Od początku kryzysu migracyjnego do naszego szpitala trafiają zarówno migranci, jak i ranni żołnierze. W sumie było to około 100 osób – powiedział w rozmowie z PAP zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Bielsku Podlaskim dr n. med. Arsalan Azzaddin, który z pochodzenia jest Kurdem.
Zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Bielsku Podlaskim poinformował, że dotychczas 41 cudzoziemców trafiło do placówki po nielegalnym przekroczeniu granicy polsko-białoruskiej. „Najczęściej mieli objawy wyziębienia, odwodnienia, zapalenia płuc. Stwierdzaliśmy też różne urazy w wyniku pobicia przez białoruskie służby. Pamiętam też nieprzytomnego chłopaka z cukrzycą czy mężczyznę uratowanego z bagien” – przekazał dr n. med. Arsalan Azzaddin.
Jak dodał, najwięcej migrantów przywożonych było do szpitala w październiku i listopadzie. Od dwóch miesięcy nie było takich sytuacji.
Do placówki w Bielsku Podlaskim trafiło do tej pory również ok. 60 polskich żołnierzy. Z czego kilkunastu z nich było rannych w wyniku siłowych prób przekroczenia granicy wschodniej, np. poprzez rzucanie kamieniami. Pozostała część żołnierzy zgłaszała się z dolegliwościami, które powstały w czasie pełnienia służby, np. ze skręceniem nogi, urazami po upadku, objawami infekcji czy też bólami brzucha.
Dr n. med. Arsalan Azzaddin z pochodzenia jest Kurdem, od 42 lat mieszka w Polsce. W szpitalu w Bielsku Podlaskim pracuje 15 lat. Jak przyznał, znajomość języka kurdyjskiego i arabskiego pomogła mu w porozumieniu się z cudzoziemcami. „Dzięki temu nie było między nami bariery. Mogłem się dowiedzieć, co ich boli, co się wydarzyło. Wielokrotnie lekarze z innych placówek prosili mnie i moją żonę o tłumaczenia” – zaznaczył doktor.
Jak przyznał, cudzoziemcy chętniej się przed nim otwierali. „Zawsze był płacz, nieważne, czy to kobieta, czy mężczyzna. Błagali tylko o jedno, żeby nie wrócić na Białoruś. Przyznawali, że wolą do swojego kraju pochodzenia, aniżeli znowu na granicę w związku ze strachem przed białoruskimi funkcjonariuszami. Historie, które słyszałem, były w większości dramatyczne. Dlatego nie dawałem rady tego słuchać, nie mogłem spać i nic nie robić w takiej sytuacji” – dodał dr n. med. Arsalan Azzaddin.
Następnie wpadł na pomysł, aby za pośrednictwem mediów kurdyjskich poinformować swoich rodaków, jak naprawdę wygląda sytuacja na granicy, by ostrzec ich przed kłamstwami reżimu Łukaszenki. „Zwróciłem się do nich z apelem na żywo w telewizji, odradzając wyjazdów do Mińska. Dlatego też nagrałem migrantów znajdujących się w szpitalu – za ich zgodą – i udostępniłem w telewizji. Powiadomiłem rząd kurdyjski, że należy nie pozwolić tym ludziom wyjechać z kraju, dalej złapać przemytników sprzedających im wizy, a cudzoziemcom, którzy znajdowali się już na Białorusi – zorganizować loty powrotne. I to się w kolejnych dniach stało” – zwrócił uwagę zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Bielsku Podlaskim.
Przyznał jednocześnie, że nie dziwi się migrantom ze względu na to, że każdy szuka lepszego życia, ale dziwi się, że wybierają taką drogę. „Wiedzą, że droga donikąd. Na pewno życie tam jest dużo lepsze niż koczowanie w lasach na Białorusi czy ośrodkach dla uchodźców. W swoim kraju przecież nie będą pić brudnej wody czy jeść liści, bo nie ma nic innego” – podkreślił doktor.
Zwrócił uwagę, że ponad 90 proc. migrantów jest uchodźcami ekonomicznymi, a nie politycznymi. Dodał, że w większości mają bardzo złą sytuację finansową w swoim kraju, ale są też takie państwa, np. Syria czy kraje afrykańskie, gdzie toczy się wojna. „Dlatego myślę, że podejście do cudzoziemców powinno być indywidualne. Nie mniej jednak uważam, że po nielegalnym przekroczeniu granicy powinno się o nich zadbać, dać jeść, pić, ogrzać i następnie deportować do kraju pochodzenia, jeśli jest taka możliwość. Myślę, że pomoc na miejscu jest skuteczniejsza. Należy zastanowić się, dlaczego ci ludzie w ogóle chcą wyjechać i zapobiec tym przyczynom” – powiedział dr n. med. Arsalan Azzaddin.
Doktor podejrzewa, że wiosną migranci będą dalej próbowali przedostać się z Białorusi do Polski, nawet mimo zapory, która powstaje na granicy. „W tym procederze nielegalnej migracji uczestniczą ogromne gangi przemytników. Obawiam się, że wymyślą jakiś inny sposób przekraczania granicy. Podejrzewam, że pewna grupa ludzi nadal będzie uciekać, ale na pewno już nie w takiej skali jak wcześniej” – dodał zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Bielsku Podlaskim.
Autorka: Gabriela Bogaczyk, PAP.