Kongres Stanów Zjednoczonych w cieniu serii zarzutów o nieprawidłowości i oszustwa wyborcze zatwierdził w czwartek nad ranem czasu miejscowego głosy Kolegium Elektorów, uznając Demokratę Joe Bidena za zwycięzcę listopadowych wyborów prezydenckich.
Według podsumowania odczytanego przez wiceprezydenta Mike’a Pence’a, który przewodniczył posiedzeniu Kongresu USA, Joe Biden, kandydat Demokratów i były wiceprezydent, zebrał 306 głosów elektorskich, podczas gdy Donald Trump, urzędujący prezydent starający się o reelekcję, zdobył 232 głosy.
Wspólna sesja obu izb Kongresu zakończyła się po burzliwym środowym popołudniu. Przed budynkiem Kapitolu zebrali się zwolennicy Trumpa, protestujący przeciwko temu, jak zorganizowano wybory 2020 roku, i chcący wyrazić poparcie dla urzędującego prezydenta. W czasie gdy kongresmeni debatowali, czy odrzucić głosy elektorskie ze stanu Arizona, grupa demonstrantów, wielu ubranych w stroje zwolenników urzędującego prezydenta, wtargnęła na Kapitol, wybijając okna, aby dostać się do środka. Na nagraniu wideo widać, jak niektórzy protestujący walczą z policją, inne przedstawiają uczestników protestów przechodzących z flagami amerykańskimi i pro-Trump przez hol na Kapitolu.
Nie jest jasne jednak, kto zainicjował wtargnięcie do budynku.
Wandale sforsowali kordony policji i służb Kongresu, chodzili po korytarzach parlamentu, pozowali do zdjęć z posągami i obrazami i krzyczeli: „USA, USA”, „Zatrzymać oszustwo!” oraz „Nasza izba!”. Niektórzy mieli ze sobą flagi Konfederacji. Demonstranci, z których część była uzbrojona, weszli również do sali obrad oraz biura szefowej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi.
W trakcie zamieszek zginęły cztery osoby, jedna z nich została śmiertelnie postrzelona przez straż Kongresu. Według policji 56 funkcjonariuszy odniosło obrażenia. Za brak zapewnienia bezpieczeństwa Kongresowi słowa krytyki spadają na policję oraz straż parlamentarną.
Krótko po zatwierdzeniu głosów elektorskich przez Kongres Trump wydał oświadczenie, w którym obiecał, że 20 stycznia dojdzie do uporządkowanego przekazania władzy.
…fight to ensure that only legal votes were counted. While this represents the end of the greatest first term in presidential history, it’s only the beginning of our fight to Make America Great Again!”
— Dan Scavino (@DanScavino) January 7, 2021
„Mimo że całkowicie nie zgadzam się z wynikiem wyborów, a stoją za mną fakty, to 20 stycznia dojdzie do uporządkowanego przekazania władzy (ang. „orderly transition” – dosł. uporządkowane przejście). Zawsze mówiłem, że będziemy kontynuować naszą walkę, aby zostały zliczone tylko głosy [oddane] zgodnie z prawem. Chociaż oznacza to koniec najwspanialszej pierwszej kadencji w historii prezydenckiej, to dopiero początek naszej walki o ponowne uczynienie Ameryki wielką!” – napisał Trump w swoim oświadczeniu.
Oświadczenie upubliczniono w chwilę po uznaniu przez Kongres głosowania Kolegium Elektorów i wyborczej wygranej Joe Bidena. Treść komunikatu prezydenta przekazano za pośrednictwem konta na Twitterze doradcy Trumpa Dana Scavino. Facebook i Twitter czasowo zawiesiły profile Trumpa.
Zamieszki zmusiły obie izby Kongresu do zawieszenia obrad i skłoniły parlamentarzystów do szukania schronienia na miejscu. Proces liczenia głosów wznowiono dopiero ok. godz. 20.00 czasu miejscowego (ok. godz. 2.00 polskiego czasu).
Republikańskim parlamentarzystom udało się zgłosić obiekcje wobec głosów elektorskich z Arizony i Pensylwanii, co zmusiło Senat i Izbę Reprezentantów do dyskusji nad przyczynami sprzeciwu i głosowania nad tymi pakietami. Ostatecznie obie izby Kongresu głosowały za odrzuceniem sprzeciwu w przypadku obu stanów; zdecydowaną większością głosów uznały wyniki wyborów z tych oraz pozostałych 48 stanów i Dystryktu Kolumbii.
Krótko przed obradami prawie 90 republikańskich członków Izby Reprezentantów i 13 senatorów stwierdziło, że są zdecydowani zakwestionować głosy elektorskie w celu ochrony integralności przyszłych wyborów, zgodnie z danymi opublikowanymi przez „The Epoch Times”. Przeciwko kwestionowaniu głosów elektorskich opowiadało się kilkudziesięciu parlamentarzystów, w tym czołowi Republikanie: Mitch McConnell (senator z Kentucky) i Lindsey Graham (senator z Karoliny Południowej).
Jednak po tym jak demonstranci wdarli się do gmachu Kapitolu, kilku parlamentarzystów ogłosiło, że odstępuje od planu zakwestionowania głosów elektorskich. Wśród nich była Kelly Loeffler (republikańska senator z Georgii).
