W naszych rodzinnych stronach jest teraz bardzo źle; Ochtyrka całkowicie zniszczona, Trostianiec okupowany. Z tymi, którzy zostali w Trostiańcu, nie mam kontaktu już od pięciu dni – powiedziała PAP Olga, wolontariuszka z punktu dystrybucji humanitarnej we Lwowie, do którego przyjechała z Sum.
Punkt dystrybucji pomocy humanitarnej, w którym pracuje Olga, powstał w jednej z dzielnic Lwowa. Wolontariusze przygotowują na miejscu paczki żywnościowe dla uchodźców przybywających do miasta ze wschodu Ukrainy i dla żołnierzy walczących na froncie.
„Do Lwowa przyjechałam z Sum razem córką, osiem dni temu. Jak już byłyśmy bezpieczne, postanowiłyśmy zostać wolontariuszkami i pomagać innym” – wyjaśniła. „Teraz w naszych rodzinnych stronach jest bardzo źle. Ochtyrka jest całkowicie zniszczona, Trostianiec jest okupowany. Ludzie potrzebują tam natychmiastowej pomocy. Najbardziej brakuje żywności dla mieszkańców, którzy tam zostali, i żołnierzy. Brakuje też leków, materiałów medycznych oraz higienicznych. Nie ma korytarzy humanitarnych, nie ma więc dostaw ani do aptek, ani do szpitali” – powiedziała.
Dodała, że w Trostiańcu z tymi, którzy tam zostali, nie ma kontaktu już od pięciu dni. „Zostali tam bez wody, światła, bez jedzenia. Po dziesięć dni mieszkają w schronach i w piwnicach. Płaczemy i prosimy, aby ktoś, kto jest w pobliżu, zszedł do takiego schronu i zapytał, czego ci ludzie potrzebują. Z tymi, którzy zostali w Sumach, mamy kontakt, ale wiem, że jest tam poważna awaria i nie ma wody” – podkreśliła.
„Dziś zabieram z tego punktu humanitarnego najpilniejsze rzeczy i zawożę do Sum. Tam na miejscu czekają już wolontariusze, którzy odbiorą od nas transport i przekażą do potrzebujących” – powiedziała.
Według Olgi podróż do Sum trwa około jednego dnia, kiedy utworzone są korytarze humanitarne. „Jednak jeżeli takich korytarzy nie ma, to w Połtawie możemy czekać nawet dwie doby. Więc jeśli wszystko pójdzie sprawnie, to ta pomoc humanitarna powinna dotrzeć w poniedziałek do Sum” – przekazała.
W punkcie dystrybucji humanitarnej spotkałam też Hannę i Jewgieniego, którzy do Lwowa przyjechali z Zaporoża, aby zorganizować pomoc humanitarną dla najbardziej potrzebujących. „Jesteśmy tutaj z polecenia mera, aby zorganizować pomoc humanitarną do Zaporoża, bo inaczej niczego tam nie będzie” – powiedziała Hanna i dodała, że „przez cały weekend do poniedziałku jest godzina policyjna, a służby starają się wychwycić szabrowników”.
„Przyjechały do nas dzieci z okupowanych terytoriów, m.in. z Mariupola, Melitopola, Wasiliwki. Udało się zrobić taki korytarz humanitarny i wywoziliśmy dzieci, którym przygotowaliśmy zakwaterowanie w miejskim cyrku. Potem zostaną wysłane do nowych miejsc, sprawdzonych, gdzie będą mogły się schronić. Większość z nich ewakuowaliśmy już za granicę” – podkreślił Jewgieni.
„W Zaporożu brakuje wszystkiego. Potrzebne są apteczki medyczne, jedzenie dla dzieci, ponieważ nie ma go kompletnie w sklepie, nie ma mąki, nie ma cukru. Starsze osoby, które zostały w mieście, nie mogą niczego kupić. Bardzo brakuje opasek uciskowych dla żołnierzy, sami uszyliśmy prowizoryczne opaski z tego, co było pod ręką, ale to za mało” – podsumowała Hanna.
Transport pomocy humanitarnej po skompletowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy wyruszy do Zaporoża w poniedziałek.
Ze Lwowa Agnieszka Gorczyca, PAP.