Według Civil Human Rights Front (CHRF), organizatora marszu demokratycznego, który odbył się w przypadającą w poniedziałek 1 lipca 22. rocznicę przekazania Chinom Hongkongu przez Wielką Brytanię, ulicami z Victoria Park do Central, przeszło 550 tys. osób.
Uczestnicy domagali się od władz odstąpienia od nowelizacji ustawy ekstradycyjnej, która umożliwiałaby przekazywanie podejrzanych m.in. do Chin kontynentalnych. To rekord, dotychczas najwięcej, bo 510 tys. osób, pojawiło się na przemarszu w 2014 roku. Od pokojowego marszu uwagę opinii publicznej odwróciła informacja na temat grupy młodych protestujących, którzy włamali się do budynku Rady Legislacyjnej, rozbijając szklane drzwi przy pomocy metalowego wózka i kijów. Policja użyła gazu łzawiącego wobec zgromadzonych na zewnątrz siedziby lokalnego parlamentu, a następnie wkroczyła do budynku. CHRF wydało oświadczenie w sprawie zajścia, a jeden z posłów przypuszcza, że protestujący mogli wpaść w pułapkę zastawioną na nich przez policję.
Ponad pół miliona osób
W ocenie organizatorów przybyło ponad 550 tys. osób, by swą obecnością sprzeciwić się kolejnym przejawom zmniejszania autonomii Hongkongu, a co za tym idzie – coraz większej ingerencji Komunistycznej Partii Chin w wewnętrzne sprawy Hongkongu.
Zdaniem policji w tegorocznej manifestacji uczestniczyło 190 tys. ludzi, a Instytut Badań Opinii Publicznej w Hongkongu (ang. Hong Kong Public Opinion Research Institute, HKPORI) podał, że brało w nim udział co najmniej 374 tys. protestujących.
Niezależnie od wydarzeń, jakie miały miejsce w Radzie Legislacyjnej, media w Hongkongu podkreślają, że marsz demokratyczny przebiegał pokojowo i uczestniczyli w nim ludzie w różnym wieku: rodziny z dziećmi, młodzież, dorośli, w tym osoby starsze.
Manifestanci postulowali m.in. wycofanie popieranego przez Pekin projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, wypuszczenie osób zatrzymanych za udział w demonstracjach oraz rezygnację władz z używania słowa „zamieszki” na określenie protestów i starć z policją z 12 czerwca.
Z komunikatu wydanego przez rzecznika rządu wynika, że przemarsz przebiegał spokojnie. Władze zapewniały, że szanują wolność zgromadzeń i wyrażania opinii. Jednocześnie potępiły, jak to nazwały, „radykalnych protestujących”, którzy włamali się do siedziby parlamentu. „Takie akty przemocy są niemożliwe do zaakceptowania w społeczeństwie” – napisano.
W opinii Fernando Cheunga, prodemokratycznego posła parlamentu w Hongkongu, protestujący, którzy włamali się do budynku Rady Legislacyjnej, wpadli w pułapkę zastawioną przez policję.
Według posła demonstrację można było łatwo rozpędzić wcześniej, ale policjanci celowo tego nie zrobili. „Chcieli, aby to się stało. Chcieli, by społeczeństwo to zobaczyło” – powiedział, cytowany przez publiczną rozgłośnię RTHK.
Jak informuje PAP, po tym jak grupa protestujących rozbiła szybę, aby dostać się do budynku Rady Legislacyjnej, pilnująca wejścia policja wycofała się, unikając konfrontacji.
Do około 0.30 czasu lokalnego protestujący przebywali w pomieszczeniu Rady Legislacyjnej. Zabezpieczeni policjanci wystrzelili pociski z gazem łzawiącym, aby rozporoszyć tłumy zebranych na zewnątrz demonstrantów.
Przed akcją policja zamieściła wpis na Twitterze i na Facebooku:
„Budynek Rady Legislacyjnej został brutalnie zaatakowany i użyto siły do nielegalnego wejścia… W niedługim czasie policja przeprowadzi oczyszczanie [terenu – przyp. redakcji] i użyje do tego stosownej siły. Policja apeluje również o to, by niepowiązani protestujący opuścili okolicę”.
Służby medyczne zawiadomiły, że do godz. 23 czasu miejscowego do szpitali trafiły w związku z protestami 54 osoby, z czego dwie w stanie ciężkim. Nie podano, skąd konkretnie przywieziono osoby, które odniosły obrażenia.
Reakcja organizatorów marszu demokratycznego
„Nawet jeśli nie chcemy, aby ludzie podejmowali pewne działania zaistniałe pod rządami totalitarnymi, absolutnie rozumiemy wybór tych protestujących [w Radzie Legislacyjnej]. Zeszłej nocy grupa studentów odłożyła na bok osobiste bezpieczeństwo i zrobiła wszystko, co w ich mocy. W rzeczywistości ci protestujący po prostu zrobili o jeden dodatkowy, odważny krok więcej niż my wszyscy” – oświadczyło CHRF w zamieszczonym na Facebooku liście.
Zaapelowało do ludzi, aby nie obwiniali tych demonstrujących. Można mieć różne opinie na temat poszczególnych zachowań, akcji, ale najważniejsze jest, aby pamiętać, że tak naprawdę każdy jest „w tej samej łodzi”. Wzywają, by razem zarówno iść naprzód, jak i się wycofywać.
Nawiązując do słów przemówienia z 2009 roku, wypowiedzianych przez japońskiego pisarza Haruki Murakamiego, zachęcają, aby stanąć po stronie „jajek”, czyli słabszych, jeśli będzie trzeba wybierać między nimi, a „wysokim murem”, który je rozbija.
„Tak, bez znaczenia jak wielką rację może mieć mur i jak bardzo może mylić się jajo, stanę po stronie jaja. Ktoś inny będzie musiał zdecydować, co jest dobre, a co złe; być może zdecyduje czas lub historia” – napisał Haruki Murakami.
„Oliwa do ognia”
Nad ranem 2 lipca, około godziny 4 czasu lokalnego, Carrie Lam zwołała konferencję prasową, na której potępiła akcję w Radzie Legislacyjnej i łamanie prawa. Oświadczyła także, że będzie się komunikować z młodymi ludźmi i prawodawcami.
Z kolei dzień wcześniej Eddie Chu Hoi Dick, tamtejszy prodemokratyczny prawodawca, zamieścił post na Facebooku, w którym napisał, że przywódczyni nie zgodziła się na nadzwyczajne spotkanie z prawodawcami z obozu prodemokratycznego.
W mediach społecznościowych pojawiło się również wspólne oświadczenie CHRF i prodemokratycznych prawodawców.
„Carrie Lam oświadczyła dziś podczas uroczystości 1 lipca, że odpowie na żądania ludzi, stanie się bardziej otwarta i tolerancyjna. Jak dotąd nie wykazała żadnej szczerej woli, aby odpowiedzieć na postulaty lub porozmawiać. Nie stawiła czoła społeczeństwu, zignorowała żądania ludzi i popchnęła młodzież do desperacji”.
W oświadczeniu można przeczytać, że prośba o rozmowę ze strony prodemokratycznych prawodawców została odrzucona przez Lam. Zarzucono jej polityczne kłamstwo. Wezwano też do przyjęcia postulatów i rezygnacji przywódczyni z pełnionej funkcji.
Po konferencji prasowej Andrew Wan, prawodawca z Partii Demokratycznej, skomentował, że Lam ponosi odpowiedzialność za wydarzenia, jakie miały miejsce w Radzie Legislacyjnej. W jego ocenie jej postawa w ciągu ostatniego miesiąca dolała oliwy do ognia i wywołała przemoc.
Wan podziela zdanie, że należy wycofać projekt ustawy o ekstradycji oraz że Lam powinna podać się do dymisji.
2 lipca w mediach lokalnych ukazała się wypowiedź Anson Chan, byłej głównej sekretarz miasta, która zarzuciła Lam i jej zespołowi, że swym postępowaniem przyczynili się do zaistniałej w Radzie Legislacyjnej sytuacji.
Projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego władze zawiesiły po największym od czasów przekazania Chinom Hongkongu marszu protestacyjnym, w którym 16 czerwca uczestniczyło niemal 2 mln osób.
A.I., źródła: July 1 March Organizer Releases Statement About Violence in Hong Kong Parliament,
Hong Kong’s July 1 March Sees Record Number of Attendees Demanding Extradition Bill Be Scrapped, PAP.