„Nie mogę teraz z czystym sumieniem sprzeciwić się certyfikacji tych elektorów” – powiedziała w krótkim przemówieniu w Senacie podczas debaty nad głosami elektorów ze stanu Arizona po ponownym zwołaniu Kongresu. „Przemoc, bezprawie i oblężenie sal Kongresu są odrażające i stanowią bezpośredni atak na to, co mój sprzeciw miał chronić – na świętość amerykańskiego procesu demokratycznego”.
Inni parlamentarzyści z obu stron sceny politycznej również potępili przemoc, która miała miejsce podczas zamieszek. Demokraci obu izb Kongresu winili Trumpa za ich wybuch.
Podczas wspólnej sesji Kongresu członkowie Izby Reprezentantów zgłosili sprzeciw wobec głosów elektorskich z Georgii, Michigan, Nevady i Wisconsin, jednak Pence nie mógł zaakceptować ich obiekcji, ponieważ nie mieli poparcia senatora, co uczyniło ich sprzeciw w dużej mierze symbolicznym.
Sesja liczenia głosów elektorskich, którą zwykle uważało się za formalność, skupiła uwagę Amerykanów ze względu na obawy o integralność wyborów 2020 roku. Na prośbę sztabu wyborczego urzędującego prezydenta 14 grudnia elektorzy Partii Republikańskiej z Pensylwanii, Georgii, Michigan, Wisconsin, Arizony, Nevady i Nowego Meksyku zagłosowali na alternatywnej liście wyborczej na Trumpa, podczas gdy certyfikowani elektorzy Demokratów w tych samych stanach oddali głosy na Bidena. Głosy Republikanów także zostały wysłane do Kongresu. Jednakże tylko głosy oddane na Bidena miały poświadczenie urzędników stanowych, a parlamenty poszczególnych stanów nie odbywały sesji w okresie świątecznym, a więc nie mogły debatować nad oddanymi głosami.
Trump i jego sojusznicy kwestionowali wyniki wyborów 3 listopada w sądach, twierdząc, że w kilku stanach oddano i liczono „nielegalne” głosy z powodu złagodzenia przepisów wyborczych, zmienionych w ostatniej chwili, lub rzekomego oszustwa wyborczego. Chociaż w ostatnich tygodniach ujawniono bardzo wiele dowodów w postaci złożonych pod przysięgą oświadczeń i zeznań ekspertów, wielokrotnie zaprzeczali tym twierdzeniom czołowi urzędnicy wyborczy i parlamentarzyści. Krytycy i przedstawiciele mediów również określili te twierdzenia jako „bezpodstawne”.
Tymczasem duża część spraw wniesionych przez zespół Trumpa i jego sojuszników została odrzucona przez sędziów, w tym przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, z powodów proceduralnych. Sędziowie w kilku sprawach stwierdzili również, że nie przekonały ich zarzuty wysuwane przez zespół Trumpa.
Pomimo niepowodzeń Trump i jego zespół kontynuowali wysiłki, aby wykazać, że w wyborach 2020 roku wystąpiły istotne problemy, które mogłyby zmienić rezultaty uzyskane przez kandydatów w wielu stanach będących polem walki wyborczej. W okresie poprzedzającym posiedzenie Kongresu 6 stycznia zespół Trumpa argumentował, że Pence miał prawo odrzucać głosy elektorów oddane na Bidena i cofnąć je do stanowych organów ustawodawczych, by podjęły decyzję, które pakiety głosów elektorskich przesłać do Kongresu.
Trump wielokrotnie wzywał Pence’a do działania, mówiąc, że jeśli wiceprezydent „przejdzie do nas, wygramy prezydencję”. Rola Pence’a była w ostatnich dniach mocno dyskutowana, a wielu krytyków twierdziło, że jest jedynie ceremonialna, ponieważ ma on tylko możliwość liczenia głosów, nawet jeśli miał zastrzeżenia co do ich ważności.
W środowym liście do Kongresu Pence napisał, że konstytucja „ogranicza” jego możliwości podejmowania decyzji o odrzuceniu lub przyjęciu głosów, nawet jeśli ma obawy co do uczciwości wyborów.
„Biorąc pod uwagę kontrowersje wokół tych wyborów, niektórzy podchodzą do tegorocznej i coczteroletniej tradycji z wielkim oczekiwaniem, a inni z lekceważącą pogardą. Niektórzy uważają, że jako wiceprezydent powinienem móc jednoosobowo akceptować lub odrzucać głosy elektorów. Inni uważają, że głosy elektorów nigdy nie powinny być kwestionowane podczas wspólnej sesji Kongresu” – napisał.
„Po dokładnym przestudiowaniu naszej Konstytucji, naszych praw i naszej historii uważam, że żaden z tych poglądów nie jest poprawny” – dodał i zastrzegł, że „podziela obawy Amerykanów dotyczące uczciwości wyborów”. Zapewnił także, że w Kongresie zostaną wysłuchane zastrzeżenia i „wysłuchane dowody”, a decyzje będą podejmować parlamentarzyści.
Trump skomentował decyzję Pence’a, mówiąc, że wiceprezydent „nie miał odwagi zrobić tego, co należało zrobić, aby chronić nasz kraj i naszą konstytucję”.
W artykule wykorzystano relacje Janity Kan i PAP.