Polacy znów stanęli po stronie wolności. Mimo nacisków przedstawicieli Ambasady ChRL w Warszawie, by odwołać wystawę chińskiego artysty znanego pod pseudonimem Badiucao, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski nie zmieniło decyzji. Wernisaż ekspozycji „Chiny. Opowieść prawdziwa” odbył się 16 czerwca i można ją zwiedzać do 15 października.
Odwaga
„Bardzo się cieszę, że ta wystawa mogła dojść do skutku, że artysta jest z nami i bardzo mu dziękuję za to, że zdecydował się pokazać prace w naszym Centrum” – powiedział w trakcie konferencji prasowej tuż przed otwarciem wystawy Piotr Bernatowicz, dyrektor CSW Zamek Ujazdowski.
Jego zdaniem, artyści tacy jak Badiucao upominają się o kluczową wartość, czyli o wolność, która we współczesnym świecie jest często pomijana i blokowana.
„Już drugi raz miałam okazję współpracować z Badiucao. Uświadomiłam sobie, że każde dzieło, które tworzą jego ręce, rodzi się z wielkiej odwagi tego artysty i ogromnej potrzeby powiedzenia światu czegoś bardzo ważnego. Podjął zatem ogromne ryzyko, i za to bardzo głęboko go szanuję. I myślę, że zasługuje na szacunek całej światowej społeczności” – oceniła podczas spotkania prasowego kuratorka wystawy w CSW Zamek Ujazdowski i dyrektor artystyczna czeskiego Centrum Sztuki Współczesnej DOX Michaela Šilpochová.
„Chciałbym przede wszystkim wyrazić swoją wdzięczność i podziękować Polakom za możliwość pokazania moich prac tutaj w Polsce, ponieważ wystawy indywidualne są w moim przypadku rzadkością” – wyznał w trakcie konferencji Badiucao.
„Ciągle zmagam się z trudnościami, z nękaniem, z pogróżkami. Zrealizowanie wystawy wymaga ode mnie wiele odwagi. Jednak miasta, muzea, centra sztuki, które pokazują moje prace, też wykazują się wielką odwagą. I za to wszystkim wam bardzo dziękuję, że jesteście na tyle odważni, żeby bronić i moich praw” – kontynuował artysta.
„Chciałbym też podziękować wszystkim tym odważnym ludziom z Chin, którzy mają odwagę protestować przeciwko reżimowi, ponieważ oni są dla mnie cały czas wielką inspiracją w tym, co robię” – stwierdził.
Jak tłumaczył, jego misją jest wyrażenie w twórczości głosu tych odważnych Chińczyków, którym odebrano taką możliwość.
„Rząd chiński oskarża mnie o to, że działam przeciwko Chińczykom, że moje prace ranią uczucia chińskich obywateli. Uważam to za absurdalne oskarżenie. Przez 20 lat mieszkałem w Chinach. Darzę ten kraj i ludzi, którzy tam mieszkają, głęboką miłością” – zaznaczył artysta podczas spotkania z mediami.
„Moje prace są surową krytyką, ale nie zwykłych ludzi, którzy mieszkają w Chinach, lecz Komunistycznej Partii Chin” – podkreślił.
Zwrócił uwagę, że należy to rozróżnić.
A jak wskazał, granice między partią komunistyczną a zwykłymi obywatelami „zacierają się bardzo łatwo w oficjalnej narracji chińskiego reżimu, w propagandzie, którą uprawia ten kraj. Oni po prostu chcą powiedzieć tę historię po swojemu”.
Co więcej, wyjaśnił, że w ChRL w publicznej narracji nie ma miejsca na różne głosy, opinie.
„Tak naprawdę mamy do czynienia tylko z jednym głosem. Ten głos należy do rządu” – powiedział.
Artysta wspomniał o lekarzu z Wuhan Li Wenliangu, który próbował ostrzec przed pandemią.
Przypomniał jego słowa, iż „nie powinno być tak, że mówi się w społeczeństwie tylko jednym głosem”.
„Chcę, aby moja wystawa i prace stały się dodatkowym głosem, różniącym się od oficjalnej narracji rządu. Głosem wyrażającym bunt przeciwko propagandzie i cenzurze, która jest wprowadzana przez Pekin. Chciałbym opowiedzieć prawdziwą historię Chin” – powiedział Badiucao.
Przesłanie, jakie niesie sztuka Badiucao, „odbiło się echem. Jego uderzająco trafne uwagi i ilustracje, które często ironicznie przywołują wizualny język komunistycznej propagandy, wyrażają krytykę różnych form ideologicznej kontroli, sprawowanej przez władzę polityczną w Chinach i innych częściach świata” – czytamy w opisie ekspozycji.
Na spotkaniu z mediami odbył się również performans artysty odnoszący się do masakry na placu Tiananmen w dniu 4 czerwca 1989 roku. Tamtego dnia KPCh rozkazała swoim żołnierzom otworzyć ogień do protestujących, przeciw demonstrantom użyto czołgów, zginęły setki ludzi. Organizacje zajmujące się obroną praw człowieka i świadkowie twierdzą, że ofiar były tysiące. Do dziś w Chinach informacje dotyczące tej zbrodni są ściśle cenzurowane. Nieraz Chińczycy dopiero po wyjeździe na Zachód dowiadują się o masakrze.
Wśród eksponatów znalazło się oryginale narzędzie tortur, tzw. krzesło tygrysa, które zostało zakupione online i przerobione przez Badiucao na styl duchampowski. W ten sposób artysta sygnalizuje, że Chny są obecnie „największym producentem i eksporterem narzędzi tortur na świecie” – zaznaczono w opisie obiektu.
Cień
„Urodziłem się w artystycznej rodzinie. Ale niestety prześladowania ze strony chińskiego rządu, jakie dotknęły pokolenie moich dziadków, położyły się cieniem na naszej rodzinie” – wyznaje w rozmowie z „The Epoch Times” Badiucao.
„Mój dziadek i jego brat właściwie byli jednymi z pierwszych filmowców w Chinach. Odnosili duże sukcesy w tamtym czasie, aż do 1956 roku, kiedy rozpoczął się ruch stu kwiatów (ang. The Hundred Flowers Movement, znany również jako The Hundred Flowers Campaign), czyli kampania skierowana przeciwko intelektualistom i artystom. Obaj byli prześladowani, w wyniku czego mój dziadek zmarł” – mówi artysta.
Badiucao podkreśla, że historia jego bliskich sprawiła, iż podejmowane ze strony przedstawicieli ChRL naciski na instytucje, które wyrażą chęć pokazania wystawy artysty, nie są dla niego żadnym zaskoczeniem.
„Chińskie władze od zawsze uderzały w artystów i ludzi, którzy ośmielili się mówić prawdę przeciwko temu reżimowi” – zauważa.
Ryzyko
Badiucao jest świadomy ryzyka, z jakim wiąże się jego twórczość obnażająca działania reżimu.
Jak mówi, kluczową sprawą dla niego jako artysty jest możliwość wystawiania sztuki, którą tworzy. Niezgodne z narracją partii komunistycznej treści sprawiają, że organizowanie ekspozycji jest bardzo utrudnione. To jest pierwsze ryzyko, jakie podjął, wybierając taki rodzaj twórczości.
Jako artysta na celowniku reżimu „w ogóle nie możesz mieć swojej wystawy”.
„Oczywiście w Chinach zawsze będzie dużo cenzury, ale spotykam się z nią również poza nimi, w Europie, Australii, kraju, w którym teraz przebywam, a czasem nawet w Ameryce. Najbardziej martwi mnie, że jako artysta nie mam platformy współpracy do robienia wystaw” – wyznaje.
„A nawet jeśli znajdę bardzo odważnego współpracownika, takiego jak CSW Zamek Ujazdowski, to chiński rząd, ambasada, dyplomaci nieustannie mnie nękają, grożą, że odwołają pokaz” – opowiada.
Ta sytuacja powtarza się za każdym razem.
„Jest niczym duch, który mówi mi [te rzeczy], gdziekolwiek pójdę, cokolwiek pokażę” – stwierdza.
„Trudność polega na tym, że nie wiem, co wydarzy się w przyszłości, która galeria lub instytucja byłaby skłonna zaryzykować ze mną [pokazać wystawę] i w ten sposób okazać solidarność, ponieważ za każdym razem wiąże się to z presją [ze strony chińskich władz], za każdym razem jest to ryzyko” – zauważa.
Badiucao zwraca uwagę, że chińskie władze wykorzystują w takich sytuacjach różne środki, jednym z nich jest „manipulowanie chińskimi nacjonalistami. Wtedy pojawia się więcej personalnych ataków. Cały czas otrzymuję wiadomości z groźbami śmierci. To nie jest łatwe”.
Jak podkreśla, jeśli ktoś sprzeciwia się działaniom reżimu, władze prześladują także rodzinę takiej osoby.
„Również rodzina w Chinach będzie nękana przez chińskie służby bezpieczeństwa narodowego” – mówi.
„To nie jest powód, żebyśmy milczeli”
„Jednak to nie jest powód, żebyśmy milczeli. Wierzę, że jeśli więcej osób powie głośno o tym, to zgromadzimy wystarczającą siłę, aby ostatecznie zmienić świat, zmienić Chiny” – mówi artysta.
„Ale potrzebujemy do tego punktu startowego. Potrzebujemy kogoś, kto to zainicjuje. I nie mam nic przeciwko, by być jednym z tych, którzy to rozpoczną” – stwierdza.
„Myślę, że coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z problemu, jaki stanowią Chiny, zwłaszcza ich agresji na Morzu Południowochińskim i groźby wojny z Tajwanem” – mówi.
„Sądzę, że coraz więcej ludzi w Europie zdaje sobie sprawę ze współpracy Chin z Putinem w związku z inwazją Rosji na Ukrainę” – stwierdza.
Według Badiucao, również amerykański rząd zmienił nastawienie do Chin i nie traktuje już ich jak partnera do współpracy. Artysta uważa, że jeśli dojdzie do wojny na Tajwanie, to właśnie Ameryka zrobi wszystko, żeby mu pomóc.
W opinii artysty, najważniejsze jest to, że coraz więcej ludzi „rozumie, że jeśli pozwolimy Chinom rosnąć w siłę i stawać się coraz bardziej agresywnymi, to w ostatecznym rozrachunku wszyscy zapłacimy za to taką samą cenę”.
Symboliczna data
„Moje przesłanie do Polaków jest takie, że od 4 czerwca [1989 roku] wasz kraj i mój kraj, każdy z nich wkroczył na zupełnie inną ścieżkę. I wierzę, że wasza jest tą właściwą, czyli kibicowanie wolności i demokracji. A Chiny podążyły zupełnie inną drogą” – ocenia.
„Mam nadzieję, że będzie to przypomnienie dla ludzi tutaj, aby pielęgnowali demokrację. Ale też pomoże dostrzec zagrożenie ze strony chińskiego rządu, które dotyczy nas wszystkich, bo zagraża naszej wolności i demokracji” – podsumowuje”.
Sztuka z ważnym przekazem
W 2018 roku wystawa Badiucao pod wpływem nacisku ze strony chińskich władz nie odbyła się w Hongkongu. Przedstawiciele dyplomacji ChRL wywierali również presję, żeby odwołać ekspozycję w Brescii we Włoszech oraz w Pradze, ale tym razem bez powodzenia.
Informacje o próbach ingerencji władz chińskich w otwarcie wystawy chińskiego artysty nie zniechęciły też polskiej instytucji do podjęcia współpracy z Badiucao.
„Myślę, że to nawet nie jest dla nas odstraszające, tylko zachęcające. […] Kontrowersje, ale też i próby cenzorskie mówią nam o tym, że mamy do czynienia z czymś ważnym” – ocenia w rozmowie z „The Epoch Times” Piotr Bernatowicz, dyrektor CSW Zamek Ujazdowski.
„My, jako instytucja zajmujemy się sztuką współczesną, która dotyka różnych ważnych kwestii społeczno-politycznych. Sztuką, która o tym opowiada poprzez artystyczną wrażliwość” – mówi.
Jak tłumaczy, CSW poszukuje sztuki z istotnym przekazem, której zwykle nie pokazuje się w innych miejscach.
„Koncentrujemy się na tym, co jest unikalne, co jest ważne, co potrzebuje też właściwej oprawy instytucjonalnej. To jest też nasza misja, żeby przede wszystkim pokazywać publiczności tych artystów”.
Wyjaśnił, że to dlatego w pierwszej kolejności CSW wspiera artystów prezentujących „ciekawą i ważną sztukę”, którzy mają problemy z wystawianiem w podobnych instytucjach swojej twórczości – jak właśnie Badiucao.
W opinii Bernatowicza, „prace Badiucao są ważne, opowiadają o wielu istotnych rzeczach, które dzieją się we współczesnych Chinach, a nie są opowiadane w oficjalnej narracji”, są „głosem wolności”.
Dzięki współpracy z Sinopsis, think tankiem z Czech, nawiązano kontakt z artystą.
„Zaprosiliśmy artystę, żeby porozmawiać o wystawie, żeby mógł zobaczyć naszą instytucję, żebyśmy my mogli go poznać. Zazwyczaj robimy tak, że kurator odwiedza artystę w studio, i to jest chyba najlepszy sposób, żeby spotkać artystę tam, gdzie on tworzy. Tutaj mamy do czynienia z artystą, który jest emigrantem, mieszka w Australii, więc udało się go zaprosić do Polski” – opowiada dyrektor.
Cenzura prewencyjna jest łamaniem polskiej Konstytucji
W Polsce też nie obyło się bez wywierania presji ze strony chińskiej ambasady.
„Wysokiej rangi dyplomata Ambasady Chin w Warszawie złożył niezapowiedzianą wizytę i domagał się niedopuszczenia do otwarcia wystawy, bo rani uczucia wszystkich Chińczyków” – relacjonuje.
„Kiedy pan przyszedł poprosiliśmy o pozostawienie numeru telefonu i umówiliśmy się niezwłocznie na spotkanie. Rozmowa odbyła się w kurtuazyjnej atmosferze, dyplomatycznej, ale stanowcze żądania, które padły podczas pierwszej wizyty – że ta wystawa narusza uczucia wszystkich Chińczyków, zostały powtórzone” – opowiada Piotr Bernatowicz.
W trakcie spotkania przedstawiciel ambasady stwierdził, że „państwo chińskie ‘nie życzy sobie takiej wystawy. Nie powinna ona zostać otwarta’. Oczywiście pan wskazał też, że będzie podejmował inne kroki, czyli że będzie pewnie wpływał przez Ministerstwo Kultury oraz inne instytucje. To nam też zostało powiedziane, dlatego że ‘wystawa niszczy stosunki długoletnie, historyczne stosunki polsko-chińskie’. Co było zaskakujące, że wystawa może zniszczyć takie relacje” – komentuje dyrektor.
„Powiem uczciwie, wcześniej nie spotkałem się z takimi naciskami” – zauważa.
„Zazwyczaj są wystawy kontrowersyjne. Mieliśmy wystawę ‘Sztuka polityczna’, która pokazywała bardzo rozmaitych artystów, podejmujących różne tematy. Tam byli artyści m.in. ze Szwecji, z Iranu, z Jemenu, którzy podejmowali drażliwe tematy. Była też chińska artystka Tam Hoi Ying, która pokazywała prace mówiące o Chińczykach walczących o prawa człowieka w Hongkongu, którzy znikali w zupełnie niewyjaśnionych okolicznościach. […] Wtedy nie mieliśmy takich ingerencji. […] Nigdy nie mieliśmy nacisków z ambasady, takich wprost sformułowanych. Także pierwszy raz się z czymś takim spotykam” – stwierdza.
„W odpowiedzi zachęciliśmy do przyjścia na wystawę, do obejrzenia, do dyskutowania o sztuce. Nieodbierania sztuki jako jakiegoś prostego komunikatu, ale jako pewien wyraz wrażliwości artysty, który opowiada własną historię” – mówi Bernatowicz.
Jeszcze przed wernisażem wystawy CSW poinformowało o naciskach kierowanych przez Ambasadę ChRL w sprawie odwołania ekspozycji.
„Moim zdaniem to jest instytucja publiczna, więc wydaje mi się, że wszystko warto upubliczniać, zwłaszcza jeśli pojawia się zachęta do łamania prawa. Cenzura prewencyjna zgodnie z polską Konstytucją jest zakazana. Nie to, że jest niewskazana, ale jest wprost zakazana, więc jest to łamaniem polskiej Konstytucji” – podkreślił Bernatowicz.
„Zachęta do łamania prawa przez oficjalnego przedstawiciela obcego państwa, i to jeszcze można powiedzieć jednego z najważniejszych mocarstw światowych, jest groźna. I wydaje mi się, że opinia publiczna powinna o tym wiedzieć, że to państwo używa takich właśnie środków, żeby wpływać na to, co jest pokazywane w galeriach w innych krajach” – ocenia Piotr Bernatowicz.
Dobry znak
Jak mówi w wywiadzie dla „The Epoch Times” Michaela Šilpochová, Badiucao przyjechał do Pragi na festiwal filmów o prawach człowieka w marcu 2020 roku, jednak z powodu rozprzestrzeniającej się pandemii nie doszło do żadnego publicznego wydarzenia z jego udziałem.
„Później COVID wybuchł mocno i przez dwa lata nic się nie działo. Po jakimś czasie dostałam informację, że jego indywidualna wystawa odbędzie się we Włoszech. Pojechałam tam z moim kolegą, dyrektorem DOX Leošem Válką. Obejrzeliśmy wystawę i pomyśleliśmy, że sprowadzenie jej do Pragi byłoby bardzo przydatne i znaczące” – opowiada kuratorka.
„Wiedzieliśmy, że naciski były wywierane we Włoszech, więc spodziewaliśmy się ich również w Pradze. Dzień przed otwarciem wystawy otrzymałam telefon z chińskiej ambasady, w którym użyto tej samej retoryki, której używają teraz tutaj w Warszawie, twierdząc, że ta wystawa rani uczucia Chińczyków i zaszkodzi relacjom między naszymi krajami – relacjonuje.
„Myślę, że to dobry znak, że jest coraz więcej instytucji, które są gotowe stawić czoła tym naciskom i jasno powiedzieć ‘nie’, absolutnie ‘nie’ takim naciskom” – ocenia.
„Dla mnie spotkanie z Badiucao było naprawdę spotkaniem z kimś, kto głęboko wierzy w moc sztuki, która potrafi doprowadzić do zmiany sposobu, w jaki ludzie postrzegają pewne problemy. I to jest, według mnie, bardzo autentyczne” – wyznaje.
„Duże wrażenie zrobił na mnie sposób, w jaki był gotów iść na całość, pomimo osobistego ryzyka, pomimo gróźb, z którymi się mierzy. Wierzy i tworzy z głębokim pragnieniem oddania głosu tym ludziom, którzy go nie mają”.
Według dyrektor artystycznej DOX, Badiucao „często wykorzystuje swoją sztukę jako narzędzie do komunikowania pewnych rzeczy, których ludzie uciskani, czy to w Chinach, czy poza nimi, nie mogą powiedzieć światu”.
„Odwaga, pasja i motywacja po stronie artysty i sztuki, którą tworzy, przekonały mnie, że powinniśmy mu pomóc” – mówi Michaela Šilpochová.