MC: RODO przed śmiesznością uratuje zdroworozsądkowe podejście

Zdaniem eksperta popularne tzw. „absurdy RODO” wynikają ze złego interpretowania przepisów na różnych poziomach (<a href="https://pixabay.com/pl/users/creativesignature-1460253/?utm_source=link-attribution&amp;utm_medium=referral&amp;utm_campaign=image&amp;utm_content=1633406">Chris Stermitz</a> / <a href="https://pixabay.com/pl/?utm_source=link-attribution&amp;utm_medium=referral&amp;utm_campaign=image&amp;utm_content=1633406">Pixabay</a>)

Zdaniem eksperta popularne tzw. „absurdy RODO” wynikają ze złego interpretowania przepisów na różnych poziomach (Chris Stermitz / Pixabay)

To fatalne, że RODO, które chroni nasze dane tak jak portfel pieniądze, stało się tematem żartów. Złą ocenę tych potrzebnych przepisów pomoże zmienić m.in. zdroworozsądkowe podejście i pokazywanie ich wartości biznesowej – mówi PAP Maciej Kawecki z resortu cyfryzacji.

– Mamy ogromny problem z tym, że RODO, jakby powiedzieli marketingowcy, „weszło do strefy beki”, tzn., że ludzie uważają te przepisy za tak kuriozalne, że aż śmieszne i już samo wymienienie tej nazwy wywołuje grymas na twarzy rozmówcy. To fatalna sytuacja, bo bezpieczeństwo naszych danych zwłaszcza dzisiaj, przy gospodarce coraz bardziej opartej o dane, jest rzeczą absolutnie podstawową – powiedział PAP Maciej Kawecki, dyrektor Departamentu Zarządzania Danymi w resorcie cyfryzacji.

Jego zdaniem popularne tzw. „absurdy RODO” wynikają ze złego interpretowania przepisów na różnych poziomach. – Problem jest też w ogóle w podejściu Polaków do przepisów. Polacy lubią, jak prawo jest czarno-białe i bardzo dokładnie określa: to wolno, tamtego nie wolno. Tymczasem przepisy RODO są bliższe podejściu anglosaskiemu, tj. bazują na zdrowym rozsądku i ocenie okoliczności administratora danych. Nie mówią wprost, jak trzeba zabezpieczać dane, zalecają, żeby dane były zabezpieczone tak dalece, jak jest to potrzebne i możliwe. A jak? Sam podejmij decyzję, zależnie od tego, czy jesteś wielką korporacją operującą milionami danych, czy zakładem fryzjerskim – opisywał Kawecki.

Jak dodał, na domiar złego okres wejścia w życie RODO, czyli maj zeszłego roku, zbiegł się z dużym kryzysem na rynku usług prawniczych. – W związku z tym powstała duża liczba firm krzaków, które wykorzystały tę ogólność przepisów do nadinterpretacji, wymyślając „szafy zgodne z RODO” i tym podobne, co zostało nagłośnione przez media – zauważył.

Kawecki ocenił, że sposobem na zmianę tej złej oceny nowych przepisów o ochronie danych jest po pierwsze ciągłe podkreślanie wagi danych we współczesnej gospodarce i ich wartości. – Skoro potrafimy chronić w portfelu swoje pieniądze, potraktujmy RODO jak portfel dla własnych danych. Dlaczego mamy ich nie chronić? Po drugie trzeba pokazywać, że RODO może być probiznesowe. Że jego wdrożenie można zmonetyzować choćby przez wizerunek firmy. Po trzecie musimy przestać mówić o karach – podkreślił Kawecki. – Od zawsze, odkąd tylko pamiętam, prezentowałem bardzo zdroworozsądkowe podejście do RODO – dodał.

Wskazał również, że są w przestrzeni prawnej przypadki bardzo trudne do ujęcia ze strony ochrony danych osobowych. Jako przykłady wymienił technologię blockchain, formalne rozdawanie wizytówek czy gromadzenie danych w poczcie elektronicznej. – Zawieranie umów powierzenia w przypadku rejestrów rozproszonych, gdzie dane mogą przez chwilę posiadać tysiące podmiotów, jest technicznie niewykonalne. Podobnie realizacja obowiązku informacyjnego na etapie pozyskania danych zawartych na wizytówce jest również technicznie niewykonalna. I w każdej z takich sytuacji potrzebne jest zwrócenie się w kierunku motywów preambuły RODO i bardzo racjonalna wykładnia jego przepisów. Taka, by nie wylać dziecka z kąpielą – podkreślił ekspert.

– Taką właśnie postawę przyjął resort cyfryzacji, np. wydając opinię dotyczącą przechowywania życiorysów kandydatów do pracy albo publikując poradniki, jak stosować przepisy w praktyce – powiedział.

Pytany o działania Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który zwrócił się do resortu cyfryzacji z prośbą, by Ministerstwo nie wchodziło w jego kompetencje ani nie przedstawiało interpretacji przepisów dotyczących danych osobowych, zauważył, że Ministerstwo Cyfryzacji reagowało tylko na „ogromną liczbę absurdalnych interpretacji, jak pojawiła się w obiegu”.

– Sytuacja była na tyle zła, że na pewnym etapie minister cyfryzacji podjął decyzję o powołaniu grupy roboczej i wydaniu poradników, m.in. poradnika dla służby zdrowia. Za każdym razem zapraszaliśmy UODO do współpracy, ale oczywiście UODO jest urzędem niezależnym i finalnie decyzja o przyłączeniu się do prac należy do niego. Dałem słowo, że poradniki wydamy i ludzie je dostali – powiedział Kawecki.

Autorka: Małgorzata Werner-Woś, PAP.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję