Zamiast marnować żywność, uratuj ją! Oddaj do Jadłodzielni, a może sam znajdziesz tam coś smacznego

Powodów niewykorzystania jedzenia może być wiele. Zamiast wyrzucać nadmiarowe i zdatne do spożycia produkty, możemy oddać je do Jadłodzielni. Zdjęcie ilustracyjne (<a href="https://unsplash.com/@yrss?utm_source=unsplash&utm_medium=referral&utm_content=creditCopyText">Yuris Alhumaydy</a> / <a href="https://unsplash.com/?utm_source=unsplash&utm_medium=referral&utm_content=creditCopyText">Unsplash</a>)

Powodów niewykorzystania jedzenia może być wiele. Zamiast wyrzucać nadmiarowe i zdatne do spożycia produkty, możemy oddać je do Jadłodzielni. Zdjęcie ilustracyjne (Yuris Alhumaydy / Unsplash)

Ile razy zdarzyło Ci się wyrzucić jedzenie? Kupujemy więcej, niż możemy zjeść, a później spora część ląduje w śmieciach. Tak nie musi być! Foodsharing jest fantastyczną okazją, by uratować żywność i podzielić się z innymi tym, czego nie zdołamy zjeść. Okazuje się, że szafka czy lodówka udostępnione w przestrzeni publicznej, do których można zanosić żywność, mogą wiele zmienić. Pierwsza w Polsce Jadłodzielnia powstała 9 maja 2016 roku w Warszawie, otworzono ją na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, dziś idea współdzielenia się niewykorzystanym jedzeniem rozprzestrzenia się po całej Polsce.

Szafka na ulicy lub ogólnodostępna lodówka

Można samemu się obsłużyć, poczęstować tym, co znajdziemy w środku Jadłodzielni lub przynieść żywność, która mogłaby się w naszym domu zmarnować. Powodów niewykorzystania jedzenia może być wiele. To mogą być zbyt duże zakupy, nagły wyjazd, fakt, że nie przejedliśmy wszystkiego na przyjęciu czy też – prozaicznie – produkt, który kupiliśmy, okazał się niezgodny z naszymi upodobaniami, a być może trafi w gust kulinarny innej osoby, gdy oddamy go do ogólnodostępnej lodówki lub szafki. W ten sposób zdołamy uratować pożywienie.

W wywiadzie dla „The Epoch Times” współtwórczyni pierwszej w Polsce Jadłodzielni i warszawskiego ruchu foodsharingu Karolina Hansen opowiada, jak rozpoczęło się to przedsięwzięcie w naszym kraju: – Wbrew pozorom nie trafiło bezpośrednio z Niemiec. Ja i inna osoba, niezależnie od siebie, działałyśmy wokół banków żywności. Agnieszka Bielska tam pracowała, a ja byłam wolontariuszką. W głowach powstawały nam różne pomysły, m.in. taki, że można by zrobić coś innego niż robią banki żywności. Ktoś nam powiedział: – Słuchajcie, pogadajcie ze sobą, bo chyba macie zbieżne zainteresowania. W ten sposób się poznałyśmy.

Jadłodzielnia na Wydziale Technologii Drewna SGGW w Warszawie, ul. Nowoursynowska 159 (FB Foodsharing Warszawa / dzięki uprzejmości <a href="https://www.facebook.com/FoodsharingWarszawa/">Foodsharing Warszawa</a>)

Jadłodzielnia na Wydziale Technologii Drewna SGGW w Warszawie, ul. Nowoursynowska 159 (FB Foodsharing Warszawa / dzięki uprzejmości Foodsharing Warszawa)

Jak mówi rozmówczyni, obie zauważyły informację w gazecie: – Ktoś w Hiszpanii wystawił lodówkę na ulicy. Stwierdziłyśmy, że to jest superpomysł, żeby zrobić coś takiego. Później, jak już miałyśmy ten pomysł, to w internecie znalazłam informację, że istnieje coś takiego jak niemiecki Foodsharing.

Obie pomysłodawczynie pojechały do Niemiec, by skonsultować się z tamtejszymi foodsharingowcami. Na miejscu doszły do wniosku, że zamiast wymyślać wszystko od początku mogą „zaadaptować system, w którym oni już działają, bo po co wyważać otwarte drzwi” – relacjonuje Karolina Hansen.

Dodaje: – Wiele osób myśli, że widziałam, jak to działa w Niemczech, i stwierdziłam, że to założę w Polsce, ale było trochę inaczej, chociaż to nie ma jakiegoś większego znaczenia.

Przedstawiciele niemieckiego Foodsharingu dali zielone światło na rozpowszechnienie tej inicjatywy w Polsce, udostępnili swoje materiały promocyjne i logo oraz dzielili się doświadczeniami i tym, co udało im się już wypracować.

Karolina Hansen wspomina, jak mówili: – Chcemy, żeby to się szerzyło na całym świecie, tylko ważne, żeby pamiętać, że chodzi o ratowanie jedzenia, a nie np. o dożywianie osób potrzebujących, że jakby to też się dzieje, ale to nie jest cel. Celem jest ratowanie jedzenia i żeby ono było dostępne dla wszystkich niezależnie od tego, czy są biedni, czy są bogaci. I absolutnie nie można tego jedzenia sprzedawać dalej i w jakiś sposób czerpać z tego korzyści. To jest wszystko robione wolontaryjnie i dla wszystkich.

Jadłodzielnie rosną jak grzyby po deszczu

Najwięcej jest ich w Warszawie, 17 lipca o 17.00 otworzono kolejny punkt na ul. Ratuszowej. Inicjatywę podjęły inne miasta, m.in. Wrocław, Toruń, Kraków, Bydgoszcz, Łódź, Słupsk, Katowice, Szczecin.

– Ich jest tyle, że z pamięci wolałabym ich nie wymieniać. Cieszymy się, że to się tak rozrosło. Ileś jest miejsc, które miały z nami kontakt, a ileś miejsc stwierdziło, że to jest fajny pomysł i nie konsultując się z nami, otworzyło coś mniej lub bardziej podobnego do naszych działań. Najlepiej spojrzeć sobie na mapkę Jadłodzielni i tam jest ze 30 z logo Foodsharingu i jeszcze do tego kilkanaście innych inicjatyw, o których dowiedzieliśmy się z prasy czy od znajomych – mówi Karolina Hansen.

Spotykają się, wymieniają doświadczeniami, pomagają sobie. Obecnie przygotowują się do założenia stowarzyszenia, ale jak podkreśla współzałożycielka Jadłodzielni, działalność Foodsharingu: – Nadal zostanie w takiej formie, jak jest, tylko będziemy mieć narzędzie do ewentualnej interwencji, wsparcia czy promocji.

Zajrzyj, kiedy chcesz

Zlokalizowane są w różnych częściach Warszawy, niektóre szafki stoją na zewnątrz i można do nich zaglądać przez całą dobę, inne Jadłodzielnie mieszczą się np. na uczelniach czy w kawiarniach i otwarte są w godzinach pracy tych miejsc.

Karolina Hansen tłumaczy, że Jadłodzielnia w niektórych miejscowościach znajduje się w lokalach udostępnianych zazwyczaj bezpłatnie przez miasto, np. po sklepie, i wówczas takie punkty są czynne w określonych godzinach.

– To jest jakaś możliwość, ale tak naprawdę staramy się, żeby to były miejsca, gdzie nikogo nie ma, żeby to było jak najbardziej anonimowe, jak najbardziej dostępne. Ktoś częstuje się, zostawia jedzenie lub zabiera i wychodzi. Zdarzają się czasem takie miejsca, które ktoś otwiera i zamyka, ale większość jest taka ogólnodostępna w jakimś budynku lub na ulicy.

Inicjatorka Foodsharingu w Polsce zaznacza, że w przypadku szafek ustawianych w wolnej przestrzeni, przynosząc żywność, trzeba uwzględnić panujące warunki atmosferyczne. – Jak jest upał, to lepiej tam nie wkładać niczego takiego, co wymaga chłodu, albo jak jest mróz, to też trzeba wziąć to pod uwagę.

Należy pamiętać, że posiłki z Jadłodzielni spożywamy na własną odpowiedzialność i sami powinniśmy ocenić, czy na pewno nadają się do jedzenia. Jednak do tej pory nie zgłaszano żadnych incydentów po skonsumowaniu uratowanej żywności.

Ratownicy żywności

O każdą Jadłodzielnię dbają wolontariusze, zwani ratownikami, którzy najpierw przechodzą okres próbny, podczas którego sprawdza się, czy dobrze się wywiązują z obowiązków. W stolicy aktywnie zaangażowanych jest ok. 20-30 osób, w całej Polsce ok. 200. Karolina Hansen podkreśla: – Taka szafka czy lodówka jest w przestrzeni publicznej i każdy się nią może opiekować, ale mamy też osoby dedykowane, które się tymi miejscami opiekują, zaglądają tam. To się rzadko zdarza, ale jak coś jest tam niedobrego, to wyjmą i wyrzucają, sprzątają.

Jak dodaje: – Robimy czasem stoiska na targach ekologicznych czy festiwalach jako wolontariusze. Teraz był np. piknik wakacyjny w dzielnicy Włochy. Tam też zrobiliśmy swój stolik z kanapkami z uratowanym jedzeniem, żeby pokazać, czym jest Foodsharing i żeby każdy mógł się poczęstować, czyli taki catering na imprezach kulturalnych. Czasami bierzemy udział w spotkaniach, np. kiedy wyświetlany jest film o żywności, to opowiadamy o Foodsharingu, czyli promujemy temat. To bardziej widać, a mniej widoczne jest właśnie to, że ktoś się do nas zgłasza, że ma jedzenie do odebrania i my je odbieramy. To jest mniej nagłaśniane, ale ratujemy tę żywność własnymi rękoma – opowiada Karolina Hansen.

Stół zastawiony odzyskaną żywnością na pikniku „Akcje w wakacje” organizowanym przez DK Włochy, 8.07.2018 r. (FB Foodsharing Warszawa / dzięki uprzejmości <a href="https://www.facebook.com/FoodsharingWarszawa/">Foodsharing Warszawa</a>)

Stół zastawiony odzyskaną żywnością na pikniku „Akcje w wakacje” organizowanym przez DK Włochy, 8.07.2018 r. (FB Foodsharing Warszawa / dzięki uprzejmości Foodsharing Warszawa)

Aktywistka podaje także, że w innych miastach zdarza się, iż wolontariusze prowadzą warsztaty o Foodsharingu w szkołach. Jak tłumaczy: – W Warszawie mamy na tyle sporo zaproszeń z zewnątrz, że nawet nie do końca wychodzimy sami z inicjatywą, bo i tak mamy co robić z otrzymanymi zgłoszeniami.

Wybór jedzenia jest duży

Ludzie dzielą się różnym jedzeniem. Karolina Hansen, przypominając początki działalności Jadłodzielni, mówi: – Wśród przynoszonej żywności dużo się pojawiało takich rzeczy od troskliwych mam bądź babć, czyli przetwory w słoikach wyciągnięte z piwnicy albo z lodówki, bo ktoś nie daje rady tyle zjeść. Pojawiają się tzw. diety pudełkowe, bo jak ktoś zamawia dietę, to dostaje posiłki 5 razy dziennie i jeśli np. pójdzie na obiad w mieście, to tego nie zje, więc czasem znajdzie się takie gotowe dania.

Zdarza się też, że: – Ktoś zamówił coś w restauracji i zjadł tylko trochę i przynosi resztę. To jest nadal zapakowana porcja, która została z zamówionego posiłku. Pojawiają się cateringi szczególnie w okresie przedświątecznym, bo firmy organizują wtedy imprezy i zawsze coś zostaje. Dzięki naszemu nagabywaniu, żeby ludzie nie wyrzucali jedzenia i przywozili do Jadłodzielni, czasem przywożą – opowiada.

Rozmówczyni zwraca uwagę, że obecnie o możliwości odbioru jedzenia dają im znać niektóre sklepy i organizatorzy imprez. – Na początku tak jeszcze nie było. Teraz ktoś do nas dzwoni czy pisze na Facebooku: Słuchajcie jedzenie mi zostało z imprezy, czy możecie to odebrać? My wtedy odbieramy i zawozimy do Jadłodzielni.

