Ponad milion osób wyszło w niedzielę na ulice Hongkongu, by zaprotestować przeciwko projektowi zmian w prawie, umożliwiających przekazywanie podejrzanych władzom Chin kontynentalnych – ogłosili w niedzielę wieczorem organizatorzy demonstracji.
Marsz ruszył ok. godz. 14.30 czasu miejscowego (godz. 8.30 w Polsce) z Parku Wiktorii w kierunku budynku lokalnego parlamentu. Jak podaje publiczna stacja RTHK, tłum był tak wielki, że po czterech godzinach tysiące ludzi wciąż czekały w parku, by rozpocząć marsz.
Przed gmachem parlamentu kilkuset demonstrantów starło się z policją. Manifestanci próbowali dostać się do budynku – relacjonował Reuters. Policja w odpowiedzi po ostrzeżeniach użyła wobec tłumu gazu łzawiącego.
Organizatorzy marszu ogłosili, że w proteście wzięło udział 1,03 mln osób. Jeśli te szacunki są prawdziwe, uczestniczył w nim jeden na siedmiu mieszkańców Hongkongu. Według danych hongkońskiej policji w szczytowym momencie demonstrowało 240 tys. osób.
Według komentatorów taka liczba uczestników czyniłaby z niedzielnej demonstracji jeden największych protestów w historii Hongkongu – dwukrotnie większy niż przeciwko zaostrzeniu przepisów bezpieczeństwa w 2003 roku i większy niż demonstracje z 1989 roku.
Niedzielny protest podnosi presję na szefową administracji Hongkongu Carrie Lam i jej mocodawców w Pekinie – oceniają komentatorzy. „Ona musi wycofać projekt i ustąpić […] Cały Hongkong jest przeciwko niej” – powiedział poseł Partii Demokratycznej James To do tłumu zgromadzonego przed siedzibą parlamentu i rządu.
Protestujący skandowali hasło: „nie dla ekstradycji do Chin, nie dla złego prawa”. Wśród sloganów na transparentach był między innymi apel do Carrie Lam, by „sama poddała się ekstradycji”.
Wkrótce odbędzie się głosowanie parlamentarne w sprawie projektu zmian prawa ekstradycyjnego, wniesionego przez lokalny rząd Hongkongu. Jeśli nowelizacja zostanie uchwalona, umożliwi przekazywanie podejrzanych w sprawach kryminalnych władzom krajów i regionów, z którymi Hongkong nie miał dotąd umowy ekstradycyjnej.
Kontrowersje wzbudza możliwość transferu osób podejrzanych do Chin kontynentalnych. Wielu Hongkończyków nie ma zaufania do systemu prawnego na kontynencie, gdzie sądy uznają 99,9 proc. oskarżonych za winnych – podała RTHK. Wielu obawia się również, że Pekin może wykorzystywać fałszywe zarzuty, by ścigać dysydentów i krytyków absolutnej władzy Komunistycznej Partii Chin (KPCh).
Obawy, że zmiany prawa ekstradycyjnego nadwyrężą praworządność i swobody obywatelskie w Hongkongu, wyrażały również USA, UE i zagraniczne grupy biznesowe w mieście. Ostatni brytyjski gubernator Hongkongu Chris Patten ocenił, że nowelizacja będzie „strasznym ciosem” dla „praworządności, dla stabilności i bezpieczeństwa Hongkongu, dla pozycji Hongkongu jako międzynarodowego hubu handlowego”.
Rząd Hongkongu twierdzi, że zmiany przepisów nie będą miały negatywnego wpływu na wolność wypowiedzi, zgromadzeń czy dyskursu akademickiego. Lokalne władze zapewniają, że nie będą przekazywały osób ściganych w związku z zarzutami politycznymi. Zdaniem rządu nowelizacja przewiduje również odpowiednie zabezpieczenia prawne, m.in. konieczność udzielenia przez stronę występującą o przekazanie podejrzanych gwarancji związanych z prawami człowieka.
Projekt zmian w prawie ekstradycyjnym oceniany jest przez wielu komentatorów jako najnowszy przykład zacieśniania władzy Pekinu nad Hongkongiem oraz erozji autonomii i swobód obywatelskich tego regionu. Była brytyjska kolonia została przekazana Chinom w 1997 roku i od tego czasu jest specjalnym regionem administracyjnym ChRL, dysponującym teoretycznie szerokim zakresem autonomii.
Źródło: PAP.