„Wolny Hongkong!”, „Hongkong to nie Chiny!”, „Nie ufaj Chinom!” – słychać było skandowanie w różnych językach pod murem, za którym urzędują przedstawiciele władz ChRL. Kto odważył się tak krzyczeć? Mają po dwadzieścia parę lat, ale są świadomi, że walka o demokrację w Hongkongu jest jedyną słuszną drogą. Nie mają wyboru, to ich być albo nie być. Wiedzą, że komunizm zabiera wszelką wolność. Dlatego przybyli w niedzielę 29 września pod chińską ambasadę w Warszawie, by solidaryzować się z ich krajanami, którzy już od kilkunastu tygodni wychodzą na ulice w Hongkongu, sprzeciwiając się opresjom ze strony reżimu i coraz większej ingerencji KPCh w politykę tego regionu. W Warszawie nie byli sami. Wspierali ich Wietnamczycy, Tajwańczycy, Tybetańczycy i Polacy, których przedstawiciele także wygłosili przemówienia. W weekend 28-29 września odbyło się 66 antytotalitarnych wieców „Solidarni z Hongkongiem”.
Cenna obecność w walce o demokrację
Trzymali flagi i transparenty z antytotalitarnymi hasłami, wyrażające pragnienia wolności. Przynieśli wystosowane przez protestujących w Hongkongu żądania. Wolny Hongkong, Niech Bóg błogosławi Hongkong, Wesprzyj Hongkong, zamieszczali na tabliczce karteczki w różnych językach.
Puszczali pieśni patriotyczne z Hongkongu. Zabrzmiały nawet słowa polskiej grupy Chłopcy z Placu Broni „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”.
Według organizatorów na wiecu pojawiło się ok. 200 osób.
„Dzisiaj solidaryzujemy się z ludnością Hongkongu i wszystkimi, którzy cierpią pod uciskiem chińskiego państwa totalitarnego” – przemawiał do zgromadzonych jeden z Hongkończyków.
Jak podał, termin wiecu wybrano ze względu na przypadającą 1 października 70. rocznicę proklamowania komunistycznej Chińskiej Republiki Ludowej. Przypomniał również, że w tym roku mija 5 lat od powołania 26 września prodemokratycznego ruchu parasolek i związanej z nim rewolucji parasolek.
Młody mężczyzna podkreślił: „Chcemy także przekazać dobitne przesłanie komunistycznym Chinom: Nigdy się nie poddamy!”.
Nawiązał do mowy inauguracyjnej w Izbie Gmin, wygłoszonej przez Winstona Churchilla w 1940 roku, mówiąc, że Hongkończycy nie mają nic więcej do zaoferowania w boju o demokrację niż „tylko krew, znój, łzy i pot”, ale Hongkończycy są gotowi walczyć „przeciwko potwornej tyranii, niemającej sobie równych w mrocznym i żałosnym katalogu ludzkich zbrodni”.
I dalej cytował: „Zapytacie – jaki jest nasz cel? Odpowiem jednym słowem. Zwycięstwo. Zwycięstwo za wszelką cenę. Zwycięstwo pomimo wszelkich okropności. Zwycięstwo bez względu na to, jak długa i ciężka prowadzi doń droga. Bez zwycięstwa bowiem nie ma przetrwania”.
Maska kontra biały terror
Przyjście pod ambasadę ChRL wymagało od nich sporej odwagi. Większość z nich musiała zakryć twarze. Ze względu bezpieczeństwa w artykule nie podajemy też ich nazwisk.
„Może zastanawiacie się, dlaczego mamy założone na twarzach maski i czarne koszule? To przecież pokojowa demonstracja w tym demokratycznym kraju w Europie. To zgromadzenie ma zezwolenie od polskiego rządu i jest chronione przez polską policję. Dlaczego musimy ukrywać własną tożsamość? Dlatego, że stawiamy czoła białemu terrorowi, generowanemu przez chiński rząd, który znajduje się tuż obok nas. Wiem, że oni słuchają i obserwują nas przez kamery, robią zdjęcia” – wyjaśnił Hongkończyk.
Dodał, że wiec we Włoszech został zakłócony przez Chińczyków, na szczęście włoska policja zdołała ich powstrzymać. Przekazał, że niektórzy protestujący byli śledzeni przez chińskich agentów. Mogą mieć problemy m.in. z uzyskaniem karty pobytu, stracić pracę.
Odwołał się do słów jednego z aktywistów w Hongkongu, mówiąc, jesteśmy tutaj: „ponieważ nie mamy wyboru. Oni, komuniści, zabili nasze marzenia, nadzieję, ludzie cierpią, umierają”. Zaznaczył, że mimo to się nie poddają i będą wychodzić na ulice, żeby świat dowiedział się o tym, co się dzieje. Choć wiele już stracili, to wciąż warto walczyć o to, co jeszcze pozostało.
Polska droga do wolności inspiracją dla Hongkończyków
Przekazał, jak wielkie znaczenie ma dla nich historia Polski odzyskującej wielokrotnie wolność, Lech Wałęsa i „Solidarność” oraz słowa naszego hymnu „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”.
Odczytał także żądania wystosowane przez protestujących w Hongkongu oraz napisany przez nich list do solidaryzujących się z Hongkongiem.
„Hongkończycy raczej woleliby umrzeć na nogach niż żyć na kolanach” – zapewnił hongkoński student.
„Nieważne, co się wydarzy, doprowadzimy do tego, by w Hongkongu wygrała demokracja” – podsumował.
Razem powstrzymać komunizm
Przemawiający Wietnamczyk zauważył: „Zarówno Wietnam, jak i Hongkong muszą stawiać czoła niebezpieczeństwu, którym są Chiny, będące największym zagrożeniem dla praw człowieka oraz suwerenności innych państw”.
Co więcej, zwrócił uwagę, że: „Wietnamczycy i Hongkończycy dzielą wspólne pragnienie, którym jest demokratyczne i wolne społeczeństwo. Dlatego walka Hongkończyków jest również naszą walką, a także waszą, wszystkich ludzi na świecie, miłujących wolność i demokrację. Mieszkając w Polsce, w tym roku ‘Solidarności’, która właśnie obchodzi 30-lecie wolności, dokładnie pojmujemy, jak cenna ona jest i jak trudne jest jej wywalczenie. Tym bardziej szanujemy, podziwiamy i wspieramy z całego serca dzisiejszą walkę Hongkończyków”.
Niezwykle wzruszające były słowa kobiety z Tajwanu.
„Strasznie się boję tu być. Każdego, kto jest na tyle odważny, by być tutaj, bardzo doceniam. Nie chciałam przemawiać, ale kiedy zobaczyłam te dzieci wokół, które powinny siedzieć w bibliotece albo bawić się czy zostać w domu i oglądać Netflix… Dlaczego tu jesteśmy? Mieszkamy za granicą, wiedziemy spokojne życie, a to, że tu stoję, może zrujnować to moje życie” – mówiła drżącym głosem.
Tłumaczyła, że chińskie władze mogą przysporzyć im kłopotów nawet za granicą.
„A jeśli wrócimy do Hongkongu, na Tajwan mogą się odegrać, mogą nas wsadzić do więzienia tylko dlatego, że chcemy mieć demokrację w naszym kraju, którą budowaliśmy, a którą teraz chcą nam zabrać”.
Wspomniała, że na świecie Tajwańczycy nazywani są Chińczykami i większość państw nie uznaje ich kraju, mimo że mają rząd i panią prezydent.
Dzień przed wiecem pomyślała: „Niektóre głosy powinny być usłyszane. Jeśli każdy będzie milczał, pozostanie cicho, to będzie wyglądało, że na całym świecie panuje pokój. Ale wówczas wszystko, co jest ukrywane, nadal toczy się w straszliwy sposób” – przekonywała.
Dlatego podkreśliła: „Podziwiam waszą odwagę, że wspieracie Hongkong, stojąc tutaj. To znaczy bardzo wiele dla każdego z nich tam będących”.
Apelowała, aby rozpowszechniać informacje o tym, co robią Chiny, „obudzić” swoich przyjaciół na całym świecie, mówiąc im prawdę.
„Jeśli nadal wybierasz milczenie, popatrz na te dzieci, ich twarze, na ich oczy. Aby się nie bać, musimy być razem. Razem, żeby walczyć z niesprawiedliwością, bo pewnego dnia oni zapłacą za to światu” – wyznała Tajwanka.
Z kolei przedstawiciel społeczności tybetańskiej przekazał: „Jesteśmy tutaj wszyscy, żeby wysłać mocny sygnał, że zbliża się ta chwila, żeby wreszcie się pożegnać z komunizmem chińskim”.
W wystąpieniach nie zapomniano o trwających od 20 lat w Chinach prześladowaniach Falun Gong, o grabieży organów, o opresjach stosowanych wobec chrześcijan, Tybetańczyków i Ujgurów w Sinciang.
Jeden z uczestników demonstracji, Wietnamczyk powiedział nam: „Myślę, że wszyscy tu zebrani jesteśmy przeciwko komunizmowi. […] Chcemy wysłać taki komunikat do całego świata, że komunizm jest złem i trzeba razem przeciwko niemu walczyć”.
Mówmy o tym światu
W wywiadzie dla „The Epoch Times” 22-letni Hongkończyk, zapytany o respektowanie doktryny „jeden kraj, dwa systemy”, odpowiedział, że pomimo zapisu jej w konstytucji Hongkongu i w deklaracji podpisanej między Wielką Brytanią a Chinami „chińscy komuniści nie uznają tego traktatu, mówią, że to jest historyczny traktat, który już wygasł. Dlatego chcemy przekazać światu, że Chiny nie wywiązują się z warunków traktatu, więc świat musi coś zrobić, żeby powstrzymać Chiny”.
Dał za przykład Niemcy nazistowskie, które nie wywiązały się z traktatu wersalskiego i przeprowadziły inwazję na Polskę.
Jego zdaniem: „Chiny robią to, co Niemcy zrobiły podczas II wojny światowej”.
Jak wiadomo, fala protestów w Hongkongu była wywołana sprzeciwem wobec projektu ustawy ekstradycyjnej do Chin. 4 września Carie Lam zapowiedziała wycofanie tej ustawy, jednak protesty w Hongkongu nie ucichły.
„Jeśli ustąpiłaby te ponad trzy miesiące temu, to przestalibyśmy protestować, ale w ostatnich trzech miesiącach wydarzyło się więcej rzeczy, np. wielu studentów, protestujących zostało pobitych przez policję, policja użyła siły do ataku na obywateli” – wymienił.
Jak przekonywał, obecnie chodzi o coś więcej niż tylko prawo ekstradycyjne, a mianowicie o „fundamentalne problemy”, czyli demokrację i relacje między Hongkongiem a Chinami.
„Dlatego wycofanie projektu ustawy ekstradycyjnej nie może zatrzymać całego protestu. Potrzebujemy więc niezależnego śledztwa w sprawie nadużycia władzy przez policję, a także powszechnego prawa wyborczego w wyborach parlamentarnych i wyborach egzekutywy” – tłumaczył.
„Jeszcze nie wiemy, jak to się skończy i jak długo potrwa” – powiedział. Jednego jest pewien, należy mówić o tym światu.
„Nie odniesiemy sukcesu, jeśli będziemy w tym sami. Potrzebujemy wsparcia” – podkreślił student.
Kiedy staliśmy, protestujący pokazali, że po drugiej stronie ulicy od jakiegoś czasu spacerują i przyglądają się wiecowi chińscy studenci.
W rozmowie z „The Epoch Times” obecna na wiecu Tajwanka powiedziała: „Chiny są ogromne, mają około 1,6 mld ludzi. Tak więc chińskie władze używają różnych metod, aby kontrolować ludzi, aby utrzymać tak zwany ‘pokój’ w tym kraju. Jednak sposób, w jaki kontrolują ludzi, jest całkowicie sprzeczny z prawami człowieka, wolnością człowieka”.
Kobieta zwróciła uwagę, że: „Ludzie urodzeni w Chinach nie mają pojęcia, czego nie mają. Ale ludzie z krajów lub obszarów takich jak Tajwan i Hongkong, my urodziliśmy się w demokracji, a teraz komuniści starają się nam to odebrać, kontrolując nas. Chcą kontrolować myśli i wolności słowa”.
Dodała, że dostała od Tajwańczyków z Włoch wiadomość, iż Chińczycy używali zrobionych zdjęć do rozpoznania twarzy studentów uczestniczących w wiecu.
„Dlatego przygotowałam się mentalnie, że mogę być aresztowana nawet za nic. Nie chcę być rozpoznana, bo pragnę żyć za granicą, muszę ubiegać się o kartę pobytu, chcę być bezpieczna” – powiedziała Tajwanka.
Poza Polską protestowano w Australii, Nowej Zelandii, Japonii, Kazachstanie, Malezji, Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Belgii, Holandii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Danii, Szwecji, Irlandii, Norwegii, Estonii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych oraz na Ukrainie.