Wiara pomaga właścicielce firmy podejmować decyzje w trakcie pandemii

Kobieta twierdzi, że praktyka duchowa pomogła jej przetrwać trudne chwile, gdy stanęła w obliczu kryzysu finansowego.

NOWY JORK – Pewna kobieta, matka trójki dzieci, zajmuje się sprzedażą zabytkowych mebli w Nowym Jorku. W mieszkaniu w Queens podnajmuje pokój jako supergospodarz na AirBnB (gospodarz oferujący najwyższą jakość zakwaterowania – przyp. redakcji). Niestety w chwili, gdy gospodarka stanęła z powodu pandemii, ona i jej mąż stracili źródła dochodu. Na szczęście jeden z filarów jej życia pomaga w przezwyciężaniu kryzysu – wiara w pewną praktykę duchową.

Virginia Neville, bo o niej tu mowa, postanowiła wyrwać się z miasta i spędzić odrobinę czasu z rodzicami na wsi, w Quebecu. Wiedziała, że termin płatności czynszu ma odroczony, więc nie zostałaby eksmitowana, jednak ciągle martwiła się, czy czynsz za najbliższe miesiące zostanie anulowany.

„W związku z kryzysem prawie wszystkie nasze przychody przestały spływać. Sprzedawaliśmy bardzo małą ilość mebli w porównaniu z tym, ile sprzedawaliśmy zazwyczaj, i oczywiście AirBnB całkowicie zmarło” – powiedziała Neville w wywiadzie dla NTD.

„Abyśmy mogli zapłacić czynsz za kilka kolejnych miesięcy, musielibyśmy w tym celu zużyć wszystkie nasze oszczędności. Jesteśmy więc w dość trudnym położeniu” – powiedziała.

Wirus KPCh (Komunistycznej Partii Chin) sieje spustoszenie w amerykańskiej gospodarce, a Goldman Sachs przewiduje, że w drugim kwartale produkt krajowy brutto spadnie o 34 proc.

Ponad 3 mln Amerykanów złożyło wnioski o zasiłek dla bezrobotnych, a Bank Rezerw Federalnych St. Louis oszacował, że 47 mln Amerykanów straci pracę, zaś niektórzy ekonomiści spodziewają się, że tak się stanie w tym miesiącu (w kwietniu – przyp. redakcji).

Neville już przed kryzysem żyła z tygodnia na tydzień i miała niewielkie oszczędności. Miasto wstrzymało eksmisje, ale nie ma pewności, czy zwolnią ją z zapłaty czynszu.

Niemniej Neville odrobinę inaczej postrzega swoje problemy. Traktuje trudności jako sposób na rozwój duchowy, taka idea jest elementem wielu religii i filozofii, wliczając w to praktykę ciała i umysłu, zwaną Falun Dafa lub Falun Gong.

„Kiedy cierpimy, gdy przechodzimy przez trudności, eliminujemy karmę i zyskujemy coś, dzięki czemu możemy powrócić do stanu boskości” – powiedziała Neville.

Virginia Neville (po prawej) medytuje w Astoria Park w rejonie Astoria, Nowy Jork, październik 2019 r. (dzięki uprzejmości Virginii Neville)

Virginia Neville (po prawej) medytuje w Astoria Park w rejonie Astoria, Nowy Jork, październik 2019 r. (dzięki uprzejmości Virginii Neville)

„Właściwie to nie obawiałam się wirusa w odniesieniu do siebie samej. Wiem, że mój układ odpornościowy jest bardzo silny i tak naprawdę nie boję się, że mogłabym zachorować. Ale ze względu na rodzinę nadal stosuję środki ostrożności”.

Neville powiedziała, że efekty zdrowotne tej praktyki są zauważalne i są dobrą przesłanką dla innych, by ją wypróbowali.

Falun Dafa to starożytna chińska dyscyplina duchowa, która składa się z pięciu ćwiczeń, w tym medytacji wykonywanej na siedząco. Można powiedzieć, że sercem tej praktyki jest umysł. Praktykujący są ukierunkowywani, aby patrzeć do wewnątrz i udoskonalać swoje wnętrze zgodnie z zasadami Prawdy, Życzliwości i Cierpliwości.

