Góralskie serce w Zakopanem i legenda o śpiących rycerzach

Nad Zakopanem góruje majestatyczny śpiący Giewont, 2019 r. (archiwum autorki)

Nad Zakopanem góruje majestatyczny śpiący Giewont, 2019 r. (archiwum autorki)

Zakopane. Tak blisko a tak daleko. Jednak tym razem nie mogliśmy odmówić propozycji spotkania z surowymi, granitowymi szczytami Tatr. Motywatorem wyjazdu była czterdziestka znajomego.

A skoro już jedziemy w tamte strony, to dlaczego nie na dłużej?

Padło na drewnianą willę w stylu podhalańskim. Wkrótce okazała się wspaniałym miejscem, do którego obiecaliśmy sobie wracać, ilekroć zatęsknimy za Tatrami.

A tuż za nią coś wręcz niesamowitego – łąka wewnątrz miasta, na której pasły się owce na tle północnych ścian Giewontu i Kasprowego.

Legenda o śpiących rycerzach i juhasie

Ilekroć spoglądałam przez okno na góry, w ich kształcie rozpoznawałam leżącego z mieczem na piersi mężczyznę z sumiastym wąsem i opadającymi w dół długimi włosami. Tak, to nasz Śpiący Rycerz.

Podobno przepowiednia mówi, że gdy wstanie, to nastąpi koniec świata!

Sprawdzam więc co jakiś czas, czy nadal śpi, i przywołuję w pamięci legendę o śpiących rycerzach spod Giewontu.

W czasach gdy Polska była potęgą i rozciągała się od morza do morza, żył pewien juhas, który wypasał stada owiec u podnóża Tatr. W wolnych chwilach lubił się powspinać i patrzeć na świat z wysoka – z dala od gwaru ludzkiego i codziennych problemów.

Pewnego dnia zaszedł tak daleko, jak nigdy wcześniej. Nogi zaniosły go aż pod północne urwiska Giewontu. W pewnym momencie zobaczył duże pęknięcie w skale i postanowił sprawdzić, jak jest głębokie. Wszedł do środka, a jego oczom ukazało się wnętrze rozleglej jaskini.

Zielona łąka, owce i Giewont na wyciągnięcie ręki – takie pejzaże można jeszcze znaleźć w Zakopanem, trzeba tylko wyjść poza główne ulice, 2019 r. (archiwum autorki)

Zielona łąka, owce i Giewont na wyciągnięcie ręki – takie pejzaże można jeszcze znaleźć w Zakopanem, trzeba tylko wyjść poza główne ulice, 2019 r. (archiwum autorki)

Tatry jesienią w świetle zachodzącego słońca, Zakopane, 2019 r. (archiwum autorki)

Tatry jesienią w świetle zachodzącego słońca, Zakopane, 2019 r. (archiwum autorki)

W kilku miejscach znajdowały się wejścia do podziemnych korytarzy. Zaciekawiony juhas postanowił sprawdzić, jak są długie i dokąd prowadzą. Szedł i szedł, a korytarze skręcały i się przecinały. Aż w pewnym momencie usłyszał rżenie koni.

Wydało mu się to niemożliwe, szedł dalej, a im bardziej zbliżał się do źródła dźwięku, tym cieplej i jaśniej robiło się w skalnym korytarzu.

W końcu doszedł do wielkiej sali, w której paliło się ognisko, a wokół niego siedzieli ubrani w zbroję rycerze. Ręce i głowy mieli wsparte na mieczach – spali. Konie spokojnie stały obok nich.

Juhasa przeraził cały ten widok i rzucił się do ucieczki. Jednak potknął się i upadając, narobił hałasu. Obudził tym jednego z rycerzy, który widząc juhasa, zapytał:

– Czy już pora?

– Kim jesteście? – zapytał zdezorientowany chłopak.

– Jesteśmy Rycerzami Korony i śpimy tu od wieków, czekając na chwilę, w której nasza Ojczyzna znajdzie się w niebezpieczeństwie. Wówczas mamy powstać, chwycić za miecze, dosiąść koni, by bronić Tatr i całej polskiej ziemi przed nieprzyjaciółmi – wyjaśnił rycerz i powtórzył pytanie – Czy już pora?

– Nie, panie rycerzu. Jeszcze nie pora – odparł juhas.

– Zatem pozwól mi i moim towarzyszom spać dalej.

Słysząc to, chłopak szybko wyszedł z jaskini. Po zejściu do doliny – do wsi – opowiedział o swojej przygodzie wszystkim napotkanym ludziom.

Z tego, co mi wiadomo, jaskini ze śpiącymi rycerzami nikt nigdy nie odnalazł. Jednak patrząc na Giewont, mam wrażenie, że ta góra ma w sobie coś tajemniczego, jakąś moc zaklętą w granicie.

Hej-ho na Gubałówkę

Pogoda trafiła nam się wyborna. Ciepło jak w sierpniu, chociaż mieliśmy akurat środek października. Szkoda nam było marnować słoneczny dzień na spacer wzdłuż Krupówek, więc postanowiliśmy zdobyć Gubałówkę!

Na tę górę można wjechać kolejką wąskotorową, która rusza spod samych Krupówek. Jednak po co jechać, skoro można wejść? Zatem dziarsko ruszyliśmy przed siebie czarnym szlakiem – początkowo wąską asfaltową drogą pośród góralskich domów i domków letniskowych, a potem już przez las.

Otaczała nas piękna złota jesień, a spacer umilał śpiew ptaków. Ostre górskie powietrze wnet przeczyściło nam nosy i poczuliśmy świeży zapach drzew iglastych. Wrażenie potęgowała świadomość, że w tym czasie nad Krakowem wisi sina czapa smogu.

Na górze, zaraz po wyjściu z lasu, dostaliśmy się w dwa ognie. Tutaj naprzeciwko siebie stoją dwa rzędy restauracji i sklepików. Mogliśmy iść w prawo lub w lewo i musielibyśmy być bardzo odporni na wszelkiego rodzaju pamiątki, upominki, zapachy smażonego i gotowanego jedzenia, aby nie ulec pokusie kupienia czegoś. Tutaj wszystko jest kolorowe, kuszące i z charakterystycznym góralskim akcentem.

Sama nie wytrzymałam i zaczęłam mierzyć kwiecistą góralską spódnicę i T-shirt z wielkim sercem. Wyglądałam w nich pysznie! Falbany i koronki, i serce! Biorę! Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale już jutro miałam w nich paradować po szlakach i Zakopanem!

Na Gubałówce czeka na Was wiele pamiątek z motywami ludowymi, 2019 r. (archiwum autorki)

Na Gubałówce czeka na Was wiele pamiątek z motywami ludowymi, 2019 r. (archiwum autorki)

Z powodu tych wszystkich sklepików i restauracji, które stoją na szczycie Gubałówki ustawione jedne przy drugich, zaczęliśmy się obawiać, że nie znajdziemy miejsca, z którego można byłoby podziwiać panoramę Tatr. Trafiliśmy w końcu na taras jednej z restauracji i mogliśmy wreszcie podziwiać piękno całego pasma – od prawej do lewej, hen, hen aż po ginącą na horyzoncie Słowację.

Akurat było południe. Słońce świeciło nam w oczy, wprost od strony poszarpanych grani Tatr. Jakby dając nam znać, że na boskość nie można patrzeć wprost. Więc spoglądamy spod przymrużonych powiek.

Słońce pięknie ogrzewa południowy stok Gubałówki – idealne miejsce na opalanie przez cały rok, dodatkowo z widokiem na panoramę Tatr i Zakopanego, 2019 r. (archiwum autorki)

Słońce pięknie ogrzewa południowy stok Gubałówki – idealne miejsce na opalanie przez cały rok, dodatkowo z widokiem na panoramę Tatr i Zakopanego, 2019 r. (archiwum autorki)

Widok jak zawsze robił wrażenie. Majestat wyrastających tak nagle, ku niebu, wysokich gór budzi uczucie podziwu. Wprawia w stan chwilowej kontemplacji. Bo Tatry są po prostu piękne. Ostre, zimne, twarde i surowe, wyniosłe i kuszące. Kuszą, by w nie pójść i się z nimi zmierzyć! Sprawdzić swoje siły.

Za to gdy patrzyliśmy z Gubałówki w drugą stronę, na północ, ziemia wydawała się ledwo pofałdowana i wypłaszczona w stronę horyzontu. Zielone, falujące połacie lasu i łąk, które przypominały mi ciasto „karpatkę” mojej mamy, to dobrze znane mi z pieszych wędrówek czerwonym szlakiem Beskidy.
I tylko jedna z fałd się wyróżniała, jedna zadzierała nosa – Babia Góra. Ta od wiek wieków dumnie pręży swój szczyt i stawia opór wiatrom dmącym od południa. A na samo wspomnienie tego okrutnego wiatru, który wieje na jej szczycie – Diablaku – dostałam gęsiej skórki.

Tak, tu na Gubałówce, między sklepikami i restauracjami wieje zdecydowanie mniej. Jednak czas szybko mija i po zażyciu odrobiny kąpieli słonecznych na restauracyjnym tarasie, ruszyliśmy z powrotem w dół, do Zakopanego.

Widok na Tatry z południowego zbocza Gubałówki, 2019 r. (archiwum autorki)

Widok na Tatry z południowego zbocza Gubałówki, 2019 r. (archiwum autorki)

Stadko włochatych owiec z czarnymi nosami na niebieskim szlaku, na Gubałówce, 2019 r.<br/>(archiwum autorki)

Stadko włochatych owiec z czarnymi nosami na niebieskim szlaku, na Gubałówce, 2019 r.
(archiwum autorki)

Idąc, spotkaliśmy górali ściągających drzewo z lasu, stado futrzastych owiec i krętorogich baranów, które ominęliśmy delikatnym łukiem – nie patrząc „bestiom” w oczy, nie prowokując!

Tak to niebieski szlak, biegnąc wzdłuż polan i lasów, sprowadził nas z łona natury do centrum gwarnego Zakopanego.

Tu trafiliśmy między rzędy kolejnych kramów i znowu coś przymierzałam. Tym razem wełniany pulower z czystej wełny, niestety okazał się za duży. A szkoda, bo ręcznie robiony i taki ciepły i wzorzysty! „Trudno, może innym razem trafię na rozmiar dla chudzielców” – pomyślałam sobie. Uśmiechnęłam się, podziękowałam i poszliśmy dalej, bo przed nami było jeszcze całe popołudnie w Zakopanem.

Do Dziury

Następnego dnia postanowiliśmy wyruszyć na krótki spacer w kierunku Giewontu. Ale nie na szczyt. A w miejsce, z którego być może podziemnymi tunelami można dojść do jaskini, gdzie w kręgu siedzą nasi śpiący rycerze.

Poszliśmy do jaskini położonej nieopodal Zakopanego, o prostej i nieskomplikowanej nazwie – Dziura!

Po wyjściu z willi w kilkanaście minut, spokojnym spacerem, doszliśmy do wejścia do Tatrzańskiego Parku Narodowego w Dolinie Strążyskiej. Tam nie weszliśmy w głąb parku. Za to skręciliśmy w lewo, by idąc chwilę czarnym szlakiem, wzdłuż linii lasu, dojść do niebieskiego i w niego skręcić.

Polska złota jesień w Tatrach, 2019 r. (archiwum autorki)

Polska złota jesień w Tatrach, 2019 r. (archiwum autorki)

Niebieski szlak to odrobinę kamienista i lekko pochyła ścieżka. Prowadzi wzdłuż wąwozu, wewnątrz którego płynie strumyk – akurat w tamte dni, bezdeszczowe, był marnych rozmiarów, ale kto wie, jaki się staje, kiedy pada deszcz lub gdy topnieją śniegi, może rwie tak, że nie da się przejść szlakiem do jaskini?

Dookoła unosiła się lekka mgła i to dzięki niej las zamienił się w tajemnicze miejsce. W powietrzu unosił się zapach nie tylko świerków i jodeł, ale i mokrych kamieni, mchów i zbutwiałych liści.

Krok po kroku dotarliśmy do jaskini. Do jej wnętrza weszliśmy przez całkiem duże wejście i naszym oczom, jak juhasowi z legendy, ukazała się sporych rozmiarów jaskinia. Z górnym okienkiem, przez które wpadał do środka snop białego światła.

Miejsca było tu wystarczająco dużo, by pomieścić kilka osób, rozpalić ognisko, a nawet obozować kilka dni.

W głębi jaskini widać było zejście w głąb jej wnętrza i dalej wejścia do korytarzy. Wyobraźnią zaczęłam nawet wędrować po wnętrzu tych skalnych tuneli, ale żeby naprawdę, namacalnie móc tego dokonać, przydałby się profesjonalny sprzęt dla grotołazów. A my nawet dobrej latarki czy czołówki nie wzięliśmy ze sobą.

W jaskini Dziura, Tatry, 2019 r. (archiwum autorki)

W jaskini Dziura, Tatry, 2019 r. (archiwum autorki)

Drugie wejście do Dziury znajduje się kilka metrów wyżej od pierwszego i oświetla początkowy odcinek jaskini, Tatry, 2019 r. (archiwum autorki)

Drugie wejście do Dziury znajduje się kilka metrów wyżej od pierwszego i oświetla początkowy odcinek jaskini, Tatry, 2019 r. (archiwum autorki)

Wewnątrz jaskini, jak to w polskich „dziurach” zimno jest i wilgotno. Zmarznięci wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ale inną trasą. Po dojściu do czarnego szlaku skręciliśmy w prawo i wzdłuż polan i lasu, wodospadów i strumieni doszliśmy aż do Wielkiej Krokwi. A następnie spokojnym krokiem do centrum Zakopanego.

I tak oto znowu, w kilkanaście minut, przenieśliśmy się ze świata spokojnej, harmonijnej natury do współczesnego, pełnego zgiełku górskiego miasteczka. Gdzie piękny styl drewnianej architektury podhalańskiej miesza się z komunistycznymi klocami, eklektyzmem wyzwolonej wyobraźni lat 90. i współczesnym „ekologicznym” plastiko-chromo-pucem. Wszytko to pstrokacą wyblakłe albo wyraźne – nowe banery z reklamami.

Ledwo tu weszłam, a już chciało mi się wracać te paręset metrów wstecz, do lasu z Tatrzańskiego Parku Narodowego i do prostego piękna natury.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję