Jeśli sztuka jest głoszeniem prawdy, to powinna przybliżać do Boga i dotykać nieba – rozmowa z Justyną Kantorowicz na temat pracy artysty

 Justyna Kantorowicz podczas koncertu pt. „Odkopać wspomnienia” w muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddziale Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. Akompaniuje Bartosz Krajewski, Gdańsk, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Justyna Kantorowicz podczas koncertu pt. „Odkopać wspomnienia” w muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddziale Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. Akompaniuje Bartosz Krajewski, Gdańsk, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Jak wygląda życie artysty? Jaka jest praca tak „od kuchni” przed koncertem? Rozmowa z Justyną Kantorowicz – sopranem lirycznym, absolwentką Akademii Muzycznej w Bydgoszczy oraz Gdańskiej Akademii Muzycznej, laureatką Międzynarodowego Konkursu Pieśni Legionowej, wielokrotnie koncertującą podczas audycji muzycznych organizowanych przez Filharmonię Pomorską i Filharmonię Bałtycką.

„The Epoch Times”: Powiedz, dlaczego śpiewasz? Jaka jest Twoja historia nabywania umiejętności wokalnych?

Justyna Kantorowicz: Już od dziecka wszyscy mówili mi, że powinnam śpiewać i ja sama chciałam to robić. Nie miałam możliwości kształcenia głosu na etapie szkolnym – mieszkałam pod Warszawą, więc dojazdy do ewentualnej szkoły muzycznej i łączenie tego ze zwykłą szkołą przy takiej dużej odległości byłoby bardzo trudne. Poszłam do szkoły muzycznej drugiego stopnia dopiero jednocześnie z pierwszymi studiami, na drugim roku studiów śródziemnomorskich. Wcześniej też uczęszczałam na lekcje prywatne. Później kształciłam głos na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i Akademii Muzycznej w Gdańsku.

Dlaczego śpiewam? Czuję, że to jest moja misja, powołanie. Cały czas tak to odbieram. Śpiew jest czymś, co mam w życiu do zrobienia. Poprzez śpiew chciałabym uwrażliwiać, pozwalać ludziom przeżywać katharsis. Chciałabym dzielić się swoimi emocjami, bo mam ich w sobie bardzo dużo i myślę, że ludzie też potrzebują emocji, potrzebują sztuki.

Jak chcesz wpłynąć na ludzi swoimi koncertami? Jakie wrażenie chciałabyś wywrzeć na widzach?

Zawsze myślałam, że największą nagrodą dla artysty jest to, jak ktoś siedzi na widowni i płacze ze wzruszenia. To nie jest oznaka jakiegoś nieszczęścia i rozpaczy, tylko taki oczyszczający płacz, który wydarza się w trakcie spektaklu czy koncertu. I czasami rzeczywiście widzę kogoś płaczącego, podczas gdy śpiewam. Cieszy mnie to, bo wydaje mi się, że to jest znak, że to, co robię, uwrażliwia. Może pozwala przywołać wspomnienia, z czegoś się oczyścić, coś z siebie wyrzucić. Przynajmniej wierzę, że tak jest.

Niedawno wystąpiłaś razem z pianistą na koncercie „Odkopać wspomnienia” w muzeum Spichlerz Błękitny Baranek” w Gdańsku. Powiedz, jaki to był repertuar i dlaczego go wybrałaś?

To były piosenki dwudziestolecia międzywojennego i pieśni patriotyczne. Na dobór repertuaru mieli wpływ seniorzy, a o ich preferencjach poinformowali mnie organizatorzy. Tytuł „Odkopać wspomnienia” przyszedł mi do głowy ze względu na miejsce koncertu – Muzeum Archeologiczne, które z tym repertuarem ma wspólne to, że jest takim zwrotem ku przeszłości. Tam jest dużo eksponatów z minionych epok, a utwory patriotyczne i piosenki dwudziestolecia międzywojennego przywołują dawne czasy, a jednocześnie pewne emocje, przeżycia, których wszyscy doświadczamy w dzisiejszych czasach. Jak idziemy do Muzeum Archeologicznego, też mamy do czynienia z historią pewnych ludzi. Wykonuję od jakiegoś czasu m.in. piosenki dwudziestolecia międzywojennego czy pieśni patriotyczne, bo jest to repertuar, który jest bliski mojemu sercu.

A co lubisz śpiewać najbardziej? W jakim repertuarze czujesz się najlepiej i jaką techniką śpiewasz?

Zawsze kształciłam głos klasycznie. Podczas swojej edukacji zakładałam, że w takim kierunku pójdę, że będę śpiewać albo jako solistka, albo w chórze operowym. Po tym jak skończyłam Akademię – dwa lata temu – trwała pandemia, więc nie było łatwo z przesłuchaniami, właściwie cały czas jest ich niewiele. Wtedy stwierdziłam, że pójdę w kierunku koncertowania i zaczęłam wykonywać zarówno muzykę klasyczną, jak i przeboje musicalowe, operetkowe, filmowe, dwudziestolecie międzywojenne czy pieśni patriotyczne. Mam repertuar przygotowany na specjalne okazje. Kiedyś zdarzało mi się śpiewać także pieśni kaszubskie czy utwory starogreckie i chciałabym powrócić też do takiego programu.

Najbardziej byłam zawsze związana z muzyką klasyczną, ale jest wiele utworów, można powiedzieć muzyki rozrywkowej, ale takiej dobrej muzyki rozrywkowej, które też bardzo do mnie przemawiają. W takich utworach bardzo można się wykazać pod względem interpretacyjnym. Śpiew klasyczny również można wykorzystać w śpiewie rozrywkowym. Śpiewanie postawionym głosem daje duże możliwości modulacji głosu, zmian dynamicznych. To znaczy można pokazać bardzo dużą siłę głosu, śpiewając forte, czy ujawnić delikatniejsze przeżycia, emocje, śpiewając piano.

Z którego występu jesteś najbardziej dumna i dlaczego? Które występy i osiągnięcia są dla Ciebie najważniejsze?

Niewątpliwie bardzo ważny był dla mnie spektakl w Warszawskiej Operze Kameralnej, w której wystąpiłam w ramach projektu z II stopnia szkoły muzycznej na Bednarskiej. Zagrałam Lizetę w spektaklu Moniuszki „Nocleg w Apeninach”. To jest wodewil, więc partie były w dużej mierze mówione, nie tylko śpiewane. Miałam też możliwość wystąpić drugi raz w Warszawskiej Operze Kameralnej jako chórzystka w spektaklu „Apollo i Hiacynt” Mozarta – z projektem z Akademii Muzycznej w Gdańsku. W tym spektaklu zaistniałam też jako solistka w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w roli Melii. Przy tych projektach uczestniczył spory zespół ludzi – studentów i profesorów, którzy reżyserowali, tworzyli choreografię, ćwiczyli z nami, przygotowywali nas. Te spektakle, poza uzyskaną satysfakcją, pokazywały też jak trudna i żmudna bywa praca artysty. Za to efekty są bardzo zadowalające. To była ogromna radość później wyjść na scenę, śpiewać w tych pięknych strojach, móc zaprezentować swoje umiejętności, wykazać się wokalnie i aktorsko.

To były dla mnie najważniejsze występy, ale oczywiście każdy koncert mnie cieszy. Chciałabym, żeby było ich najwięcej i cały czas się o nie staram, bo nie jestem zatrudniona na etat jako śpiewaczka. Pracuję na pół etatu w Centrum Terapii Autyzmu jako logopeda i muzykoterapeuta, i asystent nauczyciela w grupie. To jest też moje stałe źródło zarobku.

Justyna Kantorowicz, sopran liryczny, i Bartosz Krajewski, pianista, koncert pt. „Odkopać wspomnienia” w muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddziale Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, Gdańsk, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Justyna Kantorowicz, sopran liryczny, i Bartosz Krajewski, pianista, koncert pt. „Odkopać wspomnienia” w muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddziale Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, Gdańsk, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Jak wygląda życie artysty? Jaka jest praca, „tak od kuchni”, której nie widać na koncercie? Na koniec pianista powiedział, że koncert „Odkopać wspomnienia” został uratowany w ciągu dwóch wieczorów. Powiedz, jak wtedy to wyglądało, i jak wygląda na co dzień.

To była wyjątkowa sytuacja. Pianista, który miał wystąpić i był na afiszu, uległ poważnemu wypadkowi i znalazł się w szpitalu, o czym dowiedziałam się dwa dni przed koncertem. Można było ten koncert przełożyć na inny termin, ale czułam pewną odpowiedzialność wobec organizatorów i mnie samej także zależało na tym, żeby tego terminu już nie zmieniać. Przyznam też, że to nie była pierwsza zmiana pianisty, do której doszło w czasie przygotowań przed koncertem – ofertę przygotowywałam z kimś zupełnie innym.

Na szczęście kolega polecił mi Bartosza Krajewskiego, który podjął się gry na pianinie. Cieszę się bardzo, że wydarzenie się odbyło. Możliwe, że to będzie też zapowiedź dalszej współpracy z Bartkiem Krajewskim. Wierzę, że z pianistą, który uległ wypadkowi, też będę miała możliwość jeszcze wystąpić.

Proszę, żebyś odniosła się jeszcze do pytań o życie i pracę artysty.

Ludzie często myślą, że artysta tylko wychodzi i śpiewa, że tylko staje na scenie czy estradzie i otwiera buzię. Zawód artysty, jeżeli jesteśmy profesjonalistami, wiąże się z wieloma próbami. Każdy koncert jest inny i często inaczej układam utwory, uczę się nowych, piszę zapowiedzi specjalnie na konkretne wydarzenie. Współpracuję z różnymi muzykami – z pianistami, akordeonistą, a nawet z Legionowską Orkiestrą Barokową. Z każdym współpraca też wygląda inaczej, z każdym się trzeba zgrać. Dobre współbrzmienie wymaga iluś godzin ćwiczenia, żeby móc wspólnie wykonać zmiany dynamiczne, zmiany tempa, pauzy, oddechy, sposób artykulacji czy kwestie interpretacyjne.

Oczywiście wiele rzeczy może wychodzić spontanicznie. Każdy koncert jest inny. Kiedy muzycy już ze sobą jakiś czas współpracują, mają dużo większe wyczucie siebie nawzajem. Dobry pianista towarzyszący śpiewakowi podąża za wokalistą i wyczuwa oddechy, bierze pod uwagę interpretację, wiele rzeczy muszą jednak ustalić ze sobą. Im więcej ludzi ze sobą współpracuje (np. w teatrze), tym może być lepszy efekt, ale też tym trudniej. Ludzie mają różne podejścia, różne wizje, które się ścierają. Gdzieś trzeba znaleźć jakiś złoty środek. Często jest reżyser, który narzuca swoje zdanie i trzeba mu się podporządkować. Najlepiej kiedy reżyser słucha aktorów, wtedy może tworzyć dzieło, biorąc pod uwagę różne wizje i odczucia.

Praca artysty nie jest lekka, z drugiej strony może dawać bardzo dużą satysfakcję.

Wiem, że sama przygotowujesz zapowiedzi do koncertów. Czym się inspirujesz?

Muszę powiedzieć, że bardzo lubię pisać, i był czas, że pisałam wiersze. Więcej pisałam, jak mniej śpiewałam. Mam potrzebę wyrażania siebie i ostatnio robię to zwłaszcza poprzez śpiew. Myślę, że jest we mnie dużo emocji, którymi chciałabym się dzielić. Jeżeli mam koncert, cieszę się, że mogę także powiedzieć coś od siebie, od serca napisać, mam jakieś myśli, które chciałabym przekazać. Odbiór koncertów jest też dużo lepszy, gdy są wprowadzenia poetyckie, myśl przewodnia. To bardziej oddziałuje na widza, na jego wrażliwość.

A co odróżnia profesjonalistę od amatora? Po koncercie usłyszałem, że gdy ktoś jest profesjonalnym muzykiem lub wokalistą, wówczas to, co się dzieje wokół, mu nie przeszkadza. Co mogłabyś na ten temat powiedzieć?