Falun Dafa zostało upublicznione w Chinach w 1992 roku i w krótkim czasie stało się niezwykle popularne. Szacuje się, że w roku 1999 ćwiczyło go 100 mln Chińczyków, a liczba ta przekraczała liczbę członków Komunistycznej Partii Chin. W 1999 roku reżim rozpoczął regularną kampanię prześladowczą, mającą na celu wyeliminowanie tej praktyki. Jednak ludzie w Chinach do dziś praktykują Falun Dafa.

Dla Neville było to prostą drogą do podjęcia praktyki.

„Ćwiczeń można się bardzo łatwo nauczyć. Są łatwe do zrobienia” – powiedziała Neville. „I przeczytajcie książkę, przeczytajcie „Zhuan Falun” i spróbujcie. Naprawdę wierzę, że będzie mogła wam pomóc i może was chronić”.

„Coś zadziałało niczym magia”

Cathy Brochet, matka Neville, bardzo niefortunnie upadła na parking apteki w Sherbrooke w Quebecu pod koniec marca. Uderzyła się o hak od przyczepy, a upadek sprawił, że podbiła sobie oko i złamała kilka zębów, co spowodowało u niej „ekstremalny ból zęba”.

Przyjechała policja, a karetka zabrała ją do szpitala. Na izbie przyjęć w szpitalu wyjaśniła personelowi, że córka właśnie przyjechała ją odwiedzić ze Stanów Zjednoczonych. Zapytali: „Skąd dokładnie?”. Gdy powiedziała, że z Nowego Jorku, umieszczono ją w sali, którą porównała do celi więziennej.

Brochet zastanawiała się, czy przebywała w okolicy, gdzie mogli być ludzie zarażeni wirusem. Potem przyszli lekarze, wszyscy od stóp do głów ubrani w środki ochrony osobistej, żeby móc wejść do izolatki. Wykonali jej kilka prześwietleń, a kiedy nie znaleźli żadnych złamań, polecili iść do domu. Jednak wciąż cierpiała.

Była druga nad ranem następnego dnia, gdy mąż zabrał ją ze szpitala do domu. W tym momencie zaczęła odczuwać mdłości. Zwymiotowała, gdy wróciła do domu, a ból narastał. Zaczęła tracić siły.

Gdy Neville zadzwoniła na pogotowie, dyżurny powiedział, że jeśli okłady z lodu nie pomogą złagodzić bólu, to matka musi wrócić do szpitala. Neville podejrzewała, że matka może mieć krwotok wewnętrzny.

Mąż zawiózł Brochet do innego szpitala. Kiedy przyjechała, odpowiedziała na pytania personelu i powiedziała, że współlokator jej córki w Nowym Jorku został przetestowany i nie ma COVID-19.

Personel przyprowadził ją na oddział intensywnej terapii i umieścił w sali z zasłonami oddzielającymi ją od innych chorych. Przypuszczała, że jest wśród „biednych pacjentów z wirusem”, co później się potwierdziło.

Lekarze zbadali jej krew, prześwietlili głowę i brzuch, wykonali badanie ultrasonograficzne i powiedzieli, że musi iść do specjalisty.

Kardiolog przyszedł z nią porozmawiać, jednak zespół medyczny nie był pewien diagnozy. Brochet zastanawiała się, czy nie ma zawału serca, czy to może skrzep krwi w płucach albo też jej serce krwawiło od czasu, gdy upadła na chodnik. Z każdym łykiem wody nasilał się u niej ból brzucha, więc przypuszczała, że problem może dotyczyć żołądka.

Objawy były niespójne z żadną konkretną diagnozą. Lekarze postanowili wykonać kolejny test, w którym wstrzyknęliby jej kontrast do krwi, aby sprawdzić, czy tętnica nie jest zablokowana.

Gdy przygotowywali się do zabiegu, przybiegł lekarz i powiedział, żeby przerwali, mówiąc, że technik odkrył krwawienie wewnętrzne. Ponieważ krwawienie wewnętrzne może się zdarzyć jako skutek uboczny zabiegów, w których kontrast podawany jest donaczyniowo, lekarze nie mogli ryzykować, że się nasili.

