Ocalała z zamachu 11 września: Od razu wiedziałam, że to atak terrorystyczny; myślałam, że zginę

Kobieta przy miejscu pamięci 9/11 Memorial w Nowym Jorku, Stany Zjednoczone, 10.09.2021 r., w przeddzień 20. rocznicy ataku terrorystycznego na World Trade Center 11.09.2001 r. (WILL OLIVER/PAP/EPA)

Kobieta przy miejscu pamięci 9/11 Memorial w Nowym Jorku, Stany Zjednoczone, 10.09.2021 r., w przeddzień 20. rocznicy ataku terrorystycznego na World Trade Center 11.09.2001 r. (WILL OLIVER/PAP/EPA)

11 września 2001 roku, minutę po tym, gdy Julita Bergman przyszła do pracy w północnej wieży nowojorskiego World Trade Center, w budynek uderzył samolot. „Od razu wiedziałam, że to atak terrorystyczny; najbardziej dramatycznym momentem było zawalenie się bliźniaczego wieżowca, to nastąpiło tuż po tym, gdy po przeszło godzinie wyszłam z płonącego gmachu, myślałam, że zginę” – mówi w rozmowie z PAP Bergman.

„Pracowałam na 82. piętrze północnej wieży WTC. Przyszłam do biura dosłownie w minutę przed tym, gdy samolot uderzył w nasz gmach. Zachwiało tak mocno, że musiałam się trzymać biurka. Myślałam, że budynek się zawali i razem z nim runę na dół” – wspomina Bergman.

Jak opowiada, ponieważ przeżyła też pierwszy atak na WTC w 1993 roku, od razu wiedziała, że to kolejny zamach terrorystyczny. Pomyślała, że aby przeżyć, musi się stamtąd jak najszybciej wydostać.

„Na korytarzu było już ciemno, unosił się czarny, gęsty dym. Tego dnia mieliśmy zaplanowane spotkanie, zamiast spodni i wygodnych butów ubrałam wąską spódniczkę i wysokie szpilki. Schodziłam po schodach wolno. Dostałam skurczu w nogach. Próbowałam iść boso, ale było za dużo szkła” – relacjonuje.

Na klatce schodowej było jeszcze światło, co ułatwiało zejście. W 1993 roku Bergman musiała schodzić w dół po ciemku, macając ściany. „Na schodach spotkałam Billy’ego i Roberta, którzy pracowali na 85. piętrze, dwie kondygnacje niżej od miejsca, w które wbił się kadłub samolotu. Mówili, że czubek skrzydła walnął w ich biuro i opuszczenie go zajęło im pięć minut, bo nic nie było widać” – opowiada ocalona.

Dym unoszący się nad strefą zero, w miejscu, w którym stały dwie bliźniacze wieże World Trade Center, Nowy Jork, Stany Zjednoczone, 12.09.2001 r., wydane 10.09.2021 r., zdjęcie satelitarne udostępnione przez Maxar Technologies (MAXAR TECHNOLOGIES HANDOUT/PAP/EPA)

Dym unoszący się nad strefą zero, w miejscu, w którym stały dwie bliźniacze wieże World Trade Center, Nowy Jork, Stany Zjednoczone, 12.09.2001 r., wydane 10.09.2021 r., zdjęcie satelitarne udostępnione przez Maxar Technologies (MAXAR TECHNOLOGIES HANDOUT/PAP/EPA)

Bergman natknęła się na nich dopiero około 20. piętra. Zaoferowali pomoc, ale odmówiła, mówiąc, że sama sobie poradzi. Nie zważając na to, jeden wziął jej torbę, drugi – żakiet. Trzymali ją za ręce, dzięki czemu szybciej zeszła do lobby na poziomie placu przed budynkiem.

Ochrona radziła, by nie patrzeć w tę stronę – wspomina kobieta. Kierowali wszystkich na niższy poziom, do podziemnego centrum handlowego. Stamtąd wyjścia prowadziły na odleglejsze od WTC ulice.

„Akurat kiedy dotarliśmy do centrum handlowego, z hukiem zawaliła się południowa wieża. Biegliśmy z Billym i Robertem, aż nagle potężny podmuch powalił nas na posadzkę. Robert wylądował na mnie. Czułam, że się duszę. Raptownie zapadła ciemność. Byłam gotowa na śmierć. Zaakceptowałam to, że umrę, choć nie byłam z tego powodu szczęśliwa. Modliłam się krótko do Pana Boga. Prosiłam, żeby przynajmniej dwaj młodsi mężczyźni, którzy mi pomagali, przeżyli” – opisuje najbardziej dramatyczny dla niej tego dnia moment Bergman.

Zwraca uwagę, że ona sama i towarzyszący jej mężczyźni mieli dużo szczęścia. Nie uderzyły w nich żadne elementy walącego się drapacza chmur, chociaż wówczas nie wiedzieli jeszcze, co się dokładnie stało. Wokół leżeli martwi ludzie. Kiedy po przeraźliwym grzmocie nastała cisza podnieśli się i szukali po omacku wyjścia, brnąc w gruzach i fragmentach metalowych belek.

„Kilkanaście osób złapało się wraz z nami za ręce, usiłując się wydostać na zewnątrz. Pomogło nam pojawienie się strażaka z latarką. Wyszliśmy na skrzyżowaniu ulic Vesey i Chambers [tak]. Dotarcie tam zajęło nam godzinę i piętnaście minut. Wszystko było szare. Wyglądało jak krajobraz na Księżycu” – porównuje ocalona.

Dopiero tam Bergman dowiedziała się, co się stało. Po koszmarze zejścia z płonącego wieżowca na wysokich obcasach nie miała sił iść dalej. W lobby zaginęła jej torebka z okularami, pieniędzmi, adresami i dokumentami. Usiadła na schodkach jakiegoś domu, nie wiedząc, co ma robić. Natrafiła na ludzi z biura rezerwistów armii. Udzielili jej pierwszej pomocy. Właśnie wówczas zawaliła się północna wieża WTC. Kiedy jej o tym powiedzieli, zupełnie się załamała.

World Trade Center i miejsce pamięci 9/11 Memorial w Nowym Jorku, Stany Zjednoczone, 6.04.2020 r., wydane 10.09.2021 r., zdjęcie satelitarne udostępnione przez Maxar Technologies (MAXAR TECHNOLOGIES HANDOUT/PAP/EPA)

World Trade Center i miejsce pamięci 9/11 Memorial w Nowym Jorku, Stany Zjednoczone, 6.04.2020 r., wydane 10.09.2021 r., zdjęcie satelitarne udostępnione przez Maxar Technologies (MAXAR TECHNOLOGIES HANDOUT/PAP/EPA)

„Przenieśli mnie stamtąd do pobliskiego szpitala Beekman. Nawdychałam się dymu i podali mi tam dużo tlenu i jakieś antydepresanty. Pielęgniarka zadzwoniła do mojego męża. Ponieważ mieszkam w New Jersey, a wszystkie mosty były zamknięte, przenocowałam u koleżanki. Następnego dnia mąż zabrał mnie do domu” – wspomina.

Przyznaje, że nie ocenia dobrze działań amerykańskiego rządu po zamachu. Tłumaczy to tym, jak władze potraktowały ludzi ocalałych z ataku i tych, którzy pierwsi pospieszyli im z pomocą. Podkreśla, że wielu z nich ciężko chorowało i miało problemy finansowe. To skandal, że ustawę o pomocy medycznej dla tych grup przyjęto dopiero pod koniec 2010 roku – mówi ocalona.

Po przeżyciu dwóch ataków na WTC Bergman cierpi na zespół stresu pourazowego. Podobnie jak inni odczuwa też tzw. winę ocalonego – poczucie winy związane z tym, że przeżyła zdarzenie, w którym zginęły tysiące ludzi. W jej opinii psycholodzy i psychiatrzy nie wiedzieli, jak leczyć osoby, które przeżyły atak. Eksperci popełniali błędy, do czego nieraz sami się przyznawali. „Zamiast poczuć się lepiej, ich eksperyment wepchnął mnie w depresję na dwa lata” – opowiada o swoim leczeniu Bergman.

Staram się jednak wynieść z tej traumy coś pozytywnego, przeżyć tę lekcję i jej nie zmarnować – zaznacza. „Zaakceptowała[m] fakt, że mogę umrzeć. Wyzwoliło mnie to z lęku przed śmiercią. Nie boję się jej. Wiem o niej wystarczająco dużo. W 1993 roku myślałam, że mogę umrzeć, ale zaakceptowanie tego to coś zupełnie innego” – podkreśla.

Wizyta w miejscu pamięci poświęconym zamachowi ją przygnębiła, podobnie jak uroczystości rocznicowe. Bergman nie lubi nawet jeździć w tę część Manhattanu, gdzie zlokalizowane jest WTC. Jest rozgoryczona, że sprawiedliwości nie stało się zadość. W tym roku 11 września wybiera się do filharmonii w Lincoln Center na koncert Requiem Giuseppe Verdiego. Jak zauważyła Bergman, ocalałych nie zaproszono na ceremonię 20-lecia zamachu.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski, PAP.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję