Po niemal 5 latach prac renowacyjnych w Gdańsku znów można zwiedzać wyjątkowy XVI-wieczny zabytek

Spichlerz „Błękitny Baranek” po renowacji, fasada (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Spichlerz „Błękitny Baranek” po renowacji, fasada (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Spichlerz „Błękitny Baranek” jest „jedyną pozostałą konstrukcją tego rodzaju na Wyspie Spichrzów w Gdańsku, która przetrwała II wojnę światową” – podkreśla w rozmowie z „The Epoch Times” Marcin Klebba, kierownik oddziału Muzeum Archeologicznego w Gdańsku.

Unikat

„Jest to unikalna konstrukcja dlatego, że możemy zobaczyć oryginalne, drewniane elementy szkieletu tego budynku. Na niektórych z nich nawet widać nacięcia, oznaczenia, żeby budowniczowie wiedzieli, w których miejscach mają wykonać łączenia” – zachwala gospodarz.

Zabytek przetrwał II wojnę światową i dopiero uderzenie pioruna naruszyło więźbę dachową. Do naszych czasów zachowały się drewniane stropy i belkowanie.

Od 1995 roku Spichlerz „Błękitny Baranek” znajduje się pod auspicjami Muzeum Archeologicznego w Gdańsku i przez lata dostosowywano go do celów muzealnych i edukacyjnych.

Miejsce na przestrzeni dziejów znane było jako „Spichlerz „Błękitny Baranek”, Spichlerz „Błękitny Lew” i Spichlerz „Wisłoujście”” – wyjaśnia Marcin Klebba.

Jego nazwy wywodzą się z języka niemieckiego. Przypuszcza się, że pierwotnie funkcjonował jako „Blaue Lamm”, czyli właśnie „Błękitny Baranek”, albo według innego tłumaczenia – „Błękitne Jagnię” (nazwa wymieniona w rejestrze zabytków Narodowego Instytutu Dziedzictwa), ponieważ to określenie zostało znalezione w źródłach z 1631 roku. W późniejszych dokumentach można spotkać się również z inną nazwą, która najprawdopodobniej powstała na skutek błędu w pisowni: „Blaue Löwe”, co oznacza „Błękitny Lew”.

Wiele spichlerzy na terenie Wyspy Spichrzów nosiło „nazwy nawiązujące do Biblii, pochodzących z niej opowieści, m.in. „Babel”, „Jezus” albo „Madonna”. […] Niektóre z nich miały nazwy utworzone od położenia danego spichlerza, np. narożny, […] lub jego koloru, od umieszczonej na nim figurki czy od jakiegoś elementu architektonicznego” – opowiada.

Fragment wnętrz Spichlerza „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Fragment wnętrz Spichlerza „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Pojawiały się również nazwy utworzone od miast i krajów europejskich, a także zupełnie inne, np. „Ślepy Pies”. Ponieważ nazwy funkcjonowały zamiast numerów, Klebba przypuszcza, że służyły m.in. zapamiętywaniu położenia budynków. Zaznacza, że pod uwagę powinno się też wziąć kwestię tłumaczenia z języka niemieckiego, dochodziło bowiem do błędów popełnianych np. przez osoby zapisujące nazwę.

„Co do nazwy tego naszego budynku „Błękitny Baranek”, przypuszczam, że nawiązuje do tytułu Jezusa […], natomiast jak do tej pory nigdzie się nie spotkałem z objaśnieniem nazwy tego spichlerza. Sądząc po tym, jak barwne są nazwy innych spichlerzy, to naprawdę można odnieść wrażenie, że jest to bardzo prawdopodobne” – ocenia.

Wyspa Spichrzów

„Wyspa Spichrzów w Gdańsku została sztucznie utworzona w 1576 roku i na jej terenie powstawały spichlerze” – mówi Marcin Klebba.

Archeolog opowiada, że zanim zaczęto wykorzystywać ten obszar do celów magazynowych, znajdowały się tam „parcele cechu rzeźników”.

Z czasem budowano coraz większe magazyny, ich liczba doszła do ok. 340.

„Spichlerze sytuowano szczytowymi stronami w kierunku ciągów komunikacyjnych, czyli ulic i wody”.

Służyły do przechowywania nie tylko zboża, lecz także „towarów najróżniejszego rodzaju”. Jak wymienia Klebba, były to m.in. drewno, smoła, futra, wosk, sól, miedź, inne surowce, którymi handlowano z Europą Zachodnią, gdzie wówczas prężnie rozwijało się rzemieślnictwo, a brakowało właśnie tego typu dóbr.

Po II wojnie światowej „Błękitny Baranek” był magazynem firmy handlującej ziołami.

Nowa odsłona

Archeolog podaje, że ostatnie wycieczki przed pracami rewitalizacyjnymi i konserwatorskimi w tym oddziale muzealnym miały miejsce we wrześniu 2016 roku.

Remont trwający ok. 4,5 roku miał na celu przede wszystkim „ustabilizowanie obiektu przed zapadaniem się”.

Jak tłumaczy Klebba, „obecnie teren jest bardziej podatny na obsunięcia z powodu obniżania się wód gruntowych. Woda, która opada, powoduje, że te wyższe partie ziemi osuszają się i są mniej stabilne”.

Przypomina, że Gdańsk leży w rejonie podmokłym, gdzie znajdują się ujścia Wisły, Motławy i Raduni. Dawniej, żeby móc coś zbudować na tak niedogodnym terenie, najpierw wbijano drewniane pale, które nie musiały być nawet obrobione. Chodziło o to, by połączyć je w konstrukcję nośną.

Archeolog mówi, że na belki podwalinowe układano fundamenty kamienne, a na nich dopiero budowano ceglane mury.

„Spichlerze bardzo często mogły nie mieć wystarczającej mocy nośnej w środkowej części. W związku z czym na brzegach budynków mamy solidniejsze osadzenie w postaci kamiennej i potem ceglanej, natomiast środki były oparte na filarach drewnianych” – zauważa.

„W naszym spichlerzu środkowa część belek zaczęła osiadać do tego stopnia, że wykrzywiały się podłogi i miejscami opadały stropy. Prawdopodobnie tego rodzaju problemy mogły mieć miejsce już w średniowieczu i w czasach nowożytnych”.

Prace budowlane w Spichlerzu „Błękitny Baranek” (archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Prace budowlane w Spichlerzu „Błękitny Baranek” (archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

„Być może pierwotnie podłogi na piętrach były nieco wyższe u brzegów budynku, a nachylone bardziej do osi środkowej obiektu, co miało ułatwiać transportowanie przechowywanych tu dóbr?” – mówi kierownik „Błękitnego Baranka” i zaznacza, że spotkał się też z odmiennymi opiniami, że z upływem lat to „konstrukcja nie wytrzymała naporu i podłogi zaczęły się wykrzywiać”.

Klebba zauważa, że drewniana konstrukcja tego dość dużego budynku (szerokość magazynu według wykazu z 1620 roku wynosi 48 stóp, czyli 13,8 m) była chwiejna i pod wpływem również wiatru „opadała” coraz bardziej w stronę Motławy.

Spichlerz okopano i wzmocniono mikropalikami, które ustabilizowały budynek w takim położeniu, w jakim jest obecnie, nie niwelując jego kąta nachylenia. Uzupełniono też brakujące belki i deski.

„Podobnie jak Krzywa Wieża w Pizie, po prostu może być krzywo, ale stabilnie” – mówi.

Gdy stoimy przed budynkiem przy ulicy Chmielnej, uwagę przykuwają trzy wielkie, zabytkowe wejścia. Klebba tłumaczy, że mają tak duży rozmiar, ponieważ dawniej przez nie wjeżdżały towary, które następnie rozładowywano i przenoszono na poszczególne kondygnacje.

„Po wejściu do środka widzimy galerię sosnowych belek, na których opierał się spichlerz. To jest element konstrukcyjny budynku. […] Na parterze możemy zobaczyć ściany z cegły gotyckiej (tzn. klasycznej, ręcznie formowanej – przyp. redakcji). Po drugiej stronie, gdzie zza okna widać Motławę, mamy w przestrzeni na parterze drobną cegłę holenderską – typową w okresie renesansu cegłę jasnej barwy (pojawiła się w wyniku przebudowy spichlerza w 1779 roku – przyp. redakcji). W tej właśnie części ładowano bądź rozładowywano towary z przypływających statków” – opowiada.

Ściana zewnętrzna z cegły widoczna podczas prac budowlanych prowadzonych w Spichlerzu „Błękitny Baranek” (archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Ściana zewnętrzna z cegły widoczna podczas prac budowlanych prowadzonych w Spichlerzu „Błękitny Baranek” (archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Wehikuł czasu

W Spichlerzu „Błękitny Baranek” ponownie można zwiedzać wystawy – „odświeżone” i wzbogacone o nowe eksponaty. Wśród nich jest ekspozycja, która pozwala na chwilę znaleźć się w Gdańsku z przełomu XIV i XV w., a nawet w sposób dosłowny poczuć, usłyszeć, zobaczyć, jednym słowem doświadczyć, panującej wówczas atmosfery.

„Fantastyczną okazją do przeniesienia się w czasie jest zajrzenie na średniowieczną uliczkę hanzeatycką, na której znajdziemy manekiny przygotowane przez specjalistów i artystów. Odwzorowują one sylwetki i twarze osób, które żyły w średniowiecznym Gdańsku” – mówi Klebba.

Jak relacjonuje, wykorzystano dane z wykopalisk, podczas których archeolodzy znaleźli szczątki ludzkie pod Halą Targową przy pl. Dominikańskim w Gdańsku.

Na podstawie danych, które nadawały się do oszacowania fizjonomii, stworzono sylwetki, a „wizerunki twarzy są częścią wizji artystycznej, oczywiście bazującej na pewnej statystycznej grubości tkanki miękkiej w poszczególnych punktach na czaszce. Po dobraniu tych odpowiednich parametrów udało się uzyskać unikalne cechy każdej z tych twarzy. Potem już praca artysty nawiązywała do możliwości dobrania odpowiednich fenotypów, czyli charakterystycznych cech właściwych dla danego typu ludzi, którzy byli np. blondynami czy brunetami. Nawet mamy przykład rekonstrukcji jednej postaci, która miała pochodzenie azjatyckie, odwzorowaną z ciemnymi włosami, z lekko ukośnymi oczami. W ten sposób też pokazujemy, jakie było zróżnicowanie ludzi żyjących w tamtym czasie w Gdańsku” – podaje.

„Mogę zdradzić tajemnicę, że postacie nie były dopasowywane do roli, którą odgrywają na uliczce hanzeatyckiej. Manekiny, które odpowiadały sylwetką, twarzą czy tym, jak mogły być zrekonstruowane, trafiły do kramów, np. szewca, do wytwórcy ozdób bursztynowych, czyli bursztynnika, lub do bednarza, płatnerza, krawcowej, cyrulika, kowala” – wymienia.

„Mamy też tu łaźnię, w której odpoczywano po pracy. Jest świniarka, czyli taka poganiaczka świń, które pasły się nawet w mieście. Świnki wówczas inaczej wyglądały. Teraz wszyscy kojarzą takie świnie różowe, wcześniej były bardziej włochate. Stworzyliśmy kram kupca, nad którym unoszą się wonności różnych przypraw, np. transportowanych z daleka goździków” – mówi.

Kram bursztynnika w uliczce hanzeatyckiej, fragment wystawy w odrestaurowanym Spichlerzu „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Kram bursztynnika w uliczce hanzeatyckiej, fragment wystawy w odrestaurowanym Spichlerzu „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Archeolog dodaje, że na ekspozycji znajduje się również karczma oraz coś, co w dzisiejszym języku moglibyśmy nazwać „średniowiecznym food truckiem”. Chodzi o dwukołowy wóz, na którym jest zamontowany piec do wypieku chleba. Dzięki temu piekarz „mógł zawsze przemieścić się w miejsce, gdzie było więcej ludzi, i tym wonnym, piekącym się chlebem zyskiwać sobie klientów” – tłumaczy.

„W karczmie zostało pokazane, jakie jadano dawniej potrawy. Wówczas nie znano ziemniaków, więc to były przede wszystkim groch, soczewica i inne strączkowe poza fasolą, która została przywieziona później z Ameryki” – wylicza.

„Spacerując pomiędzy warsztatami rzemieślniczymi, możemy usłyszeć gwar uliczki i dźwięki dochodzące z kramów, z każdego inne. Jest m.in. pielgrzym i odgłosy kościelne, ponieważ w Gdańsku znaleziono bardzo dużo charakterystycznych plakietek pielgrzymich. To takie specjalne odznaki i pamiątki pielgrzymów, którzy podróżowali do różnych świętych miejsc w całej Europie. Tam kupowali bądź dostawali plakietki, świadczące o tym, że odwiedzili święte miejsce, modlili się o wstawiennictwo świętych. Plakietki miały także znaczenie ochronne. Ludzie wierzyli, że mogą one im pomóc wyzdrowieć, uzyskać odpuszczenie grzechów” – wyjaśnia.