Zabrali ją na oddział kardiologiczny i obserwowali. Dali jej pół grama dilaudidu (opioidowego środka przeciwbólowego – przyp. redakcji), aby złagodzić ból, ale to sprawiło, że poczuła mdłości, ponieważ nie toleruje morfiny i jej pochodnych. Zamienili go na Tylenol, ale nie ulżyło jej to w bólu.

Później tego wieczora Brochet poczuła, że „odpływa”. Powiedziała: „Kiedy odczuwasz tak wielki ból, łatwiej akceptujesz śmierć”.

Była półprzytomna, gdy ok. 20.30 zadzwoniła córka. Podczas pandemii nie wolno było odwiedzać chorych.

Neville przeczytała jej przez telefon fragment Fa, czyli wykładów z książki „Zhuan Falun”. Podczas tej samej rozmowy telefonicznej mąż powiedział jej, by powtarzała pewne słowa, które sama Brochet „rozpoznała jako wieczną mądrość”. Napisała o tym później w poście na Facebooku, w którym opowiadała ciąg zdarzeń.

Powiedział jej, by powtórzyła słowa „Falun Dafa jest dobre” i „Prawda, Życzliwość, Cierpliwość są dobre”, cicho, w głębi siebie.

Brochet powiedziała, że gdy jest się w takiej sytuacji, to „jest się gotowym prawie na wszystko”. Powtórzyła więc te słowa kilka razy, tak wiele razy, ile była w stanie.

O 21.30 weszła pielęgniarka z nocnej zmiany i podała jej lek przeciwwymiotny, a następnie ćwierć grama dilaudidu.

Około drugiej nad ranem obudziła się, co oznaczało, że spała – „[…] och, wspaniały sen!” – napisała. Trudno jej było zasnąć przez całą tę gehennę.

Ale kiedy się obudziła, „ledwo mogła wyczuć niewielką pozostałość” bólu. „Coś zadziałało niczym magia” – powiedziała w wywiadzie dla NTD.

Zastanawiała się, co ją uzdrowiło. Czy to efekt środka przeciwbólowego? Czy to „uzdrawiająca moc Fa?” – napisała. Czy też było tak dlatego, że jej ciało się wyleczyło?

„Myślę, że to pozostanie dla mnie na zawsze tajemnicą” – powiedziała.

Stwierdziła, że po przebudzeniu ból, który wcześniej miał 100 proc. mocy, zmalał do 2 proc. lub był bliski zera. „[…] och, a potem próbowałam się trochę poruszyć. Wow! Już nic mnie w brzuchu nie boli!” – powiedziała Brochet.

„Jestem trochę uduchowioną osobą, ale nie powiem, żebym uważała, że to było Falun Gong, ale stwierdzam, że myślę, że tak mogło być. W takich sprawach jestem trochę agnostyczką. Dlatego przyjmuję, że tak mogło być” – powiedziała.

„Tak, tylko magia, ponieważ nie zrobili nic więcej poza podaniem mi tego dilaudidu. A potem nagle, jakieś pięć godzin, cztery i pół godziny później. Wow!” – powiedziała.

W chwili publikacji tego artykułu Brochet kończyła właśnie dwutygodniową kwarantannę, którą musiała przejść po wyjściu ze szpitala. Planowała wizytę u dentysty, żeby naprawić zęby uszkodzone w trakcie upadku – coś, co chciała zrobić podczas kwarantanny, ale nie była w stanie.

Obserwuj Kevina na Twitterze: @KRHogan_NTD

Źródło: NTD News.

———

Podpisz petycję w sprawie przeprowadzenia śledztwa, potępienia i odrzucenia Komunistycznej Partii Chin na stronie RejectCCP.com. Dostępna wersja w języku polskim.

Tekst oryginalny ukazał się w anglojęzycznej edycji „The Epoch Times” dnia 2020-04-04, link do artykułu: https://www.theepochtimes.com/faith-in-spiritual-practice-helps-business-owner-through-crisis-caused-by-pandemic_3298551.html

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję