Buldożka Havana, czarująca agentka do misji nadzwyczajnych, rozwesela chore dzieciaki

Kiedy Natalia Pasiecznik, dyrektor Pałacu – Hospicjum Stacjonarnego dla Dzieci prowadzonego przez Fundację Gajusz, pyta chłopców, czy następnego dnia przywieźć Havanę, młodziutką buldożkę francuską, na ich twarzach pojawia się przeogromny uśmiech. Na zdjęciu Havana z jednym z podopiecznych Fundacji<br/>(Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Kiedy Natalia Pasiecznik, dyrektor Pałacu – Hospicjum Stacjonarnego dla Dzieci prowadzonego przez Fundację Gajusz, pyta chłopców, czy następnego dnia przywieźć Havanę, młodziutką buldożkę francuską, na ich twarzach pojawia się przeogromny uśmiech. Na zdjęciu Havana z jednym z podopiecznych Fundacji
(Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Pełne ciepła spojrzenie, przezabawne uszy i uroczo pomarszczona mordka, krótko mówiąc – sama słodycz. Wabi się Havana, więc często jej opiekunka słyszy: „Jak się miewa nasza Kubanka?”. Ma pół roku i jest buldożką francuską, która dostąpiła zaszczytu odwiedzania wyjątkowego Pałacu łódzkiej Fundacji Gajusz. Przed nią niezwykle odpowiedzialne zadanie – wywoływanie uśmiechu na twarzach Księżniczek i Książąt, którzy zmagają się z nieuleczalnymi chorobami.

Przesympatyczna kuleczka na razie zapoznaje się z domownikami i miejscem, certyfikowaną dogoterapeutką stanie się dopiero po szkoleniu i egzaminie. Jednak już teraz urzekła zarówno podopiecznych, jak i zespół Fundacji. „Nie ma osoby, która na jej widok by się nie uśmiechnęła i nie pogłaskała. Jest bardzo radosna, zabawna, ale nie nadpobudliwa, lecz zrównoważona” – zapewnia w rozmowie z „The Epoch Times” Natalia Pasiecznik, od ponad roku dyrektor Pałacu – Hospicjum Stacjonarnego dla Dzieci prowadzonego przez Fundację.

Ślicznotka

W domu miała już trzy psy, w tym czteroletnią suczkę rasy boston terrier, która jest dogoterapeutką, ale chciała, by do hospicjum trafił piesek, który „od małego będzie przebywał i wychowywał się w tej przestrzeni” – wyjaśnia.

Termin zakupu odkładała z uwagi na różne obowiązki. 6 grudnia do Pałacu trafił malutki Ignaś, cierpiący na zespół Menkesa, chorobę bardzo rzadką i przysparzającą wiele bólu. Rodzina prowadząca pogotowie opiekuńcze, u której chłopiec mieszkał, miała zwierzaki.

„Chcieliśmy mu dać troszeczkę takiej przestrzeni, którą miał w domu. Wiem, że tam były dwa psy i kot. Nie miał żadnego uczulenia. A że Ignaś skradł też moje serce, to pomyślałam: Tak, to jest właśnie ten moment, żeby kupić pieska” – opowiada.

Przesympatyczna kuleczka na razie zapoznaje się z domownikami i miejscem i urzeka wszystkich. Certyfikowaną dogoterapeutką stanie się dopiero po szkoleniu i egzaminie<br /> (Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Przesympatyczna kuleczka na razie zapoznaje się z domownikami i miejscem i urzeka wszystkich. Certyfikowaną dogoterapeutką stanie się dopiero po szkoleniu i egzaminie
(Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Odwiedzając w szpitalu w Warszawie Oleńkę, podopieczną Fundacji, znalazła ogłoszenie. Gdy zobaczyła zdjęcie suni, wiedziała, że ją weźmie.

„Była dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam. Ja tak mam, że jak się zakochuję, to od pierwszego wejrzenia. A ona była taka malutka i bardzo drobniutka. Chyba ostatnia z miotu, bo jej braciszek był dwa razy większy i bardziej muskularny. Ale ona była tak piękna, że nie mogłabym jej zostawić” – śmieje się Natalia Pasiecznik.

„Gdy powiedziałam właścicielce, że to będzie piesek do hospicjum dziecięcego, to pani była tak wzruszona, że zrezygnowała z przyjęcia pieniędzy, pokryliśmy tylko koszty szczepień” – wspomina. Już w Wigilię małe cudo zawitało z wizytą w Pałacu i od tamtej pory przyjeżdża tam mniej więcej dwa razy w tygodniu.

„Cieszę się, bo fajnie się tam zaaklimatyzowała. Była jeszcze maleńka, jak ją przywiozłam, bo miała dwa miesiące, i kiedy ją kładłam do łóżeczka z Ignasiem, to oboje jak dwa bobaski w mgnieniu oka razem zasypiali. Teraz Havana ma już prawie pół roku, więc jest pieskiem, który nie śpi cały dzień. Przyzwyczaiła się do obecności małych dzieci, a wiadomo, nie każdy pies akceptuje maluchy. Może dlatego, że u nas większość dzieci jest leżących. Są spokojne, nie robią gwałtownych ruchów” – zauważa.

„Niezwykłą radochę mają z niej Piotruś i Kubuś, którzy poruszają się na wózkach inwalidzkich, i z nimi ma obecnie najlepsze relacje. Havana czuje się już na tyle swobodnie, że chodzi po całym Pałacu. Idzie do pokoju zabaw i bawi się z dzieciakami, zagląda do kuchni, łazienki, do pani doktor, a jak jest zmęczona, to wraca do mojego pokoju i kładzie się na kocyku. Oswoiła się z Pałacem, i o to mi chodziło, żeby topografię tego miejsca poznała, tak samo jak pies, który wychowuje się w normalnym domu i chodzi też pomiędzy wszystkimi pomieszczeniami” – tłumaczy dogoterapeutka.

Jednocześnie zaznacza, że nigdy nie dopuszczają, by sunia zostawała sama, bez nadzoru w bezpośrednim kontakcie z którymś z dzieci.

Havana przyzwyczaiła się do obecności małych dzieci. Z kolei dla maluszków przebywanie z nią to namiastka zewnętrznego świata (Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Havana przyzwyczaiła się do obecności małych dzieci. Z kolei dla maluszków przebywanie z nią to namiastka zewnętrznego świata (Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Kiedy pyta chłopców, czy jutro przywieźć Havanę, pojawia się u nich przeogromny uśmiech.
Buldożka biega za mknącymi na wózkach dziewięcioletnim Kubą i cztery lata młodszym Piotrusiem. A gdy bawią się na podłodze, mała figlarka namawia ich do zabawy, czmycha, niepostrzeżenie, porywając skarpetki dzieci. „To jej pierwszy odruch, gdy widzi ich na korytarzu, a chłopcy prawie płaczą ze śmiechu, jak ściąga im skarpetki” – relacjonuje.

Uwielbiają jej rzucać piłeczki. Wychodzą z nią też do ogrodu. Przy asekuracji opiekunów starają się trzymać smycz jak najmocniej.
„Jest to dla nich niezwykła atrakcja, chociażby dlatego, że Pałac jest całym ich światem. Niektóre dzieciaki są tu od samego początku, a funkcjonowanie w takiej rzeczywistości jak nasza jest ze względu na choroby niemożliwe. Przebywanie z Havaną to namiastka tego naszego, zewnętrznego świata” – podkreśla Natalia Pasiecznik.

Dlatego misja buldożki jest tym bardziej nadzwyczajna. Ekspertka zwraca uwagę: „Pies niekoniecznie musi brać aktywny udział w zajęciach. Samo to, że jest w pobliżu, wprowadza atmosferę odprężenia i wzbudza zaufanie dzieci”.
Nagroda w postaci zabawy z Havaną czy podanie jej na rączce smakołyków może też motywować do wykonywania zadań pedagogicznych.

Dla podopiecznych, którzy leżą, najważniejsze będą naturalne stymulacje sensoryczne, np. poprzez głaskanie pieska. Havana liże dzieciakom dłonie, a to, jak mówi dyrektorka hospicjum, zapewnia im zupełnie inne doznania niż te, gdy opiekunowie biorą je na ręce. To także specyficzna woń czworonoga, która może być nowa dla dzieci czujących zapachy. Wszystko jest dostosowywane do indywidualnych potrzeb chorych dzieci.

Młodziutka buldożka francuska jest bardzo radosna, ale zrównoważona. Na zdjęciu Havana z maluszkiem będącym pod opieką Fundacji (Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

Młodziutka buldożka francuska jest bardzo radosna, ale zrównoważona. Na zdjęciu Havana z maluszkiem będącym pod opieką Fundacji (Fundacja Gajusz / dzięki uprzejmości Natalii Pasiecznik)

W Pałacu opiekunowie robią wszystko, by podopieczni nie odczuli pandemii

Wprowadzono zakaz odwiedzin, więc nie przychodzą ani wolontariusze, ani rodzice. Jednak dla większości dzieci, których nigdy nie odwiedzali bliscy, zbyt wiele się nie zmieniło.
Pracownicy starają się robić zdjęcia, wysyłać filmiki rodzinom. Rodzice przekazują paczki.

Jak opowiada Pasiecznik, zmieniła się sytuacja dla Kuby, który nie jeździ do przedszkola, uczy się online i tęskni za panią i kolegami.

Dyrektorka hospicjum docenia, że w tym trudnych chwilach prywatne osoby i firmy nie zapomniały o nich, dzwonią i dopytują, jak mogą wesprzeć.

Pałac to szczególne miejsce, gdzie wraz ze wspaniałym zespołem udało się nam „zbudować domową atmosferę, pełną miłości”.

Zanim Natalia Pasiecznik pojawiła się w Gajuszu, pracowała przez 10 lat jako nauczyciel wspierający w klasie integracyjnej w liceum. Jej córka i syn podrośli, poczuła, że chciałaby coś zmienić, i wtedy natknęła się na stoisko prezentujące działalność Fundacji. Wkrótce została wolontariuszką, a jej zaangażowanie sprawiło, że po jakimś czasie zaproponowano jej stanowisko asystentki dyrektora hospicjum. Później awansowała. Nie wiedziała, czy sobie poradzi, bo jak mówi, ma „za dobre serce, a to nie najlepsza cecha przy zarządzaniu”, ale prezes Fundacji w nią wierzyła.

Natalia Pasiecznik rozpoczęła swoją pracę w Fundacji jako wolontariuszka, dziś jest dyrektorką Pałacu. Na zdjęciu podczas przygotowań do nagrania spotu (fot. Magdalena Paszko)

Natalia Pasiecznik rozpoczęła swoją pracę w Fundacji jako wolontariuszka, dziś jest dyrektorką Pałacu. Na zdjęciu podczas przygotowań do nagrania spotu (fot. Magdalena Paszko)

Uważa, że „nic nie dzieje się bez przyczyny”

W Pałacu poznała Adasia, z którym dane było jej stworzyć nieprawdopodobną więź. Za sugestywną namową Tisy Żawrockiej-Kwiatkowskiej, prezes Fundacji, została opiekunem prawnym chłopca i można rzec, zrewolucjonizowała dotychczasowe zwyczaje opieki. Potem inni poszli w jej ślady.

Nauczyła się, jak go pielęgnować, podawać leki, by mogła systematycznie zabierać Adasia do domu. Syn i córka też nawiązali z nim relacje, wiedzieli, że jest dla niej ważny. Pokochała go jak własne dzieci. Jeździli razem do jej mamy, siostry, a nawet do babci na wieś. Tydzień przed jego śmiercią zdążyli jeszcze pojechać nad morze.

Przeżyła Ten Czas

„To, że w pewnym momencie stał się częścią mojego, naszego wspólnego życia, sprawiło, że jego odejście było takie bardzo trudne” – wyznaje.

Dziś rozumie, że nawet jeśli się wie, że dziecko jest nieuleczalnie chore i że kiedyś odejdzie, do końca nie dopuszcza się tej myśli do siebie. „Ciągle wydawało mi się, że mam jeszcze czas” – mówi.

Tego dnia została po pracy i siedziała przy Adasiu. Pielęgniarki przekonały ją, żeby pojechała do domu, że zawiadomią, gdyby coś się działo.

Nie minęło dużo czasu, gdy odebrała telefon: „Przyjedź, Adaś na Ciebie czeka”. Zawiadomiła mamę i siostrę, które przyjechały też do Pałacu. Pierwszy raz była przy śmierci.

„Adaś odszedł bardzo powolutku, bez żadnego bólu, cierpienia, w spokoju po prostu zasnął w moich ramionach” – wyznaje.

„Bolało, ale musiałam pozwolić mu odejść. Teraz tam czeka” – mówi z nadzieją.

„Wierzę w przeznaczenie. Widocznie tak musiało być, że trafiliśmy na siebie. Ważne, że dostał trochę matczynej miłości, wszystkim naszym dzieciom się ona należy”.

Miał trzy latka i w Pałacu spędził prawie całe swoje życie.
Jak opowiada Natalia Pasiecznik: „Było mi bardzo ciężko, udało mi się przez to przejść dzięki wsparciu bliskich, mimo że wcześniej nie wyobrażałam sobie, jak można przeżyć śmierć dziecka. Teraz lepiej rozumiem rodziców tracących dzieci. To doświadczenie mnie zmieniło. Inaczej patrzę na problemy, wydają mi się bardziej błahe. Jestem silniejsza i jak powiedziała moja babcia, mam w niebie swojego anioła. Czuję to i za każdym razem, gdy wydarzy się coś pozytywnego, to mówię: Adaś nade mną czuwa”.

„Nie wiem, czym życie jeszcze mnie zaskoczy, zastanawiam się, czy nie zostać rodzicem zastępczym” – podsumowuje dyrektorka hospicjum.

O utracie bliskiej osoby Fundacja Gajusz opowiada w najnowszej kampanii Ten Czas. Podopiecznym trzech hospicjów dziecięcych można pomóc, przekazując 1% podatku.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję