Elity polityczne na całym świecie, niezależnie od poglądów politycznych, skrytykowały wielkie firmy technologiczne za to, że zablokowały ustępującemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych Donaldowi Trumpowi dostęp do jego kont na platformach społecznościowych. W opinii ekspertów ocenzurowanie wypowiedzi i uniemożliwienie Trumpowi publikowania treści w przestrzeni internetowej niesie z sobą globalne konsekwencje i zmusza inne państwa do oceny swoich kanałów komunikacji pod kątem potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego.
Ze względu na coraz bardziej znaczącą rolę, jaką odgrywają media społecznościowe na polu politycznym, giganci tej branży, jak choćby Twitter, Facebook, YouTube, mogą spodziewać się reakcji na zaistniałą sytuację. Politycy wyrażają potrzebę ściślejszej regulacji działania platform społecznościowych. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało opracowywany już wcześniej projekt ws. wolności słowa w internecie.
W obronie wolności słowa
Po zamieszkach, do jakich doszło 6 stycznia na Kapitolu w Waszyngtonie, Facebook, Pinterest, Snapchat, Reddit i Instagram zablokowały Trumpowi dostęp do kont, a Twitter usunął konto amerykańskiego prezydenta, uzasadniając, że jego ostatnie posty naruszały „zasady dotyczące gloryfikacji przemocy”.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel nazwała sprawę stałego zablokowania konta Trumpa na Twitterze jako „problematyczną”, a rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert powiedział 11 stycznia, że wolność opinii jest fundamentalnym prawem o „elementarnym znaczeniu”.
Seibert dodał, że ingerencja w tę podstawową zasadę jest dopuszczalna, ale zgodnie z prawem i jedynie „w ramach określonych przez ustawodawców – a nie zgodnie z decyzją kierownictwa platform mediów społecznościowych”.
Premier Mateusz Morawiecki napisał na Facebooku: „Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Także w internecie. Nie ma i nie może być zgody na cenzurę. Media społecznościowe muszą służyć nam – społeczeństwu, a nie interesom ich potężnych właścicieli. Wszyscy ludzie mają prawo do wolności słowa. Polska będzie tego prawa bronić”.
Morawiecki zauważył, że brak regulacji dotyczących działania mediów społecznościowych doprowadził m.in. do wzmocnienia globalnej dominacji wielkich platform, które czuwają „nad poprawnością polityczną tak, jak im się to podoba”, i zwalczają „tych, którzy im się sprzeciwiają”.
Z kolei na konferencji prasowej 17 grudnia 2020 roku sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Sebastian Kaleta, który jest odpowiedzialny za nadzór prac nad zaprezentowaną przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę ustawą ws. ochrony wolności słowa w internecie, powiedział: „Nadszedł czas, żeby Polska miała regulacje chroniące wolności słowa w internecie, chroniące przed nadużyciami wielkich korporacji internetowych. A z drugiej strony takie, które pozwolą, z pełną kontrolą sądową, zwalczać naruszenia prawa występujące w sieciach społecznościowych”.
Jak poinformował Kaleta, projekt ustawy zakłada m.in. powołanie Rady Wolności Słowa, która ma się składać z pięciu członków wybieranych przez Sejm i ma umożliwić wniesienie reklamacji od decyzji serwisów społecznościowych o zablokowaniu treści.
Działania w tej sprawie skomentował Robert Spalding, gen. brygady w st. spoczynku Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i ekspert ds. Chin, autor książki „Niewidzialna wojna. Jak Chiny w biały dzień przejęły Wolny Zachód”. Napisał w swoim tweecie, że Polska wiedzie prym [w kwestii wolności słowa w internecie].
Poland leads the way! https://t.co/QxSSdO7IJZ
— General Spalding (@robert_spalding) December 25, 2020
Hiszpański portal prawicowy „La Gaceta” ocenił ogłoszenie przez Polskę projektu ustawy walczącej z cenzurą w mediach społecznościowych, której dopuszczają się potężne firmy komunikacyjne, jako akt odwagi.
Nawiązując do argumentacji Twittera ws. zawieszenia konta Trumpa, portal podał, że konto talibów opisane jako „oficjalne konto na Twitterze rzecznika Islamskiego Emiratu Afganistanu Zabihullaha Mudżahida”, jest aktywne i ma 146 tys. obserwujących, zawiera linki do oficjalnej strony Islamskiego Emiratu Afganistanu.
Cenzura pożywką dla systemów totalitarnych
Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny, zauważył, że zablokowanie konta Donalda Trumpa jest niedopuszczalną formą cenzury i w jego opinii decyzja opierała się na emocjach i politycznych preferencjach Twittera.
10 stycznia Nawalny napisał: „Nie mów mi, że został zablokowany za naruszenie zasad Twittera. Codziennie od wielu lat dostaję tu groźby dotyczące śmierci i Twitter nikogo nie blokuje (nie żebym o to prosił)”.
Jak wyjaśnił w tweecie: „Oczywiście Twitter jest firmą prywatną, ale w Rosji i Chinach widzieliśmy wiele przykładów takich prywatnych firm, które stały się najlepszymi przyjaciółmi państwa i umożliwiały cenzurę”.
Według Aleksieja Nawalnego ten precedens posłuży do uciszania ludzi wszędzie tam, gdzie odmawia się wolności wypowiedzi, np. w Rosji. Zostanie wykorzystany przez „wrogów wolności słowa”. Stosując to rozwiązanie, będą mogli powiedzieć: „to zwyczajna praktyka, nawet Trump został zablokowany na Twitterze”.
Attila Tomaschek, ekspert ds. prywatności w sieci, stwierdził, że jeśli Twitter i inne platformy chcą swym postępowaniem przekazać informację, że podżeganie do przemocy nie będzie tolerowane, „powinny być konsekwentne w swoich reakcjach, a nie wybierać, którzy światowi przywódcy powinni mieć głos […] a którzy nie” .
Podając za przykład ajatollaha Alego Chamenei, najwyższego przywódcę Iranu, skomentował: „To ciekawe, dlaczego w takim razie inne głośne konta, które w niedawnej przeszłości o wiele bardziej bezpośrednio wzywały do przemocy, nie zostały usunięte z platformy w ten sam sposób”.
Thierry Breton, komisarz UE ds. rynku wewnętrznego, stwierdził, że „ocenzurowanie gospodarza Białego Domu przez media społecznościowe potwierdza konieczność zobowiązania ich do jasnych zasad”.
Jego zdaniem uzasadnienie zablokowania konta Trumpa wpisami mającymi według platformy podżegać do przemocy to faktyczne przyznanie się do odpowiedzialności za treść publikacji.
Wobec czego media społecznościowe „nie będą mogły już uciekać od tej odpowiedzialności pod pretekstem, że ich rola ogranicza się do wynajmu [przestrzeni medialnej]” – zaznaczył Breton.
Zwrócił uwagę, że: „Niezależnie od uzasadnień decyzja ocenzurowania urzędującego prezydenta powoduje konsternację. To, że szef firmy może ‘wyłączyć głośnik’ prezydenta USA bez żadnej kontroli i przeciwwagi”, powoduje coś więcej niż zdziwienie.
Jak podkreślił: „Te wydarzenia pokazują, że nie możemy z założonymi rękoma zdawać się wyłącznie na dobrą wolę platform [internetowych]. Konieczne jest ustalenie zasad gry i zorganizowanie przestrzeni informatycznej poprzez jasno zdefiniowane prawa, obowiązki i gwarancje. Jest to kwestia zasadnicza dla naszych demokracji w XXI wieku”.
Przypomniał, że Komisja Europejska przedstawiła w grudniu projekty aktu prawnego o usługach cyfrowych (ang. Digital Services Act) i aktu prawnego o rynkach cyfrowych (ang. Digital Market Act). Breton tłumaczył, że bazują one „na prostej, lecz potężnej zasadzie: to, co jest nielegalne ‘offline’, jest nielegalne i ‘online’”.
Josep Borrell, szef europejskiej dyplomacji, napisał na blogu, że Europa musi być w stanie silniej regulować zawartość sieci społecznościowych przy jednoczesnym poszanowaniu wolności słowa i wyrazu.
Jak zaznaczył: „Nie jest możliwe, aby regulacja ta powstała głównie w oparciu o reguły i procedury prywatnych podmiotów”.
Zaniepokojenie działaniami wielkich platform internetowych wyrazili też członkowie francuskiego rządu.
Clément Beaune, francuski minister ds. europejskich, powiedział, że był „zszokowany”, iż prywatna firma zdecydowała się zablokować konto amerykańskiego prezydenta. Przyznał, że konieczne są regulacje ws. wielkich platform internetowych.
Minister finansów Bruno Le Maire także skrytykował posunięcie Twittera i stwierdził, że giganci technologiczni są częścią cyfrowej oligarchii, która stanowi zagrożenie dla demokracji.
Niemiecki polityk Manfred Weber, lider Europejskiej Partii Ludowej, również wezwał do regulacji przepisów dotyczących firm Big Tech.
Napisał m.in., że nie można pozwolić, żeby wielkie firmy technologiczne decydowały, „w jaki sposób możemy lub nie możemy rozmawiać online”. Burzy to bowiem zasady przyjęte w wolnych demokracjach.
Jonas Gahr Støre, lider lewicowej Partii Pracy w Norwegii, powiedział, że cenzura Big Tech zagraża wolności politycznej na całym świecie. Dodał, że Twitter powinien stosować takie same standardy dla wszystkich.
Także australijski rząd ocenił decyzję Twittera jako akt cenzury. Pełniący obowiązki premiera Michael McCormack powiedział: „Było wielu ludzi, którzy wcześniej powiedzieli i zrobili wiele rzeczy na Twitterze, które nie otrzymały tego rodzaju potępienia ani nawet cenzury. Nie jestem osobą, która wierzy w tego rodzaju cenzurę”.
Josh Frydenberg, australijski minister skarbu, skomentował ten incydent: „Te decyzje zostały podjęte przez firmy komercyjne, ale osobiście nie czułem się komfortowo z powodu tego, co zrobiły”. Dodał, że wolność słowa jest podstawą demokratycznego społeczeństwa.
Członek Liberalnej Partii Australii i senator Alex Antic zapowiedział, że po wznowieniu posiedzeń parlamentu australijskiego w przyszłym miesiącu będzie dążył do powołania komisji senackiej w sprawie wywierania wpływu i cenzurowania idei politycznych przez Big Tech.
Antic wyraził zaniepokojenie, że wielkie firmy technologiczne mogą w tak prosty sposób cenzurować jedną stronę debaty toczącej się w przestrzeni publicznej, zakłócając możliwość swobodnego konfrontowania się różnych punktów widzenia.
Prezydent Meksyku Manuel López Obrador stwierdził, że to, co się wydarzyło, to zły znak. Ocenzurowanie „przypomina inkwizycję w celu zarządzania opinią publiczną”.
Potrzebę prawnego uregulowania przepisów dotyczących zasad funkcjonowania platform internetowych podzielają zarówno Republikanie, jak i Demokraci.
Inicjatywa na rzecz nowelizacji tzw. sekcji 230 prawa regulującego treści dopuszczalne w mediach masowego przekazu, obowiązującego od 1996 roku, ma silne poparcie po obu stronach amerykańskiej sceny politycznej. Obecnie prawo to, znane jako Communications Decency Act, chroni firmy technologiczne przed pozwami za treści, które użytkownicy umieszczają w należących do nich serwisach społecznościowych, ponieważ firmy te nie są traktowane jak wydawcy – a jedynie usługodawcy umożliwiający komunikację cyfrową.
Konsekwencje
Eksperci uważają, że cenzura ze strony wielkich firm technologicznych może spowodować, iż państwa będą rozważać rozwinięcie własnych platform zamiast korzystać z usług amerykańskich gigantów, którzy mogą nagle odłączyć możliwość komunikowania się z obserwatorami treści.
Według Stevena Moshera, prezesa Population Research Institute i członka założyciela Komitetu Obecnego Zagrożenia: Chiny (ang. Committee on the Present Danger: China), jakakolwiek decyzja ideologiczna o cenzurowaniu wypowiedzi politycznych będzie miała konsekwencje. Doprowadzi to do „masowych przejść” do innych już istniejących lub nowo powstałych platform.
Twitter stracił 5 mld dolarów na wartości rynkowej po zablokowaniu konta Trumpa, a 11 stycznia jego akcje spadły aż o 12 procent.
W artykule wykorzystano relacje Victorii Kelly-Clark i Bowena Xiao, a także materiały Serwisu Rzeczypospolitej Polskiej gov.pl i Polskiej Agencji Prasowej.