Donald Trump w piątek ponownie podkreślił zależność między sytuacją w Hongkongu a amerykańskimi negocjacjami handlowymi z Chinami. Prezydent Stanów Zjednoczonych zaapelował do Pekinu o „humanitarne działania” po aresztowaniach wpływowych działaczy demokratycznych.
Wcześniej w piątek policja w Hongkongu zatrzymała działaczy Joshuę Wonga i Agnes Chow w związku z trwającymi w mieście od wielu tygodni protestami. Władze ostatecznie odmówiły również zgody na planowaną na sobotę pokojową manifestację.
W nocy z czwartku na piątek założyciel proniepodległościowej Hongkońskiej Partii Narodowej (HKNP) Andy Chan przekazał na Facebooku, że został zatrzymany na lotnisku w Hongkongu, z którego miał odlecieć do Tokio. Policja poinformowała, że na lotnisku zatrzymano mężczyznę o nazwisku Chan pod zarzutem udziału w zamieszkach i napaści na policjanta.
Trump oświadczył, że presja handlowa, jaką wywarł na Chiny, przyczyniła się do złagodzenia napięcia między Pekinem a Hongkongiem. „Bez negocjacji handlowych Hongkong byłby w znacznie trudniejszym położeniu – powiedział amerykański prezydent. – Moja akcja naprawdę pomaga złagodzić napięcie w Hongkongu”. Jego zdaniem działania władz Chin mogłyby być bardziej brutalne, gdyby Pekinowi nie zależało na podpisaniu z USA umowy handlowej.
Donald Trump w połowie sierpnia oświadczył, że Chiny, przed podpisaniem z USA umowy handlowej, powinny przede wszystkim „humanitarnie” potraktować Hongkong.
„Oczywiście, że Chiny chcą zawrzeć z nami umowę. Ale niech najpierw zaczną po ludzku współpracować z Hongkongiem! – napisał wówczas Trump na Twitterze – Mam ZERO wątpliwości, że jeśli prezydent Xi (Jinping) chciałby szybko i humanitarnie rozwiązać problem Hongkongu, jest w stanie to zrobić”.
Demonstracje zaczęły się od sprzeciwu wobec projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, który przewiduje możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych. Z czasem do postulatów doszło również m.in. żądanie powszechnych, demokratycznych wyborów szefa administracji Hongkongu oraz członków lokalnego parlamentu.
Popierana przez Pekin szefowa władz regionu Carrie Lam wykluczyła ustępstwa wobec protestujących i przestrzegała, że radykalne wystąpienia „spychają Hongkong na krawędź bardzo niebezpiecznej sytuacji”. Władze centralne porównywały demonstrantów do terrorystów i oskarżały o sianie fermentu w Hongkongu „obce siły”. Dawały również do zrozumienia, że mogą stłumić protesty przy użyciu wojska.
Źródło: PAP.