Wraz z rosnącą popularnością Jadłodzielni udało się nawiązać regularną współpracę z niektórymi kawiarniami, restauracjami i czasem można poczęstować się różnymi smakołykami przez nie przygotowanymi, których nie zdążyli sprzedać danego dnia.

Każdy może wziąć małe co nieco

Z Jadłodzielni mogą korzystać wszyscy. Kto przychodzi, tego dokładnie nie wiadomo. Jedynie w punktach czynnych w budynkach, np. na wydziałach, portierzy zauważyli, że przychodzą osoby w różnym wieku, mniej lub bardziej regularnie.

Wiadomo, że: – Łatwiej jest wziąć, niż przynieść jedzenie. Żeby wziąć, wystarczy przechodzić albo być na uczelni i zajrzeć, a może coś będzie. Do tego nie trzeba być specjalnie przygotowanym, najwyżej może się okazać, że nie mam torebki, żeby coś zapakować. Aby przynieść, to trzeba pamiętać o tym, żeby sprawdzić, co mamy w lodówce, jakoś ewentualnie to zapakować czy opisać i zabrać ze sobą. To wymaga troszkę więcej niż przypadkowe wzięcie, bo akurat coś zobaczyłam. Nie da się wziąć więcej niż to, co przyniesiono. Ale jedna osoba po imprezie cateringowej może dostarczyć dużo jedzenia, a potem skorzysta z tego np. 10 osób.

Jadłodzielnia na Bazarze Lotników w Warszawie (FB Foodsharing Warszawa / dzięki uprzejmości <a href="https://www.facebook.com/FoodsharingWarszawa/">Foodsharing Warszawa</a>)

Jadłodzielnia na Bazarze Lotników w Warszawie (FB Foodsharing Warszawa / dzięki uprzejmości Foodsharing Warszawa)

Już stać nas na marnowanie jedzenia, tylko po co?

Wciąż w rankingu marnowania jedzenia Polska zajmuje wysokie miejsce. – To niestety jest taki efekt uboczny bogacenia się. Już nas stać na to, żeby kupować jedzenie i potem go nie zjadać. To jest smutne. Im kraj staje się bogatszy, tym więcej żywności wyrzucamy. Podwyższa nam się standard życia, ale też więcej marnujemy – ocenia Karolina Hansen.

Dzięki tego rodzaju inicjatywom coraz bardziej dostrzega się ten problem i konieczność przeciwdziałania wyrzucaniu ton jedzenia. – My jesteśmy jakimś elementem tego uświadamiania. Wydaje mi się, że pojawia się świadomość tego problemu. Na razie w Polsce to jest głównie świadomość, że coś takiego istnieje, ale jeszcze nie do końca za tym idą konkretne działania, mam nadzieję, że to się zmieni. Są projekty unijne, które także są prowadzone w Polsce, na temat marnowania żywności, badające, jak ta sytuacja wygląda, i liczę, że oprócz diagnozy zaczną się też działania w tej sferze.

Przyłączmy się do ratowania żywności

Karolina Hansen apeluje do osób, które organizują imprezy albo pracują w mniejszych sklepach: – Jeżeli mają jedzenie, które nadal jest dobre, a z różnych powodów muszą się go pozbyć, to niech odzywają się do nas i my na pewno pomożemy.

Warto też dodać, że zmieniły się regulacje prawne i legalnie można oddawać większą ilość żywności nawet w ramach darowizny, zyskując ulgi podatkowe. Jednak jak zaznacza rozmówczyni: – To, co my dostajemy, to są zazwyczaj mniejsze ilości. Ktoś oddaje żywność i nie chce sobie tego nigdzie odpisywać jako darowizny, tylko szkoda mu jedzenie wyrzucać. Wiele sklepów wpisuje przekazywane jedzenie po prostu w straty i w ten sposób są rozliczeni. Ludzie nie do końca mają świadomość, że nawet jakby ktoś chciał taką dużą ilość jedzenia oddać i chciałby konkretnie to zaksięgować jako darowiznę żywności, to może to zrobić dla organizacji pożytku publicznego i też nie będzie nic za to płacić i zyska upusty.

Źródła: FoodsharingWarszawa, ngo.pl, Radio dla Ciebie.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję