Jak informuje Polski Związek Niewidomych, coraz więcej pracodawców decyduje się na zatrudnienie osób z dysfunkcją wzroku. – Mimo że wciąż jest wiele do zrobienia, to powoli zmienia się świadomość pracodawców – coraz mniej boją się zatrudniania osób z niepełnosprawnością wzroku. Wychodzą naprzeciw ich potrzebom między innymi poprzez odpowiednie dostosowanie stanowiska pracy – mówi Dorota Ciborowska z PZN.
Niepełna sprawność nie przekreśla kompetencji
Dorota Ciborowska przekonuje, że dostosowanie warunków pracy do osób z niepełnosprawnością wzroku nie jest trudne, a po odpowiedniej adaptacji niewidomi mogą być równie samodzielni jak pełnosprawni pracownicy. – Jeżeli mówimy np. o pracy biurowej, to komputer musi być wyposażony w podstawowe narzędzia, takie jak program głośnomówiący. Z kolei dla osób słabowidzących potrzebne jest dostosowanie kontrastu oraz powiększenie czcionki na komputerze, jednak część z nich sama potrafi to zrobić – podkreśla.
Zwraca uwagę, że: – Bardzo ważna jest także życzliwość oraz nauczenie innych pracowników funkcjonowania z osobą niewidomą. Np. uświadomienie sobie, że jeśli przyniosę koledze kartkę z zapisaną informacją, to on jej nie przeczyta.
Jednocześnie wyjaśnia, że nie trzeba obawiać się takich zwrotów jak „do widzenia”, ponieważ jest to „najlepsze życzenie dla osób z dysfunkcją wzroku”.
Ponadto zapewnia: – Do osoby niewidomej należy mówić dokładnie tak samo, jak do widzącej, ona też chce się czuć normalnie.
Więcej niż praca
Zdaniem Ciborowskiej dla osób z dysfunkcją wzroku praca ma dodatkowe znaczenie: – Ona nie tylko poprawia standard ich życia, ale przede wszystkim uspołecznia. Osoba, która po szkole średniej czy studiach nie wejdzie na rynek pracy, to prawdopodobnie zamknie się w domu i będzie miała trudności z funkcjonowaniem społecznym.
Rafał Kanarek z PZN porusza inną ważną kwestię związaną z odbiorem społecznym osób z niepełnosprawnością wzroku. – Tu nie chodzi o to, żeby osobie niewidomej współczuć, tylko dać możliwość realizacji, rozwoju. Patrzeć na nich jak na ludzi normalnych, którzy mają swoje pasje, pomysły na życie i chcą się rozwijać – zauważa.
Zaznacza też, że sam ma rodzinę i wychowuje dwójkę dzieci. – Jestem czynnym ojcem, może nawet bardziej aktywnym niż niejeden pełnosprawny – dodaje.
Zwrócił też uwagę, że wciąż brakuje praktycznego zastosowania zestandaryzowanych oznaczeń dla osób z dysfunkcją wzroku, co utrudnia im przemieszczanie się w przestrzeni publicznej. – Przykładem są między innymi słupki na chodnikach. W Warszawie montowane są w ilościach hurtowych. To bardzo utrudnia sprawne poruszanie się. Brak też jest ujednolicenia standardów dotyczących oznakowania dla osób niewidomych na peronach. Wypukłości znajdujące się przed torowiskiem, w zależności od dworca, są mniejsze – większe, albo szersze – węższe. Z kolei metalowe wypukłości są śliskie i źle spełniają swoją rolę – tłumaczy.
Rafał Kanarek dostrzega, że w ostatnich latach wiele się zmieniło w tym zakresie. Jak sugeruje, przydatne byłyby jednak konsultacje w omawianych sprawach z różnymi środowiskami osób z niepełnosprawnościami.
Z danych GUS-u z 2016 roku wynika, że w Polsce niemal 3 mln osób, czyli ok. 7 proc. populacji, ma uszkodzenia i choroby narządu wzroku. 42 tys. osób deklaruje, że nie widzi wcale. Najczęściej problemy ze wzrokiem odnotowuje się u osób w wieku 60-69 lat (32 proc.) i 50-59 lat (20 proc.). Z kolei dzieci do 14. roku życia stanowią trzecią grupę pod względem dysfunkcji wzroku.
A.I., źródło: PAP.