„Na uliczce hanzeatyckiej zostało dodane stanowisko wytwórcy plakietek pielgrzymich, czyli odlewnika” – wspomina Klebba.

Spichlerz oprócz nowej sali konferencyjnej zyskał przestrzeń na ekspozycje czasowe, wcześniej prezentowano tu wyłącznie wystawy stałe.

„Obecnie są wystawiane urny popielnicowe z projektu badawczego nawiązującego do cmentarzy z kultury pomorskiej z wczesnej epoki żelaza” – mówi.

Jeden ze zrekonstruowanych kramów rzemieślniczych na średniowiecznej uliczce hanzeatyckiej, fragment wystawy w Spichlerzu „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Jeden ze zrekonstruowanych kramów rzemieślniczych na średniowiecznej uliczce hanzeatyckiej, fragment wystawy w Spichlerzu „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Dwie perspektywy

Zdaniem Klebby bardzo ciekawą ideą jest umożliwienie zwiedzającym spojrzenia na artefakty z różnych perspektyw. Zrekonstruowana uliczka hanzeatycka to pokazanie ówczesnego świata tak, jak na podstawie zebranych materiałów wydaje nam się, że wyglądał.

Z kolei „piętro wyżej mamy wyeksponowane zabytki zrekonstruowane i zakonserwowane, a więc pokazujemy to, co udało się z tego świata wyciągnąć” – stwierdza.

Klebba wskazuje, że przedmioty umieszczone w gablotach są także zaprezentowane w uliczce hanzeatyckiej, jednak podkreśla, że zupełnie inaczej się je odbiera.

„Gdy wchodzi się i patrzy na całą scenografię, to te różne drobne przedmioty umykają oczom, bo patrzymy na twarze, na to, co się dzieje, na otoczenie. A archeolog, gdy próbuje odtworzyć tę dawną rzeczywistość, to najpierw patrzy na to, co i w jakim kontekście znajduje, a dopiero potem tworzy rekonstrukcję tego świata” – zauważa.

Porównując te ekspozycje, można spostrzec, „jak dużo rzeczy zostało zrekonstruowanych w uliczce hanzeatyckiej i jak mało oryginalnych przedmiotów przetrwało do dzisiaj, a mimo wszystko udało nam się je odtworzyć” – stwierdza.

Jak mówi, do ludzi przemawia bardziej kontekst, otoczenie niż pojedynczy artefakt.

„Jeden przedmiot pięknie pokazany, zrekonstruowany jest sam w sobie świetnym dowodem rzemiosła gdańskiego czy umiejętności ówczesnych ludzi, którzy mieli więcej czasu, precyzji, więcej serca wkładali we wręcz [wydawać by się mogło] niewykonalną pracę”.

Fragment wystawy w odrestaurowanym Spichlerzu „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

Fragment wystawy w odrestaurowanym Spichlerzu „Błękitny Baranek” (materiały prasowe Muzeum Archeologicznego w Gdańsku / dzięki uprzejmości Marcina Klebby)

„To jest pokazanie przeszłości z dwóch perspektyw. Z perspektywy archeologa, […] badacza. Bierzemy pod lupę jeden przedmiot i dowiadujemy się o nim jak najwięcej, o jego historii, jak i kiedy powstał. […] Później robimy krok do tyłu, żeby zobaczyć cały kontekst” – opowiada.

„Archeolodzy często mówią, że nie tyle przedmioty mają takie istotne znaczenie, czy są ze złota, czy nie, co właśnie ten kontekst”, łączący wszystkie elementy, które zbadano. W ten sposób m.in. dowiadujemy się, co dawniej jedzono, jakimi narzędziami się posługiwano”.

Z procesem pracy multidyscyplinarnej, z badaniami antropologicznymi, archeozoologicznymi, a także archeobotanicznymi, można zapoznać się w sali znajdującej się tuż obok uliczki hanzeatyckiej.

Połączona wiedza z różnych badań daje „pewną całość rekonstrukcji krajobrazu archeologicznego, w tym wypadku dawnego miasta Gdańska” – podsumowuje kierownik Spichlerza „Błękitny Baranek”.

Od 27 maja XVI-wieczny spichlerz jest dostępny dla zwiedzających.

Muzealnicy zapraszają także na wirtualny spacer po Spichlerzu „Błękitny Baranek”. Pod pierwszym linkiem zwiedzających oprowadza po wystawie Marcin Klebba, pod drugim do obejrzenia zdjęcia 360° w Google Maps.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję