AW101 pozwolą Marynarce Wojennej wypełniać zadania ratownicze i zwalczania okrętów podwodnych, są konstrukcyjnie młodsze niż konkurencyjne maszyny, a ich zakup pozwoli utrzymać w służbie wyspecjalizowane załogi – mówi Mariusz Cielma z miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa” i portalu DziennikZbrojny.pl.
Umowę zakupu czterech śmigłowców AW101 o wartości 1,65 mld zł podpisano w piątek w Świdniku, w należących do włoskiej grupy Leonardo zakładach PZL-Świdnik.
Cielma podkreślił, że zakup nowych wiropłatów był pilny, ponieważ, „śmigłowce, które mamy w Marynarce Wojennej, są bardzo wyeksploatowane, na co wpłynął nie tylko wiek śmigłowców, ale i środowisko – słona morska woda”. Zwrócił też uwagę, że wybrane maszyny pod względem gabarytów i liczby osób, które można wziąć na pokład w akcji ratowniczej, są zbliżone do używanych dotychczas Mi-14.
– Warto pamiętać, ze śmigłowce Marynarki Wojennej wypełniają bardzo ważne zadania związane z ratownictwem – to Marynarka Wojenna odpowiada u nas za ratownictwo lotnicze nad morzem, co wynika z regulacji krajowych i zobowiązań międzynarodowych – przypomniał.
Dodał, że w ostatnim czasie sytuacja, szczególnie jeśli chodzi o śmigłowce ratownicze, stała się trudna. Para Mi-14 z Darłowa – ze względu na stan techniczny i fakt, że śmigłowców jest tak mało – nie była w stanie pełnić całodobowych dyżurów nad obszarem, za który w systemie ratowniczym odpowiada Polska. Loty wykonują głównie Anakondy z Trójmiasta – morska wersja śmigłowca Sokół. – Resort obrony po raz kolejny, aby ratować sytuację utrzymać maszyny w służbie przynajmniej do roku 2022, rozpoczął remonty główne tych śmigłowców w zakładach w Łodzi. Wydaje się, że to powinien być kres ich służby – powiedział Cielma.
Przypomniał, że eksploatowane przez Polskę śmigłowce Mi-14 występują w dwóch wersjach: poszukiwawczo-ratowniczej i do zwalczania okrętów podwodnych.
Jedna maszyna do zadań różnych typów
Według Cielmy sam typ śmigłowca pozwoli na to, że jedna maszyna będzie w stanie wykonywać zadania zarówno poszukiwawczo-ratownicze, jak i zwalczania okrętów podwodnych. – Merlin to bardzo duży, trzysilnikowy śmigłowiec. Dzięki temu, że jest pojemny, można go dowolnie konfigurować. Jeżeli ktoś byłby zwolennikiem zakupu następców Mi-14 o podobnych gabarytach, ale nowszej generacji, to Merlin najlepiej spełnia te wymagania. Jest dużym śmigłowcem, może podjąć w jednej akcji kilkanaście osób – a takie zdarzenia związane z zatonięciem statków zdarzają się na Bałtyku – zaznaczył. – Śmigłowce duże, o dużej dzielności, zdolne działać w trudnych warunkach atmosferycznych, mogące zabrać dużą ilość środków ratowniczych, podjąć wiele ratowanych osób na pewno są pożądane – dodał.
– Kupujemy cztery śmigłowce, nie jest to liczba duża, ale dzięki temu, że to maszyny nowe, będzie można zapewnić, że stale będą sprawne technicznie przynajmniej dwie-trzy egzemplarze – podkreślił Cielma. – Oczywiście z punktu widzenia całej Marynarki Wojennej cztery śmigłowce to zaspokojenie minimalnych oczekiwań, ale zakup pozwoli utrzymać w służbie ludzi – to jeden z ważniejszych czynników, o które powinniśmy dbać – zaznaczył. – Mi-14 się wykruszały, ludzie odchodzili ze służby także z powodu frustracji, bo nie raz słyszeli obietnice zakupu nowego sprzętu – dodał.
Jak twierdzi Cielma, „te cztery śmigłowce pozwolą zachować doświadczoną kadrę, zarówno tę wykonującą zadania poszukiwawczo-ratownicze, jak i tę, która służy na maszynach ZOP. Myślę, że każdy potraktuje to jako pierwszy krok, następnym będzie zakup kolejnych maszyn, zapewne tego samego typu, tak nakazywałaby logika ujednolicenia parku maszynowego Marynarki Wojennej”.
Podkreśla też, że tego typu śmigłowce są wykorzystywane do zadań poszukiwawczo-ratowniczych m.in. przez Danię; a Merlin – jak brzmi nazwa przyjęta w kilku krajach – jest też nowszą konstrukcją niż większość konkurujących maszyn. – W produkcji jest od blisko dwóch dekad, był konstruowany pod koniec zimnej wojny, nie jak większość latających dziś śmigłowców, które mają rodowód w latach 60. To konstrukcja o generację młodsza, także pod względem wykorzystania zdobyczy technicznych. Nie chodzi tylko awionikę, którą można zastosować, także modernizując starsze śmigłowce, ale o wykorzystanie kompozytów, odpowiednich do działań w warunkach zasolenia – zaznaczył Cielma.
Umowa offsetowa warunkiem zawarcia kontraktu
O wyborze AW101 jako śmigłowca do zwalczania okrętów podwodnych i operacji poszukiwawczo-ratowniczych, także w warunkach bojowych (CSAR), resort obrony poinformował na początku kwietnia, kiedy podpisano umowę offsetową, która była warunkiem zawarcia kontraktu.
AW101, produkowany przez koncern Leonardo, do którego należy WSK PZL-Świdnik, był jedyną maszyną oferowaną w przetargu po wycofaniu się konkurencji z Airbus Helicopters.
Po rezygnacji przez rząd PiS z rozmów na temat dostaw śmigłowców H225M Caracal europejskiej grupy Airbus MON rozpisało postępowanie na śmigłowce dla wojsk specjalnych i cztery maszyny – początkowo mówiono także o opcji na cztery kolejne – do zwalczania okrętów podwodnych, zdolne również do akcji poszukiwawczo-ratowniczych na morzu.
AW101 to wielozadaniowy śmigłowiec opracowany w kooperacji brytyjsko-włoskiej i produkowany w zakładach w angielskim Yeovil i w Vergiate we Włoszech. W 2017 roku śmigłowiec w wersji dla włoskich wojsk specjalnych (ten wariant nosi nazwę Caesar) był prezentowany m.in. w Warszawie i na targach zbrojeniowych w Kielcach; w lutym bieżącego roku na testy do Gdyni przyleciał AW101 wyprodukowany dla Norwegii.
Autor: Jakub Borowski, PAP. Śródtytuły pochodzą od redakcji.