie pęknięcia, szczeliny lub bardzo małe jaskinie na terenie pola lawy, zwanego Malpais.
Po schowaniu rzeczy Guanczowie zamykali otwór kamieniem, aby pozostawiony dobytek nie wypadł, i w następnym roku wyjmowali rzeczy, korzystali z nich i chowali je ponownie.
Dzięki temu, że były one przechowywane wewnątrz skał i nie musiały być wydobywane z ziemi, w większości przypadków dotrwały praktycznie nienaruszone i dobrze zakonserwowane.
Nad czym Muzeum obecnie pracuje?
W tej chwili Muzeum jest zamknięte dla zwiedzających, bo rozpoczynamy ogromny projekt renowacji całego obiektu, włącznie z pracami architektonicznymi. Mamy tu boczny dziedziniec, gdzie zostaną posadzone różne rośliny, żeby zaaranżować ładnie przestrzeń.
Nasze Muzeum specjalizuje się w kolekcjonowaniu i konserwacji ceramiki. Ale posiadamy bardzo szczególny sposób pracy. Jesteśmy lokalnym muzeum, które uzależnione jest od pomocy zewnętrznej.
Puerto de la Cruz jest miejscowością turystyczną, a w rzeczywistości najmniejszą gminą na całej Teneryfie. Ma zmienną populację, która przybywa i odchodzi, ale lokalnych mieszkańców jest stosunkowo mało.
Kiedy zaczęliśmy tu pracować jakieś 27 lat temu, zaplanowaliśmy, że będziemy pracować dla tej lokalnej społeczności.
Puerto de la Cruz jest najstarszą gminą turystyczną na wyspie, ale także jedną z najstarszych w Europie w zakresie usług turystycznych. Kiedy tu przybyliśmy, zauważyliśmy, że społeczność lokalna utraciła część swojej tożsamości kulturowej, co jest oczywiście naturalnym zjawiskiem pod wpływem tego wszystkiego, co przywożą i zabierają turyści.
Postanowiliśmy pracować nad odzyskaniem tej tożsamości. Jednocześnie działamy oczywiście w ramach sektora turystycznego. Robimy różne akcje kierowane do turystów, a także obcokrajowców, którzy żyją tymczasowo w Puerto de la Cruz.
Jest dużo starszych obcokrajowców, którzy spędzają tutaj zimę, a na lato wracają do swojego kraju. Pracujemy z nimi i traktujemy ich jako część społeczności lokalnej, czyli naszej grupy docelowej. Zaliczamy do niej nie tylko osoby urodzone w tej miejscowości, lecz także napływowe.
To jest specyficzny model pracy, wyróżniający nas spośród innych muzeów.
Opracowujemy konkretny projekt dydaktyczny czy z edukacji dotyczącej dziedzictwa kulturowego dla wybranej grupy docelowej. Pracujemy z dziećmi, uczniami, młodzieżą, dorosłymi, seniorami, z kobietami, które mają problemy w rodzinie, z ludźmi z różnorodnymi problemami funkcjonalnymi, czyli problemami zarówno mentalnymi, jak i ruchowymi.
Myślę, że jesteśmy jednym z pierwszych muzeów w Hiszpanii, które prowadzi tzw. akcje społeczne. Obecnie jest to dość modny model pracy w muzeach, ale my wdrożyliśmy go prawie od początku naszej pracy.
Dla przykładu: od 2000 roku pracujemy z jedną z grup młodych ludzi, którzy mają problemy psychiczne, u większości wynikające ze schizofrenii, lecz także z innych chorób, czy po przejściach z narkotykami. Robiliśmy z nimi warsztaty z filmu krótkometrażowego, powstał film. To nam przyniosło wiele satysfakcji. Chociaż nie ma nic wspólnego z typową, codzienną pracą muzealnika, to uznaliśmy, że warto pomóc tej grupie, która nie miała, gdzie się podziać.
Później nawiązaliśmy bardzo interesującą relację z naszymi sąsiadami. Znajdujemy się w strefie najlepszych restauracji w Puerto de la Cruz.
W rewirze od Plaza del Charco restauracje są bardziej dostosowane do tradycyjnego przemysłu, znajdują się tu bardziej wyselekcjonowane restauracje. Obszar ten nie przestaje być też najstarszą dzielnicą rybaków. Tak się składa, że nasz budynek jest tak usytuowany, że dzieli dzielnicę na część zamożną oraz na biedną.
Mamy doskonałe relacje z naszymi sąsiadami oparte na wzajemnej współpracy. Nawet gdybyśmy nie mieli systemu alarmowego, nie byłoby żadnego problemu, bo oni nas zawiadamiają o każdym niepokojącym sygnale, są czujni i opiekują się naszym miejscem. Pod pojęciem naszych sąsiadów rozumiemy także restauratorów.
Kilka lat temu robiliśmy też wspólny projekt kulturalny ze społecznością naszych sąsiadów, który się nazywał „Piątkowe noce w Muzeum”. Organizowaliśmy spotkania muzyczne, grały zespoły, a dzięki temu, że współpracowaliśmy z restauracjami, goście dostawali po jakiejś przekąsce i napoju.
Ten projekt w naszym rozumieniu miał zwiększyć potencjał sprzedaży w tej strefie. Nasi zwiedzający byli ich klientami i na odwrót. Bardzo dobrze to funkcjonowało przez dłuższy czas. Później nadszedł kryzys i nie było nas stać na wynajmowanie grup muzycznych, i przerwaliśmy te aktywności, ale mam nadzieję, że jeszcze uda nam się do nich powrócić.
Czy Muzeum prowadzi wykopaliska?
Nie, jako Muzeum nie prowadzimy wykopalisk. Oczywiście pracownicy indywidualnie uczestniczą w pracach wykopaliskowych i badaniach, ale sama placówka – nie.
Chodzi o to, że urząd i administracja społeczności autonomicznej nie dały nam uprawnień do prowadzenia wykopalisk na tym terenie. Co więcej, mamy problemy z administracją centralną, ponieważ jako Muzeum zgłaszaliśmy swój sprzeciw w sprawach, które były niekorzystne z punktu widzenia dziedzictwa kulturowego tego terenu.
Choćby w sprawie La Ladera de Martiánez, która jest strefą archeologiczną o najwyższej kategorii dziedzictwa kulturowego, jaką przyznaje państwo pomnikom archeologicznym. Obok zbudowano centrum handlowe i pozwolono postawić hotele.
Administracja sprawdzała, ile kamieni spada w strefie naturalnej. Zaczęli ochraniać hotele, bo kamienie zaczęły wpadać im do ogrodów. Co gorsze, administracja wymyśliła, żeby otoczyć stalową siatką od góry do dołu cały stok. To jest pierwsza część projektu.
W drugiej zamierzają wyrzucić „bomby” nasion, aby rośliny przykryły i schowały wszystko, co się tam znajduje.
Tam jest duża nekropolia i bardzo interesująca przestrzeń, gdzie odbywały się rytuały cazoletas y canalillos. Robiono niewielkie otwory, które łączyły się z kanalikami znajdującymi się na skalnym podłożu. Wlewano tam wodę lub mleko, miało to chronić i zapewniać pomyślność urodzaju, zwiększenie liczby zwierząt w stadzie, potomstwo etc.
Zniszczenia, których dokonuje administracja, są ogromne i prowadzimy z nią spór w tym temacie. Z tych też powodów nasze notowania w urzędzie nie są najlepsze.
Podobnie jest w przypadku Lago Martiánez – obszaru, który przed przekształceniem go w park wodny był imponujący pod względem natury. Żyło tam mnóstwo krabów i innych zwierząt, rosły endemiczne gatunki roślin. To jest niestety część ludzkiej egzystencji, że zmieniane są przez człowieka miejsca tak cenne przyrodniczo.
À propos, obok plaży Jardin widziałam mnóstwo kamieni układanych w rozmaite formy i wieże głównie przez turystów. Czy kojarzy Pani to miejsce i kiedy ta akcja się zaczęła?
Tak. To powinno się natychmiast skończyć. Jestem temu przeciwna, ponieważ niszczy to pejzaż i co gorsze, przerywa naturalny tryb życia zwierząt.
Zresztą to zjawisko rozprzestrzenia się nie tylko w tym miejscu, ale widziałam na FB, że także np. w kalderze zaczęto ustawiać formy z kamieni. Tam żyją tysiące gatunków owadów, większość z nich to gatunki endemiczne na naszej wyspie.
Takie działania wpływają bardzo niekorzystnie na te owady, to jest ingerencja w krajobraz naturalny i działanie zagrażające życiu zwierząt. Nie powinno się tak robić. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak negatywnie wpływa na ekosystem takie wydawałoby się niewinne ułożenie kamieni.
Pewnie myślą, że w ten sposób zostawiają po sobie ślad, pamiątkę i nie wiedzą, że niszczą w ten sposób naturalne środowisko. A kto zapoczątkował tę akcję?
Nie mam pojęcia, ale powinno się uświadomić ludziom, że to nie jest dobre, tym bardziej że nie tylko na Teneryfie tak się dzieje.
Pojawiła się moda na całym świecie stawiania takich wież z kamieni. Dla mnie jest to zadziwiające.
Kilka lat temu panowała moda, która w tej chwili się już zakończyła, bo są oznaczenia, że na wszystkich starożytnych ścieżkach na całej Gomerze malowano farbą strzałki na skałach, by się nie zgubić i wiedzieć, gdzie trzeba podążać.
Problem w tym, że ta farba pojawiała się nawet na naskalnych rytach. Tego rodzaju bezmyślne działania niszczą dziedzictwo kulturowe i przyrodę.
W Puerto de la Cruz było jeszcze inne miejsce, w którym także stawiano wieże z kamieni, ale ktoś je wszystkie zburzył, co w mojej opinii było bardzo mądrym działaniem. Powinno się je zlikwidować. Na wybrzeżu kamienie wyrzucone przez morze są siedliskiem wielu gatunków, np. pcheł morskich, małych krewetek i mikrofauny, która jest niezbędna, żeby wszystko odpowiednio funkcjonowało.
Miejmy nadzieję, że ludzie to zrozumieją. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję i zapraszam do odwiedzania Muzeum i Teneryfy.