Rzeczywiście, artysta jest przyzwyczajony do tego, że ktoś chodzi, robi zdjęcia, kręci film… Profesjonalista musi być odporny na pewne rzeczy – na to, że ktoś na widowni będzie płakał ze wzruszenia, ktoś będzie się śmiał i reagował żywiołowo na śmieszny kawałek utworu, a ktoś inny będzie siedział ze zdegustowaną czy zniesmaczoną miną. Na tym polega profesjonalizm, żeby zachować zimną krew. Niezależnie od tego, co się dzieje w naszym życiu, czasami spotykają nas nawet wielkie tragedie osobiste, musimy wykonać swoją pracę.

W życiu artystów jest tak jak u każdego człowieka – zdarzają się czasem wyjątkowo trudne sytuacje, a muzyk mimo wszystko musi stanąć na scenie czy estradzie, zaśpiewać czy zagrać, zrealizować to, co ma do wykonania (nie mówię tu o ciężkiej chorobie czy wypadku, z takich powodów trzeba czasem koncert odwołać).

To jest w dużej mierze wyznacznik profesjonalisty, że po nim nie widać, co się dzieje w życiu prywatnym. Jeżeli jest dobrze wyszkolony, ma dobrą technikę śpiewu czy gry, też jest w stanie stanąć ponad swoimi trudnościami, możliwe, że wykona coś słabiej, ale da radę. Natomiast gdyby amator miał wystąpić w ciężkich momentach swojego życia, najprawdopodobniej byłoby to mocno wyczuwalne.

Trzęsący się głos świadczy o niedyspozycji czy właśnie wyszkoleniu?

To określenie „trzęsący się głos” raczej wskazywałoby na coś negatywnego. Jeżeli słyszymy, że głos jest roztrzęsiony pod wpływem negatywnych emocji, nie jest to dobre odczucie. Natomiast w śpiewie prawidłowym, jeżeli jest naturalnie i ładnie poprowadzony technicznie głos, pojawia się vibrato. Czym innym są naturalne wibracje występujące u profesjonalnego artysty, a czym innym jest trzęsący się głos ze strachu, z rozpaczy.

Justyna Kantorowicz podczas koncertu pt. „Odkopać wspomnienia”, śpiew przy akompaniamencie pianina, akompaniuje Bartosz Krajewski, muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddział Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Justyna Kantorowicz podczas koncertu pt. „Odkopać wspomnienia”, śpiew przy akompaniamencie pianina, akompaniuje Bartosz Krajewski, muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddział Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Jakie cele stawiasz sobie w pracy artystycznej? Do czego dążysz?

Na pewno celem jest oddziaływanie na widza – to związane jest z tym, o czym wcześniej opowiadałam. Chciałabym jednak nie tylko koncertować, ale śpiewać także w teatrze. Nie wiem, czy będę miała taką możliwość, na pewno w taki sposób będę przekazywać to wszystko, o czym mówię, w jaki będzie mi dane. Celem samym w sobie nie jest dla mnie zaistnienie, kariera. Chciałabym zarabiać na życie, robiąc to, co kocham. Wspominałam już o pracy w Centrum Terapii Autyzmu. Jest to też praca, którą lubię, i cieszę się, że mam takie źródło zarobku, które jest stabilne. Natomiast gdyby mi przyszło kiedyś pracować w teatrze, myślę, że byłaby to wspaniała przygoda i mogłabym wyrażać całą siebie w ten sposób, i nie tylko śpiewając, ale też grając aktorsko i tańcząc, co też bardzo lubię. Celem jest dla mnie przekazywanie pewnych wartości, pójście za głosem serca, za powołaniem, jakby realizowanie swojej misji, którą mam w życiu do wykonania. Wierzę, że w dużej mierze tą misją jest właśnie śpiew, ale nie sam w sobie śpiew. Nie sztuka dla sztuki, kariera czy bycie w centrum bez żadnej idei.

Mówiłaś, że także piszesz. Co Cię inspiruje do pisania, do śpiewania?

Inspirują mnie ludzie, relacje, emocje. Inspirują mnie nawet różne sytuacje trudne. Często zastanawiam się, po co one są, czemu różne rzeczy się w życiu dzieją i wierzę, że zawsze każde zdarzenie ma swój cel, swój sens. Wszystkie emocje, nawet te trudne, które przeżywam w sobie, są między innymi po to, żebym mogła się nimi dzielić z ludźmi i żebym mogła pewne rzeczy tłumaczyć artystycznie. Po to muszę coś przepracować, żeby stać się jakąś postacią, żeby lepiej jakąś rolę odegrać. Często człowiekowi się wydaje, że to, co się dzieje w filmie czy w teatrze, że to jest tak naprawdę jakaś fikcja, że człowiek tylko idzie się rozerwać.

Myślę jednak, że w teatrze powinna dziać się prawda. Scena ma być przełożeniem tego, co jest w ludziach, i dobrze, żeby pomagała odbiorcom lepiej iść własną drogą, lepiej rozumieć pewne sytuacje, relacje, trudności. To wszystko na pewno mnie inspiruje. To mi daje siłę. Myślę, że to pozwala mi być lepszą artystką. Wierzę, że coraz lepszą, bo chcę się cały czas rozwijać jako artystka. Wierzę, że wraz z moją emocjonalnością rozwija się mój głos, że wraz z rozwojem mojej duchowości mogę dawać lepszy przekaz w głosie, w jakimś odczycie czy w każdym wystąpieniu. Inspiruje mnie duchowość, ponieważ jestem osobą wierzącą i poprzez wiarę na pewne rzeczy patrzę inaczej.

Myślę, że jestem pewnym narzędziem i mam coś w życiu do zrobienia jako to narzędzie. Ważne jest dla artysty, żeby czasami sobie to uświadamiać. Wiadomo, w każdym artyście jest pewna pokusa takiego bycia w centrum, też ją w sobie mam. Każdy artysta skupia na sobie uwagę, chce, żeby ludzie go oglądali, chce być ceniony. Natomiast ważne jest też odnajdywać w sobie pokorę i wiedzieć, że choć w pewnym sensie jest się w centrum, to jest się też pewnym narzędziem do tworzenia pięknej muzyki i do zaistnienia czegoś w ludziach.

Podsumowując, czerpię ogromną inspirację zarówno z tego, co na ziemi, z ludzi, z tego co mnie otacza, jak też z tego, co pozwala być ponad wszelkimi trudnościami ziemskimi. Sztuka bowiem w pewnym stopniu właśnie dotyka nieba. Jeżeli jest głoszeniem prawdy, jeżeli niesie z sobą to, co dobre, to powinna przybliżać do Boga i pozwalać stawać się człowiekowi lepszym.

Dlaczego zdecydowałaś się zaśpiewać na koncercie podczas Dni Seniora? Co na to wpłynęło?

Jeżeli szukam możliwości koncertów, to szukam ich wszędzie, i tam, gdzie zostaję zaproszona, z wielką chęcią zaproszenie przyjmuję (oczywiście jeśli jest to jednocześnie oferta pracy, ponieważ jest to moja praca). Sama rozsyłam oferty i chciałabym dotrzeć do każdego widza, który chce słuchać mojego repertuaru. Bardzo cieszę się, że organizator muzeum wyszedł do mnie z propozycją koncertu, to też zacieśnia mój kontakt z Gdańskiem, w którym przecież odbyłam studia wokalne.

Kto i co wpłynęło na Ciebie najbardziej w trakcie Twojej muzycznej drogi?

Jak patrzę na swoją drogę artystyczną, to nie brałabym pod uwagę tylko tego, kto wpłynął na mnie wokalnie, ale też ogólnie na mnie jako artystkę. Myślę, że duże znaczenie miało np. ognisko teatralne u Machulskich, do którego uczęszczałam w gimnazjum. Kiedyś byłam bardzo nieśmiałą osobą, więc to na pewno bardzo mnie otworzyło na ludzi. Stanęły też na mojej drodze życiowej osoby, które wpłynęły na postrzeganie wielu rzeczy, na sposób myślenia. Ludzie, których spotykałam, moje emocje, wrażliwość – to wszystko kształtuje artystę. To nie jest tak, że to jest tylko droga kształtowania głosu.

Jeżeli chodzi o ścieżkę wokalną – pierwszą osobą, która zaczęła udzielać mi lekcji była pani Urszula Pietrzyk. Na początku w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że jestem sopranem lirycznym, a nawet, że jestem w stanie śpiewać wysoko. Z nią zaczęłam ćwiczyć głos i ona zaraziła mnie też pasją do muzyki klasycznej – wcześniej nie słuchałam opery, pieśni klasycznych. Ona pokazała mi świat muzyki klasycznej i zaczęła mnie w ten sposób prowadzić.

Później mieli na mnie wpływ inni profesorowie. Pani Jadwiga Skoczylas uczyła mnie śpiewu w II stopniu szkoły muzycznej. Myślę, że bardzo rozwinęłam się u niej technicznie. Najważniejszy czas dla mojej drogi artystycznej to czas studiów muzycznych. Na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy kształciłam się u prof. Agnieszki Piass, a na magisterce w Gdańsku u prof. Aleksandry Kucharskiej-Szefler. Obie te nauczycielki mają w sobie bardzo dużo ciepła. Obie traktowały swoje uczennice jak córki, starały się dawać wszystko, co najlepsze. Było w nich dużo miłości do ludzi, do świata. To miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Obie, poza kształtowaniem wokalnie, pomagały też zaistnieć osobowości scenicznej, uwydatnić się pewnym umiejętnościom aktorskim, dbały też o komfort psychiczny.

Justyna Kantorowicz podczas koncertu pt. „Odkopać wspomnienia”, akompaniuje Bartosz Krajewski, muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddział Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Justyna Kantorowicz podczas koncertu pt. „Odkopać wspomnienia”, akompaniuje Bartosz Krajewski, muzeum Spichlerz „Błękitny Baranek”, oddział Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, 2.10.2022 r. (Rafał Dojlido / The Epoch Times)

Osobą bardzo wspierającą i wpływającą na rozwój była także podczas studiów pani prof. Witosława Frankowska – klawesynistka, do której chodziłam na zajęcia indywidualne i grupowe, zawsze dawała całe swoje serce studentom. Podczas studiów w Gdańsku poznałam też doskonałą śpiewaczkę oraz niezwykle życzliwą i dobrą osobę, o której pisałam swoją pracę dyplomową – panią Danutę Bernolak. Dzięki życzliwości prof. Piotra Kusiewicza mogłam wysłuchać także jej nagrań archiwalnych i wykorzystać je do pracy.

Bardzo cenię i ceniłam sobie kontakt z osobami, które z jednej strony doskonale śpiewają, mogą dać wskazówki, mogą pomóc pod kątem drogi artystycznej i jednocześnie mają w sobie dobro.

Nie mogę powiedzieć, że to, w jakim jestem punkcie, że to była tylko kwestia kształtowania techniki wokalnej, to była też kwestia kształtowania na poziomie ludzkim.

Pytanie prawie na zakończenie – co pomaga śpiewaniu, a co przeszkadza?

To też jest obszerne pytanie. Na pewno jest wiele rzeczy, które pomagają i przeszkadzają. Choćby emocje mogą i pomagać, i przeszkadzać. W momencie kiedy pojawiają się w człowieku negatywne emocje związane z trudnymi w życiu sytuacjami, pewne napięcia w ciele, jakiś ogromny smutek, to wszystko ma przełożenie na głos.

Natomiast z drugiej strony, jeżeli człowiek jest w stanie to udźwignąć, jeżeli jest w stanie to przejść, to stwarza pewien zasób emocji, wrażliwości, który jest w nas, i tym dzieli się z widzem. Myślę, że wszystko, co na jakimś etapie może przeszkadzać, na innym etapie może pomagać. Z jednej strony wrażliwość łamie człowieka, czasami ktoś może mieć wrażenie, że nawet się nie będzie w stanie z czegoś podnieść. Z drugiej strony wrażliwość to jest to, co my – artyści pokazujemy w sztuce, co jest naszym zasobem.

Co jeszcze pomaga? Co przeszkadza?
Na pewno pomaga spokój ducha, jakaś wewnętrzna radość, optymizm, dobre nastawienie. Przeszkadzają złe emocje, nawet takie wobec drugiego człowieka, które rodzą napięcia, zwątpienie, smutek.

A co się działo z Tobą w czasie edukacji i kariery? Czy to, co odczuwasz podczas śpiewania, zmieniało się wraz z czasem? Czy jest inaczej?

Tak, na pewno tak. Oczywiście, gdy zaczynałam śpiewać, to miałam bardzo dużo napięć w ciele. Nawet musiałam w pewnym momencie chodzić na masaż żuchwy. Myślę, że to było też związane ze stresem, który na początku wywoływały i występy, i przygotowywanie repertuaru, i poczucie pewnej presji na etapie szkoły muzycznej. To sprawiało dużą trudność i wzbudzało dużo negatywnych odczuć w głosie, natomiast z czasem zaczęło się to zmieniać.

Śpiew to jest taka droga w ciągłym poszukiwaniu w ciele, w swoich emocjach, w zapamiętywaniu wrażeń. Bardzo dużo zmian w moim głosie zaszło podczas studiów w Bydgoszczy, a najbardziej moje odczucia wokalne zmieniły się w Gdańsku. Też myślę, że to, jak się rozwija głos, jest bardzo związane z rozwojem naszej osobowości, z wewnętrzną harmonią. Ona pozwala lepiej wyrażać siebie, lepiej wybrzmieć głosowi. Na takim etapie znalazłam się w Gdańsku. Zawsze jednak będą pewne napięcia czy negatywne emocje, które na pewien czas człowieka mogą blokować i wręcz wyłączać ze śpiewania. Śpiewanie na napięciach też może powodować problemy z głosem, więc ważne jest, żeby obserwować siebie i żeby czasami też móc odpuścić. Powiedziałam, że z jednej strony profesjonalista staje na scenie i nie widać problemów, ale są też momenty, że powinno się odpuścić, po prostu nie brać na siebie nowych rzeczy, odpocząć, powiedzieć „nie”, nawet dla dobra swojego głosu i dla dobra psychicznego.

W ramach podsumowania – czym dla Ciebie jest śpiewanie?

Dużo już o tym powiedziałam. To dla mnie pewna misja, jedno z zadań, które mam w życiu do wykonania. Jest to sposób wyrażania siebie, wyrażania swoich emocji, swojej osobowości, dzielenia się tym, czym chcę się z ludźmi dzielić. Droga artysty nie jest łatwa. Jako artystka noszę w sobie dużo emocji i dużo wrażliwości i to się też wiąże z pewnymi trudnościami. Poza tym nie jest łatwo w dzisiejszym świecie funkcjonować muzykom. Często nie ma zatrudnienia na etat dla solistów – zwykle są to przesłuchania do konkretnych projektów, co może wiązać się z niepewnością i życiem od projektu do projektu. Dlatego też cenię sobie stałą pracę, taką, jaką mam właśnie na pół etatu. Z drugiej strony trudno jest pewne projekty łączyć ze stałą pracą, jeśli nie jest elastyczna godzinowo.

Śpiew to droga artystyczna, która może być też pewnym krzyżem. Natomiast to jest i krzyż, i błogosławieństwo. To jest droga, która z jednej strony jest mi dana, z drugiej strony to ja jej chcę. Staram się przyjmować z radością to, co jest mi dane niezależnie od tego, co pojawi się jeszcze na mojej ścieżce artystycznej czy życiowej.

Coś chciałabyś powiedzieć osobom, które zaczynają swoją przygodę ze śpiewem?

Na pewno powiedziałabym i o plusach, i o minusach, żeby po prostu przedstawić rzeczywisty obraz tego, jak artysta funkcjonuje. Natomiast na pewno nie chciałabym zniechęcać. Powiedziałabym, że jeżeli to czują, jeżeli tego bardzo chcą, to żeby realizowali swoje marzenia, a jeżeli nie są do końca przekonani, może nie mają wystarczająco dobrego głosu, nie chcą być na scenie i w ogóle występowanie ich męczy, to może wtedy warto przemyśleć inną drogę dla siebie. Natomiast jeśli się czegoś pragnie, to pewne trudności warto przezwyciężać. Sama byłam osobą nieśmiałą i choć bardzo chciałam śpiewać, na początku nie było łatwo – nawet czasem łamał mi się głos przed publicznością, gdy jeszcze byłam na etapie szkolnym.

Zachęcałabym, by nie wstydzić się tego, co się czuje, by mniej się przejmować tym, co narzucają inni, by iść za głosem serca i szukać swojej drogi.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję