Nie sposób wymienić wszystkich nazwisk i opowiedzieć tylu historii, ale z pewnością w pamięci tych, którzy ich znają – znali, lub o nich usłyszą, nie pozostaną anonimowi. Są – byli w różnym wieku, mają – mieli rodziny, dzieci, plany i marzenia. Wszyscy chcą – chcieli doskonalić swój charakter i być dobrymi ludźmi. Tysięcy osób już z nami nie ma, zginęli na skutek tortur bądź podczas przymusowego pobierania organów. Inni nadal są brutalnie maltretowani na polecenie chińskich władz. Ich jedyną „winą” jest to, że w życiu pragną – pragnęli kierować się Prawdą, Życzliwością i Cierpliwością, głównymi zasadami starożytnej, chińskiej dyscypliny samorozwoju, znanej jako Falun Gong lub Falun Dafa, na którą składa się także zestaw pięciu ćwiczeń medytacyjnych. Aż trudno sobie wyobrazić, że w XXI wieku za te wartości można bezkarnie nękać i mordować ludzi. Ci, którym udało się przetrwać i uciec za granicę, robią wszystko, by jak najwięcej osób dowiedziało się o represjach, które od 20 lat bezustannie trwają w Chinach. Parady, ciche protesty, apele w różnych krajach na świecie mają uświadamiać i przypominać, że zainicjowany przez komunistyczny reżim proceder, jeszcze się nie skończył.
Dokładnie 20 lipca 1999 roku Jiang Zemin, ówczesny przywódca KPCh, osobiście nakazał rozpoczęcie brutalnych prześladowań, które miały wyeliminować Falun Gong: „Zabijać ich fizycznie, zniszczyć finansowo i zrujnować ich reputację”. Najstraszliwszym przejawem prześladowań jest grabież organów, kierowana przez państwo, której ofiarami padają przede wszystkim praktykujący Falun Gong, a także chrześcijanie, Tybetańczycy i Ujgurzy.
To dzieje się „obok” nas
Jason Xiong, mieszka obecnie w Stanach Zjednoczonych. Udało mu się ocaleć, mimo bestialskich tortur, jakie stosowano wobec niego w obozie pracy. Był dotkliwie bity, przywiązywany do pryczy i karmiony rurką wsadzoną przez nos do żołądka.
Xiong wyznał, że chociaż podczas tylu lat cierpień, zadawanych mu w Chinach, nigdy nie płakał, to niezwykle wzrusza go, gdy widzi praktykujących z całego świata, którzy uczestniczą w apelach czy paradach, trzymając banery wzywające chiński reżim do zaprzestania prześladowań.
W 2017 roku Jennifer Zeng w otwartym liście do prezydenta Stanów Zjednoczonych napisała m.in., że prześladowania przybrały już tak wielką skalę, że można mówić o największej zbrodni przeciwko ludzkości w tym stuleciu. „Jednak ze względu na ścisłą kontrolę mediów świat nadal niewiele o tym wie”.
Ethan Gutmann, dziennikarz śledzy, współautor obszernego raportu na temat grabieży organów, szacuje, że od pół miliona do miliona praktykujących jest przetrzymywanych w danym momencie w różnych zakładach karnych w Chinach.
Zeng oceniła, że KPCh zdaje sobie sprawę, iż gdyby świat poznał wszystkie nieznane i szokujące fakty, które dotyczą prześladowań, byłoby to dla reżimu „dniem zagłady. To dlatego jest tak istotne dla KPCh, aby zagłuszyć głosy takich ludzi jak ja”.
Wołanie o pomoc
Znaleziony w 2012 roku przez Julie Keith w jednej z halloweenowych dekoracji, potajemnie napisany list od uwięzionego w obozie pracy w Masanjia Suna Yi, błagającego o pomoc i przesłanie wiadomości do „Światowej Organizacji Ochrony Praw Człowieka”, wstrząsnął opinią publiczną i wzbudził zainteresowanie mediów.
„Tysiące ludzi, którzy są tu prześladowani przez rządzącą Komunistyczną Partię Chin, będą ci dziękować i pamiętać cię na zawsze” – napisał Sun Yi w liście.
Jego droga do wolności była wyboista i niezbyt długo dane mu było się nią cieszyć. Po wypuszczeniu z aresztu w Chinach i tak nie mógł żyć normalnie. Musiał się ukrywać i być bezdomnym, by znów nie trafić do więzienia. Po ponownym aresztowaniu, gdy ponownie go zwolniono, zdecydował się na ucieczkę. W grudniu 2016 roku udało mu się przedostać do Indonezji, a w 2017 roku spotkał się z Julie Keith.
Będąc poza Chinami, wciąż pamiętał o praktykujących, którzy tam zostali.
Zmarł w 2017 roku w szpitalu. Jego rodzina podejrzewa, że w placówce mogło dojść do przestępstwa. Jako przyczynę śmierci podano dysfunkcję nerek, na które Sun Yi nigdy nie chorował, a ciało bardzo szybko skremowano. Jego historię można obejrzeć w dokumencie wyreżyserowanym przez Leona Lee „List z Masanjia”, w którym Sun Yi jest autorem wielu ujęć nakręconych w Chinach ukrytą kamerą.
Oficjalnie system obozów pracy w Chinach zlikwidowano w 2013 roku. W rzeczywistości obserwatorzy praw człowieka zauważyli, że KPCh nadal wykorzystuje więzienia, centra odosobnienia, szpitale psychiatryczne i nieoficjalne „czarne więzienia” do tych samych celów.
(Zapowiedź „Listu z Masanjia”, wideo z polskimi napisami)
Decyzja, która wywołała falę okrucieństwa
Dzień 20 lipca 1999 roku, w którym rozpoczęto prześladowania Falun Gong, całkowicie zmienił losy chińskich praktykujących. Nie skończyło się na zabronieniu wykonywania ćwiczeń i zakazie studiowania wykładów Mistrza Li Hongzhi, zebranych w książce „Zhuan Falun”. Ruszyła machina inwigilacji i tortur, której zadaniem było „przetransformowanie” sposobu myslenia osób praktykujących i nakłonienie ich do porzucenia kultywacji Falun Dafa.
Liu Xitonga, chińskiego artystę uprawiającego kaligrafię, zatrzymywano ponad 20 razy w ciągu 19 lat. Spędził trzy lata w obozach pracy i cztery w więzieniu. Tam zachęcano przestępców, by go torturowali.
„Zdejmowali moje ubranie, obierali mi skórę z pleców obieraczką, rozpylali mi słoną wodę na plecy” – relacjonuje.
„Ból był aż tak nie do zniesienia, że wolałbym umrzeć. Posypywali ostrą papryką penisa, dźgali igłami palce u rąk i nóg, przypalali mi skórę papierosami, przypalali moje ciało płomieniem i nałożyli olejek miętowy na oczy. Więźniowie zmusili mnie do przełknięcia trującego płynu; zemdlałem” – opisuje.
Okradzeni z dzieciństwa
Xu Xinyang jest już dziś pełnoletnia. Prześladowania Falun Gong zaczęły się, jeszcze zanim przyszła na świat. Dzieciństwo kojarzy się jej głównie ze strachem i przerażeniem.
W 2001 roku rodzice Xu zostali aresztowani za druk ulotek na temat prześladowań Falun Gong. Wtedy mama Xu była z nią w ciąży.
Początkowo mamę zwolniono, po czym ponownie trafiła do więzienia, będąc w czwartym miesiącu ciąży. Poddano ją torturom, których o mało co nie przypłaciła życiem. Ojca skazano na osiem lat.
Xu spotkała go pierwszy raz, gdy jeszcze był w więzieniu, miała wtedy siedem lat.
