Empatia daje siłę – ucząc jej, eliminujemy zjawisko hejtu wokół nas

III Forum Eksperckie zostało zorganizowane przez Kulczyk Foundation pod hasłem „Hejt! Jak uczyć empatii w czasach nienawiści?”, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Warszawa, 16.11.2018 r. (fot.: Włodzimierz Włoch, dzięki uprzejmości Kulczyk Foundation)

III Forum Eksperckie zostało zorganizowane przez Kulczyk Foundation pod hasłem „Hejt! Jak uczyć empatii w czasach nienawiści?”, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Warszawa, 16.11.2018 r. (fot.: Włodzimierz Włoch, dzięki uprzejmości Kulczyk Foundation)

Z niezwykłej mocy słowa zdajemy sobie sprawę już od zarania dziejów. Dobre słowo potrafi inspirować, a wymierzone ze złą intencją może podciąć nam skrzydła i zabrać marzenia. Cyberprzestrzeń i inne środki masowego przekazu wzmacniają wydźwięk słowa. Ale nie tylko w sieci spotykamy się z mową nienawiści. Nie chcę wierzyć, że człowiek mógłby zatracić kompletnie umiejętność wyobrażenia sobie uczuć i emocji drugiej osoby. Zatem co nim kieruje? Gdzie kończy się wolność wypowiedzi, a zaczyna odpowiedzialność za to, co mówimy? I kiedy hejt nie jest nas w stanie poruszyć?

Uwrażliwianiem na drugiego człowieka zgasić zło

16 listopada wybrałam się na organizowane przez Kulczyk Foundation III Forum Eksperckie pod hasłem „Hejt! Jak uczyć empatii w czasach nienawiści?”. W kontekście podejmowanego tematu nie bez znaczenia wydaje się miejsce wydarzenia – Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Zgromadziło się tam niemal 500 nauczycieli, edukatorów z całej Polski.

Zastanawiano się, włączając w to aktywnie uczestników zebranych na sali oraz internautów śledzących konferencję za pośrednictwem relacji online, jak rozpoznawać hejt w polskich szkołach, a przede wszystkim debatowano, w jaki sposób można temu przeciwdziałać. Podano wiele cennych wskazówek dotyczących tego, jak uczyć młodych ludzi empatii, a tym samym zapobiegać mowie nienawiści, jak uwrażliwiać na drugiego człowieka.

Gospodarzem konferencji była Dominika Kulczyk, prezes Kulczyk Foundation. Na wydarzenie przybyli goście: Anna Winnicka, przedstawicielka środowiska polskich pedagogów; Lucyna Kicińska, koordynatorka Telefonu Zaufania Dzieci i Młodzieży 116 111 z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę; Robert Biedroń, samorządowiec i działacz społeczny; mecenas Piotr Schramm, adwokat, ekspert w dziedzinie rozwiązywania sporów; Catalina Escobar, działaczka społeczna i założycielka szkoły dla nieletnich matek Juanfe w Kolumbii; Agata Patalas, nauczycielka i twórczyni autorskich programów rozwijania humanistycznych pasji i umiejętności uczniowskich, działaczka społeczna na rzecz społeczeństwa otwartego; Dorota Łoboda z Fundacji Rodzice Mają Głos; Marta Mazurek, pełnomocniczka prezydenta Poznania ds. przeciwdziałania wykluczeniu, która zainicjowała akcję zamalowywania hejtu na murach miasta; Roman Paszke, polski żeglarz i motywator. Całą konferencję poprowadziła Ewa Drzyzga.

Spośród opowiadanych historii, doświadczeń i opinii, bardzo pomocnych, pożytecznych i przejmujących, najmocniej poruszyły mnie dwie opowieści. Moim zdaniem wciąż sztuką jest mówić o hejcie bez wchodzenia w jego konwencję, a za to w zamian emanując empatią.

Kiedy zastanawiałam się, dlaczego akurat te opowieści, zdałam sobie sprawę, że chyba wiąże się to z ogromnym ładunkiem szczerych emocji, jakie niosły, czuło się w słowach energię ze spotkań z ludźmi, którzy odcisnęli szczególny ślad na życiu prelegentek.

To chyba łączy się ze zjawiskiem, o którym mówiła Ewa Drzyzga: – Jesteśmy zbudowani osobami, które spotykamy w swoim życiu.

Nie oddać hejtowi naszej wolności

Pierwszą historią była poruszająca wypowiedź prezes Fundacji organizującej forum. Dominika Kulczyk stawiała pytania, skłaniające do poszukiwań własnych odpowiedzi na temat wolności i prawa do bycia samym sobą. Być może to jest właśnie klucz do tego, jak odbieramy hejt, i tego, czy czyjeś słowa są w stanie nas skrzywdzić.

– Czy wolność to nie jest to, co chce nam zabrać hejt? A może jest tak, że my, bojąc się, że hejt nam zrobi krzywdę, chcemy komuś zabrać wolność? – pytała prezes Fundacji.

Dominika Kulczyk opowiedziała także historię z „Efektu Domina”, która wzbudziła w jej sercu najwięcej uczuć i rozpoczęła w niej „nową rzeczywistość”.

Chodziło o odcinek kręcony w Ghanie, gdzie pojechała pomóc dzieciom niewolnikom. Jak mówiła, trafiły do niewoli sprzedane przez rodziców za ok. 300 dolarów, których rodzina potrzebowała np. na ceremonię pogrzebową ojca.

W okolicy jeziora Wolta żyje ok. 20 tys. dzieci niewolników, pozbawionych opieki, prawdziwego dzieciństwa i miłości. Wiele z nich ginie.

Dzięki wsparciu Kulczyk Foundation udało się uratować 20 dzieci, którymi zajęła się lokalna organizacja prowadząca sierociniec i szkołę. Zapewnia im ona jedzenie, edukację i ciepło, jakiego każde dziecko potrzebuje, oraz szanuje wolność tych małych ludzi.

– Najpierw widziałam w ich oczach strach, a potem takie ogromne, wielkie, czyste szczęście […] odkryłam w ich oczach wolność i [to] jak naprawdę ta wolność może wyglądać – dzieliła się swoimi doświadczeniami prezes Kulczyk Foundation.

Dominika Kulczyk, opowiadając historie bez prostych rozwiązań, skłaniała do głębszej refleksji, podsuwała uczestnikom wielokrotnie słowo „może”. Może nie powinno się zwracać innym uwagi, gdy wyrażają swoje opinie, że ich słowa mogą stać się dla kogoś mową nienawiści. Zdarza się przecież, że chcemy powiedzieć coś, co się komuś nie podoba. Czy mamy prawo to powiedzieć? Czy takimi wypowiedziami robimy komuś krzywdę i czy potrafimy poznać na tyle drugą osobę, żeby stwierdzić, czy ją zranimy? Co więcej, czy w takiej sytuacji mamy obowiązek rezygnacji z tego, co chcielibyśmy przekazać?

A może należy zostawić osobie, do której się zwracamy, „wybór, co zrobi z moim słowem? Czy będzie w sobie tak bardzo gotowa być sobą, że weźmie tylko to z naszej wypowiedzi, co chce wziąć, a nie to, co chcemy jej dać?” – rozważała Dominika Kulczyk.

Uwierzyć, że ma się rację i działać, nawet kiedy wszyscy dookoła próbują nas od tego odwieść

Opowieść Cataliny Escobar z Kolumbii, założycielki Fundacji Juanfe, pomagającej nastoletnim matkom wyjść z biedy i zapewnić sobie lepszą przyszłość, bezgranicznie porwała moje serce.

Kiedy Catalina wyszła za mąż przeprowadziła się na 3 lata z rodzinnej Bogoty do Cartageny, która jak opowiada, jest miastem ogromnych nierówności społecznych, gdzie obok pałaców, bogatych domów mieszkają ludzie, którzy muszą przeżyć za 30 centów dziennie.

Escobar ukończyła studia biznesowe, zrobiła MBA, a potem pracowała w amerykańskiej korporacji.

– Ale gdy mieszka się w Cartagenie, gdy się tam pracuje, nie można po prostu zostać w swoim własnym świecie, w swoim pięknym mieszkaniu z cudownym widokiem i nie zrobić czegoś dla tych ludzi – mówiła.

Po przeprowadzce urodziła pierwszego syna, a potem zaszła w drugą ciążę i zaangażowała się w wolontariat w szpitalu publicznym, w którym panowały przerażające warunki sanitarne – brud, trzy matki przypadały na jedno łóżko, dwa niemowlęta na jedno łóżeczko. Jednak ludzie tam pracujący stali się dla niej mentorami i zakochała się w pracy na rzecz biednych.

Wówczas pracowała na pełen etat, wychowywała dzieci i dwa razy w tygodniu całe popołudnie spędzała w szpitalu. Tuż przed powrotem do Bogoty miało miejsce zdarzenie, które zaważyło na jej dalszym życiu.

– Noworodek 2-3 tygodniowy, dziecko 14-letniej, matki umarło mi w ramionach tylko dlatego, że tej nastoletniej mamie nie udało się zdobyć 25 czy 30 dolarów. To były pieniądze, które miałam w kieszeni. Ale to były pieniądze, które były potrzebne mniej więcej 48 godzin przed moim przybyciem – wyznaje Catalina.

Wówczas zdała sobie sprawę, że ten problem jest dużo szerszy. Czuła złość i niezgodę na to, żeby dziecko umierało z powodu braku pieniędzy jego rodziców.

Trzy dni po śmierci tego noworodka wypadł z balkonu i zmarł 14-miesięczny syn Cataliny Escobar, Juan Felipe.
Jak opowiada, zamieniła wtedy niebieskie okulary na żółte, gdyż Juan Felipe pokazał jej, jak wygląda śmierć ludzkiego nieszczęścia. Odeszła z firmy, chciała poświęcić się całkowicie pomocy ludziom, założyła fundację, która miała zmieniać tę rzeczywistość.

Przeanalizowała problem, jak czynią to przedsiębiorcy, przejrzała statystyki. Wiedziała, że musi wymyślić coś zupełnie nowego, bo to, co robili inni, nie przynosiło rezultatu.

Znalazła informacje, że w Kolumbii odnotowuje się jeden z najwyższych wskaźników nierówności społecznych, w Cartagenie 68 proc. osób żyło poniżej linii ubóstwa, 58 proc. kobiet jest ofiarą przemocy. To też drugie miasto pod względem biedy w kraju. W Cartagenie zarejestrowano najwyższą w Kolumbii śmiertelność noworodków, a w Ameryce Łacińskiej miasto uplasowało się w tej kategorii na trzecim miejscu.

Okazało się, że 29 proc. matek to dziewczynki. Co więcej, w szpitalu, w którym pracowała Escobar, występowała najwyższa śmiertelność dzieci.

– Transformacji społecznej nie dokonuje się na bazie liczb, dokonuje się na bazie ludzi. Trzeba przede wszystkim zrozumieć ludzi, dowiedzieć się, jak żyją i co stoi za ich decyzjami – tłumaczy prezes Fundacji Juanfe.

Środowisko, w którym się obracała, nie rozumiało tego, co chce zrobić Catalina Escobar, i odradzało te działania, nie wierzyło, że zrealizuje swe plany. Ludzie powtarzali, że z powodu cierpienia myśli, że może zmienić świat. Ale ona się nie poddała temu potokowi wysyłanych w jej stronę słów, mimo że trudno jej było przetrwać wśród niewspierających ją głosów otoczenia.

„Mama Cata, udało mi się!”

Udało się zebrać pieniądze na zbudowanie oddziału intensywnej opieki dla tych dzieci. Z pieniędzy fundacji opłacono leczenie 70 proc. dzieci, których rodziców nie było stać na opiekę zdrowotną.

Bez wsparcia publicznego, bez układów korupcyjnych, w pierwszym roku działalności statystyki umieralności dzieci obniżyły się o 81 proc. Fundacja uratowała 5 tys. dzieci.

Catalina Escobar odkryła, że prawdziwym problem jest nie tylko to, że nastolatki zachodzą w ciążę. Na ich sytuację wpływa przede wszystkim brak edukacji, a co za tym idzie – szans na zatrudnienie i wyjście z biedy oraz stosowana wobec nich przemoc fizyczna i seksualna. Dziewczynki po zajściu w ciążę odchodzą ze szkoły i już do niej nie wracają.

Jak rybki zamknięte w akwarium bez możliwości zmiany swego losu. Dlatego jak wyjaśnia Escobar, stuosobowy zespół fundacji próbuje „wyciągnąć” je z tego akwarium, w którym nic dobrego ich nie spotka. Swoim podopiecznym stara się dać szansę na rozwój i sprawić, że poprawi się ich samoocena.
Podobne działania fundacja prowadzi w Panamie i Chile, wkrótce będzie pomagać w Meksyku i Paragwaju.

Prezes organizacji Juanfe podała, że 1400 dziewcząt, które wzięło udział w programie, zaczęło pracować.

Wspomniała, że gdy spaceruje ulicami Cartageny, rzadko się zdarza, żeby ktoś nie powiedział jej: – Mama Cata, udało mi się! Mam dobrze płatną pracę, kupiłam dom i moje życie zmieniło się na lepsze.

Dlatego mając za sobą kilkunastoletnie doświadczenie w skutecznym pomaganiu innym, radzi: – Czasami jest lepiej nie myśleć za dużo, nie marzyć za dużo. Oczywiście to wszystko robimy, ale najważniejszą rzeczą jest to, żeby to przekuwać na rzeczywistość. Wiem, że o wielu rzeczach marzymy, o przemianach społecznych, o zmianie życia tych dzieci w szkole, ale przede wszystkim najważniejsze są czyny, bo to zmienia świat – podsumowała Catalina Escobar.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję