Potomek represjonowanych Polaków: W zbiorowym grobie w Odessie mogą być szczątki 16 członków mojej rodziny

Na terenie byłego obiektu specjalnego NKWD „Tatarka” w Odessie od początku sierpnia badacze znaleźli kilkadziesiąt dołów, do których trafiały ofiary komunistycznego terroru lat 30. Zdjęcie ilustracyjne (<a href="https://pixabay.com/pl/users/Pavlofox-514753/?utm_source=link-attribution&amp;utm_medium=referral&amp;utm_campaign=image&amp;utm_content=957491">Pavlofox</a> / <a href="https://pixabay.com/pl/?utm_source=link-attribution&amp;utm_medium=referral&amp;utm_campaign=image&amp;utm_content=957491">Pixabay</a>)

Na terenie byłego obiektu specjalnego NKWD „Tatarka” w Odessie od początku sierpnia badacze znaleźli kilkadziesiąt dołów, do których trafiały ofiary komunistycznego terroru lat 30. Zdjęcie ilustracyjne (Pavlofox / Pixabay)

W zbiorowym grobie na terenie dawnego poligonu NKWD w Odessie mogą być szczątki 16 członków mojej rodziny – mówi PAP Fiodor Bartkowski, potomek represjonowanych Polaków, działacz społeczności polskiej w tym mieście na południu Ukrainy.

O losie swojego dziadka, rozstrzelanego w 1938 roku w Odessie, Bartkowski słyszał już w dzieciństwie od babci, której również dotknęły sowieckie represje. Kobieta była skazana na zsyłkę.

„Wcześnie zacząłem czytać. Kiedy miałem trzy lata, znalazłem dokument o uwolnieniu swojej babci, osoby dla mnie świętej, którą bardzo kochałem i która bardzo kochała mnie… Dorastałem, myśląc, że moja rodzina jest rodziną szpiegów. Dlaczego? Bo, po pierwsze, bardzo nie lubili władzy sowieckiej. Czasami babunia z moim ojcem przechodzili na nieznany mi język – czyli na polski – choć w rodzinie mówiliśmy tylko po rosyjsku… W telewizji mówiono o budowie komunizmu, a ojca to bardzo denerwowało…” – opowiada PAP Bartkowski. Jak zaznacza, w czasach ZSRR jego ojciec odbywał karę w postaci przymusowego leczenia psychiatrycznego za „antysowiecką agitację i propagandę i przygotowanie do szpiegostwa”. Został zwolniony jako więzień polityczny w 1962 r. „za poręczeniem” swojej matki.

Ojciec Bartkowskiego przez lata chciał odnaleźć miejsce pochówku dziadka. „Mogiła dziadka mogła być gdziekolwiek na całym terytorium ZSRR, a okazało się, że była 3 km od naszego domu… Był tam zamknięty poligon, wysypisko śmieci” – mówi Bartkowski. Dziadka oskarżono o szpiegostwo; zarzucono mu, że zorganizował „polską grupę faszystowską” i szpiegował na rzecz japońskiego wywiadu.

W wydanym dokumencie o pośmiertnej rehabilitacji dziadka napisano, że zmarł w 1942 r. w więzieniu; nie poinformowano, że został rozstrzelany – opowiada rozmówca PAP. Po powstaniu organizacji Memoriał ojciec Bartkowskiego zwrócił się do niej i przekazał numer telefonu syna. „Po śmierci mojego ojca dostałem od nich w 2009 r. telefon i zapytali mnie, czy mój dziadek to Florian Bartkowski, rozstrzelany 19 października 1938 r. Byłem już wtedy zaznajomiony z dokumentami, związanymi ze sprawą dziadka, do których dotarłem w archiwum; odpowiedziałem: ‘tak’” – kontynuował. „Znaleźliśmy go” – usłyszał w słuchawce Bartkowski.

Wtedy na tzw. 6. km drogi Owidiopolskiej w Odessie – czyli na terenie dawnego poligonu NKWD – przeprowadzono prace poszukiwawcze, w wyniku których znaleziono czaszki 1086 osób. Przy szczątkach jednej z nich, w cholewce buta, był dokument z informacjami, dzięki którym określono datę egzekucji, a następnie próbowano skontaktować się z bliskimi ofiar straconych tamtego dnia. W ten sposób odnaleziono Fiodora Bartkowskiego.