„Chciał mnie objąć, ale bałam się i chowałam za mamą. Nie pozwoliłam mu się przytulić, bo nigdy nie miałam okazji go poznać. Będę tego żałować przez całe życie” – wyznaje wzruszona Xu.
Nie zdążyła już poznać ojca i nigdy nie dała mu się uściskać. Zmarł niecałe dwa tygodnie po tym, jak został zwolniony z aresztu po odbyciu pełnego wyroku. Miała wtedy osiem lat. W ciągu nieco ponad trzech miesięcy zmarło jeszcze trzech członków jej najbliższej rodziny, bezpośrednio z powodu prześladowań lub pośrednio, nie mogli pogodzić się ze śmiercią bliskich.
Straciła prawo uczęszczania do swojej szkoły, kilkakrotnie zmuszano ją, by przeniosła się do innej placówki. W końcu trafiła do szkoły, gdzie wśród nauczycieli było wielu praktykujących. W dniu jej urodzin wszystkich ich aresztowano. Xu i kilkorgu kolegom udało się uciec.
Dzieci były też przesłuchiwane. Jednemu z uczniów nie pozwolono spać przez cztery noce z rzędu. Niedługo po tym, jak pozwolono mu wrócić do domu, upadł i zmarł, był tak przerażony całą sytuacją.
Od tamtej pory Xu Xinyang z matką musiały się tułać, uciekając przed policją. Gdy dziewczynka skończyła 12 lat, udało im się zbiec do Tajlandii, a kilka lat później wyjechać na stałe do Stanów Zjednoczonych.
Z czteroosobowej rodziny Yang Chunhua jedynie jej tata nie praktykował Falun Dafa. Zaś tylko ona ocalała. W 2004 roku po trzech latach tortur zmarła jej matka Dong Baoxin. Siostra odeszła w 2014 roku po długoletnim pobycie najpierw w obozie pracy, a później w więzieniu dla kobiet. Po tym co się stało, ojciec także umarł.
Li Fuyao miała sześć lat, gdy jej rodziców aresztowano. Przez 10 lat byli przetrzymywani w obozach pracy przymusowej, ośrodkach prania mózgu i więzieniach, ponieważ odmówili wyrzeczenia się Falun Gong. Musiała się nią zaopiekować babcia.
Jak opowiada Fuyao, była zdezorientowana i nie rozumiała, co się dzieje. „Ale wiedziałam, że moi rodzice mieli rację, ponieważ bronili tego, w co wierzyli”.
Podczas gdy matka i ojciec byli katowani w więzieniach, Li Fuyao doświadczała efektu prześladowań na „wolności”. Rówieśnicy pod wpływem wszechobecnej propagandy przeciwko Falun Gong, unikali jej i ją poniżali. Pluli na jej książki.
Po latach tortur, cierpienia i rozłąki udało im się znów być razem. Obecnie cała rodzina mieszka w Nowym Jorku.
Tylko nielicznym praktykującym Falun Gong, którzy przetrwali wiele wyrafinowanych pod względem okrucieństwa tortur psychicznych i fizycznych, pozwolono opuścić mury katowni. Nieustannie od 20 lat w Chinach dokonuje się grabieży organów od zwolenników Falun Dafa. Jej ofiary już nam nie opowiedzą o zbrodniach KPCh.
Ocaleni, świadkowie zbrodni, obrońcy praw człowieka, praktykujący Falun Dafa od lat apelują, by nie pozostawać obojętnym i wspólnie przedsięwziąć kroki, które skłonią chiński reżim komunistyczny do zaprzestania tego haniebnego procederu.
Co będzie z naszym człowieczeństwem, jeśli wszyscy przymkniemy na to oczy.
Krótki dokument o prześladowaniach Falun Gong, które od 20 lat trwają w Chinach:
(Film z polskimi napisami)
Źródła: Stories of Persecution Told on Capitol Hill Before Human Rights Day, Family Survives Decade of Brutality in China, Finds Healing and Normalcy in US, In Defiance of a Brutal Persecution, An Open Letter to President Trump Regarding His Visit to China.