Najwyśmienitsze precjoza będą się mienić do 4 sierpnia w Zamku Królewskim w Warszawie. Wystawa „Rządzić i olśniewać. Klejnoty i jubilerstwo w Polsce w XVI i XVII wieku”, której kuratorem jest Danuta Szewczyk-Prokurat, pozwala z bliska przyjrzeć się zwykle nieudostępnianym skarbom i zapoznać się z kulturą tamtego okresu. Na pierwszej w historii naszego muzealnictwa przekrojowej ekspozycji jubilerskich kosztowności wystawiono niemal 500 zabytków sprowadzonych od ponad 80 właścicieli z kraju i zagranicy. Jest to efekt zbiorowego wysiłku organizatorów przedsięwzięcia, poprzedzonego wieloletnimi badaniami. „Takiej wystawy jeszcze nie było” – mówi w wywiadzie dla „The Epoch Times” Dariusz Nowacki, konsultant ekspozycji.
Niezwykłe spotkania i kunszt jubilerski
Według eksperta wydarzeniem jest już to, że spotkały się cztery gemmy z kolekcji Zygmunta Augusta, autorstwa Giovanniego Jacopa Caraglia, znanego gliptyka włoskiego, które przywieziono z Berna, Monachium, Mediolanu i Nowego Jorku. To, że można obejrzeć je w jednej sali wraz z najsłynniejszym zachowanym na świecie XVI-wiecznym pierścieniem – Pierścieniem Izabeli Jagiellonki, wypożyczonym z prywatnej kolekcji z Anglii, „pokazuje, że ten event rzeczywiście jest epokowy, bo to nam się już pewnie nie zdarzy, żeby doszło do spotkania dzieł tak znakomitej jakości z tak wspaniałych zbiorów” – zapewnia Nowacki.
(kliknięcie w zdjęcie powiększa je)
Autorów wystawy zaciekawił fakt, że w muzeach zagranicznych przy różnych klejnotach, o których wiadomo z archiwaliów, że są związane z Polską, nie pada nazwa naszego kraju.
Wśród przedstawionych zabytków udało się znaleźć takie, które bezwzględnie można zakwalifikować jako dzieła polskich jubilerów. Zauważa się, że artyści operowali rozwiązaniami cieszącymi się uznaniem elit w Europie, jednak z pewnymi różnicami m.in. w doborze klejnotów, w kolorystyce lub typie kameryzacji.
Ekspozycję rozlokowano w dziesięciu salach. Dariusz Nowacki opowiada: „Zaczynamy od pustki, czyli od Skarbca Koronnego, który jest taką dotkliwą raną na naszej narodowej spuściźnie, pustką nie do zapełnienia. W roku 1795, roku upadku Rzeczypospolitej, Prusacy, którzy ledwie parę miesięcy zajmowali Kraków, zanim tutaj wkroczyli Austriacy, włamali się do skarbca i zrabowali pięć koron, cztery berła, pięć jabłek, tacę pod koronę, miecz koronacyjny i różne kosztowności” – wylicza. W pierwszej sali zaprezentowano najefektowniejszy wizualnie inwentarz Skarbca Koronnego, powstały po śmierci Zygmunta III Wazy, a rejestrujący zasób skarbca w momencie największej świetności, z klejnotami po Zygmuncie Auguście.
Znajdziemy też „kilka fragmentów jednego łańcucha, o którym domniemywamy, że był w Skarbcu Koronnym, że zabrał go Zygmunt III i kazał włożyć do grobu swojej drugiej żony Konstancji Austriaczki. Wyjął go Tadeusz Czacki w 1791 roku i podzielił na kilka części. […] Jeden przedmiot podzielony między czterech właścicieli, co symbolicznie pokazuje, jak bardzo zostały przetrzebione staropolskie zasoby i jak dramatycznie obeszła się z nimi historia. Siedemnastu ogniw nie ma, a dziesięć się zachowało, i to jeszcze w dwóch instytucjach. Dlatego zaczynamy wystawę od pustki, a kończymy na sali, która się nazywa ‘Z sukien na sukienki’” – mówi ekspert.
W spektakularny sposób ukazano proces przekazywania akcesoriów stroju i ozdób świeckich do polskich sanktuariów, które w ocenie rozmówcy „są najbardziej frapującymi zbiornicami staropolskich klejnotów, ponieważ tam sobie najskuteczniej poradzono z ochroną przed najeźdźcami”.
Po raz pierwszy w stolicy można obejrzeć wysadzaną setkami diamentów jedną z najstarszych sukienek obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Dotychczas zabytek nie opuszczał jasnogórskiego skarbca. Zwiedzający mogą zobaczyć także rubinową sukienkę Madonny z Jasnej Góry.
Na wystawie wyświetlana jest również prezentacja multimedialna, która stanowi swego rodzaju „list gończy” skradzionego z katedry na Wawelu w czasie II wojny światowej złotego kielicha zdobionego klejnotami. Zostawił go Zygmunt III, gdy odjeżdżał do Warszawy w 1609 roku.
Ponad 30 artefaktów pochodzi z kolekcji Zamku Królewskiego na Wawelu
„To często nie są dzieła tej pierwszej jakości, jak orzeł z Luwru, mający jeszcze metrykę królewską, ale to ważne i znaczące precjoza” – przekonuje Dariusz Nowacki.
Z krakowskich zbiorów przyjechały m.in.: „Klejnot z medalem Władysława IV – złoty, duży medal, oprawiony w złoto, dekorowany emalią i diamentami, który ma tę niezwykłą cechę, że z tyłu posiada sygnaturę wytwórcy, krakowskiego jubilera. W XVII-wiecznej Europie na palcach możemy policzyć sygnowane dzieła jubilerskie, a tutaj mamy właśnie taki rarytas” – zapewnia historyk sztuki.
Jak opowiada, w jednej z gablot znajduje się fragment naszyjnika, skojarzony z trzema rozetami zdjętymi z korony obrazu Matki Boskiej w jednej z kaplic kościoła Mariackiego w Krakowie, których w świątyni nie można zobaczyć z bliska. Nowacki przypuszcza, że fragment naszyjnika powstał w tym samym krakowskim warsztacie co rozety z korony.
Z Wawelu przywieziono także złotą buławę i unikatowy w skali Europy złoty nachrapnik ze zbrojowni Sobieskiego z Żółkwi.
Do ulubionych eksponatów naszego rozmówcy należy „wisior zdobiony perłami, ze złota, z emalią, posiadający dwa pręty z boku. Jak się okazuje, jeden służy do dłubania w zębach, a drugi do czyszczenia ucha. To są instrumenty higieniczne z końca XVI w. Doszło tu do nieczęstego, choć notowanego w literaturze, połączenia funkcji reprezentacyjnej klejnotu, który miał zdobić, z przeznaczeniem czysto utylitarnym. Takich precjozów znamy ledwie kilkanaście z tego czasu i znajdują się one w dużych zbiorach historycznych, np. na Zamku Rosenborg w Kopenhadze, w Berlinie czy Londynie”.
W szerszym kontekście
Ekspert podkreśla, że warto obejrzeć klejnoty dla ich indywidualnej urody, lecz wystawa stwarza okazję do podziwiania, jak prezentują się one w zestawach. Widać wówczas ich ponadczasowy charakter.
Rozmówca dodaje, że wiele przedmiotów nabierało blasku po konserwacji, np. monstrancja z Podkamienia, przechowywana u dominikanów w Krakowie. Co więcej, konserwator udowodnił, że jest ona jednorodna ze zdobiącym ją tzw. wieńcem Królowej Bony, uwiecznionym przez Matejkę.
Jak tłumaczy Dariusz Nowacki, artysta uważał go za autentyczną pamiątkę po Bonie, a teraz okazało się, że „jest to klejnot powstały tuż po połowie XVII w., tak jak i cała monstrancja, więc to są i zaskoczenia, i wielka frajda estetyczna”.
Klejnoty są prezentowane w zestawieniu z obrazami, na których postaci historyczne noszą właśnie te precjoza lub bardzo do nich podobne. Specjalista wymienia przy tym portret Stanisława Herakliusza Lubomirskiego, marszałka wielkiego koronnego z czasów Sobieskiego, z laską marszałkowską, która zachowała się w Muzeum Czartoryskich.
Zaznacza jednak, że w większości są to portrety dostojnych dam, ukazujące, jak dawniej noszono podobną biżuterię o charakterze miłosnym i amulety, mające według ówczesnych wierzeń chronić od złego i zapewnić pomyślność.
Dariusz Nowacki podkreśla, że był to niezmiernie istotny składnik kultury. Opracowując temat, historycy sztuki starali się przedstawić go wielowymiarowo, opowiadać nie tylko o przedmiotach drogocennych, lecz także o zjawiskach. „Na wystawie mówimy choćby o tym, co jest sensem funkcjonowania kobiety w kulturze staropolskiej, czyli o byciu żoną, a wcześniej byciu dobrą partią, ponieważ alians rodowy był szczególnie ważny. […] Widzimy ją dlatego symbolicznie ukazaną w całym majestacie cnót, rozmaitych walorów, urody, jak i zaopatrzoną w widome oznaki zamożności”.
Zapewnia, że takich wątków jest sporo i znacznie więcej mówią o kulturze staropolskiej niż czytanka podręcznikowa.
Poleca też kilkukrotne zwiedzenie wystawy, by móc zapoznać się z komentarzami tłumaczącymi zjawiska, konteksty, funkcje eksponatów.
„Dzisiaj nie jest oczywiste, dlaczego trumienka może być klejnotem. Mamy dwa takie malutkie zawieszenia kilkucentymetrowej wysokości. W środku pomieszczono złoty kościotrup dekorowany emalią, towarzyszą mu stosowne napisy. To jest biżuteria miłosna symbolizująca, że miłość jest cnotą, darem boskim, ważniejszym niż śmierć. To znaczy jest nie ‘aż po grób’, jest ‘poza grób’, na wieczność. Miłość ślubowana jest przedsmakiem miłości wieczystej, czyli miłości, jaką Bóg obdarza stworzenie. Jest jej obrazem na ziemi. Małżonkowie miłujący się zostają w komunii, łączności ze sobą, nie tylko za życia, ale także po śmierci. Tak to rozumiano” – podsumowuje Dariusz Nowacki.