1086 osób, których szczątki wykopano w latach 2000., pochowano w zbiorowym grobie na Cmentarzu Zachodnim w Odessie, jednak zanim do tego doszło ekshumowane szczątki umieszczono w kontenerze, gdzie znajdowały się przez ponad dwa lata, ponieważ pieniądze na dalsze prace zostały skradzione – mówi Bartkowski. Jak dodaje, skontaktował się wtedy z mediami i z ówczesnym biskupem odeskim Bronisławem Bernackim. „Podczas spotkania powiedziałem mu o tym kontenerze. Rzucił to, czym się zajmował, zapytał tylko, czy jestem samochodem i poprosił, bym pokazał mu ten kontener” – kontynuuje. Na miejscu biskup uklęknął przed kontenerem i modlił się. „W drodze powrotnej powiedział mi: to dla mnie wielki honor. Nikt nie modlił się w ich intencji od 1938 roku. Byłem pierwszy” – wspomina Bartkowski.

Biskup powiedział, że chciałby odprawić na miejscu mszę i poprosił mnie o postawienie tam krzyża – dodaje. „Biorąc pod uwagę, że to wysypisko śmieci za miastem, narażone na wandalizm miejsce, zdecydowałem się na niewielki metalowy krzyż” – wskazuje. „Kiedy kopaliśmy pod niego fundament, od razu natknęliśmy się na kości. […] Dlatego pojechałem po zwykłą miednicę, którą zalaliśmy betonem, wstawiliśmy w nią krzyż i zasypaliśmy ziemią” – relacjonuje przedstawiciel polskiej społeczności Odessy. Od tamtej pory Bartkowski, jak i polscy dyplomaci, składają kwiaty w tym miejscu pamięci. W związku z pracami poszukiwawczymi na terenie dawnego poligonu, które na nowo ruszyły w tym roku, krzyż postawiony przez Bartkowskiego został tymczasowo zabrany. Pod nim znajdował się jeden z dołów śmierci, do których trafiali rozstrzeliwani mieszkańcy Odessy. Krzyż wrócił na swoje miejsce na początku października.

Bartkowski zaznacza, że posiada dokumenty potwierdzające, że w tamtym okresie stracono w Odessie kilkunastu jego bliskich: to bezpośredni krewni i np. mężowie sióstr ciotecznych babci. Według niego na terenie dawnego poligonu NKWD spoczywają szczątki 15 członków jego rodziny, którzy zostali rozstrzelani, a także jednego innego bliskiego, który zmarł w więzieniu. Dwie kolejne osoby z jego rodziny zostały skazane na 10 lat zsyłki.

„Wszystkie te osoby zostały rozstrzelane w okresie od lutego do grudnia 1938 r. Wszyscy według dokumentów byli ‘polskimi szpiegami’, ale ‘szpiegowali’ na rzecz innych wywiadów” – dodaje. W dokumentach wpisywano przyczynę aresztowania, np. uczenie dzieci języka polskiego. Były to osoby w wieku od 30 do 50 lat: chłopi, robotnicy, jedynie siostra babci miała wyższe wykształcenie – wyjaśnia. Jak informuje, odpowiednie dokumenty w tej sprawie przekazał już do polskiego Instytutu Pamięci Narodowej.

„Były to niewinne ofiary stalinowskiego terroru” – podkreśla. „Trzeba tych ludzi po ludzku pochować. Może być to tam (na tzw. 6. km), może być w innym miejscu. Dobrze, jeśli zrobią tam takie miejsce pamięci, jak w Bykowni. Ale nie za bardzo w to wierzę; mówmy o rzeczach realnych” – kontynuuje Bartkowski. „Wtedy zostałem z jednym kontenerem. Teraz dla mnie najważniejsze jest, bym nie został sam z dwudziestoma kontenerami” – podsumowuje rozmówca PAP.

Na terenie byłego obiektu specjalnego NKWD „Tatarka” w Odessie od początku sierpnia badacze znaleźli kilkadziesiąt dołów, do których trafiały ofiary komunistycznego terroru lat 30. Instytut Pamięci Narodowej Ukrainy ocenił, że to jeden z największych masowych grobów w tym kraju.

Z Kijowa Natalia Dziurdzińska, PAP.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję