Ludzie z całej Polski przyjechali do Medyki na Podkarpaciu, aby pomagać Ukraińcom, którzy uciekli przed wojną. Jedni oferują im mieszkanie, inni ciepłą herbatę i pierogi. To jest czas, który pokazuje, kto naprawdę jest człowiekiem – powiedziała w sobotę reporterowi PAP jedna z takich osób.
Od czwartku, kiedy Rosja napadła na Ukrainę, przejście w Medyce diametralnie się zmieniło. W pierwszy dzień rosyjskiej inwazji na tym podkarpackim przejściu panował chaos, brakowało koordynacji działań, nie było żadnych informacji dla osób, które jako pierwsze uciekły przed rosyjskimi bombami.
W piątek, kiedy na przejściu pojawiło się tysiące osób z całej Polski, czekających na swoich bliskich i znajomych z Ukrainy, było już znacznie lepiej. W Medyce pojawili się wolontariusze, którzy rozdawali herbatę, na ogrodzeniach, drzewach i znakach drogowych pozawieszane zostały strzałki z informacją, gdzie należy się kierować, aby dotrzeć do punktu recepcyjnego. Służby w okolicach przejścia powoli zaczynały panować na ruchem samochodowym.
Nadal jednak nikt, w miejscu, w którym zgromadziło się tysiące osób, nie pomyślał, żeby ustawić przenośne toalety. Na ich brak narzekały nie tylko osoby, które czekały, często dobę lub dłużej, lecz także – a może przede wszystkim – mieszkańcy Medyki. Toi toie pojawiły się dopiero w sobotę w południe.
W tym dniu na przejście zjechało jeszcze więcej osób. W tym te, które przyjechały pomagać uchodźcom. W pobliżu wyjścia z przejścia pieszego, które funkcjonuje w Medyce, ludzie z Przemyśla przynieśli setki ubrań dla Ukraińców. Są ciepłe kurtki, swetry, na kocu poukładane są w rządku buciki dla dzieci. Każdy może wziąć to, czego potrzebuje. Ukraińskie matki chętnie korzystają z tej możliwości i wybierają coś dla swoich pociech.
Po drugiej stronie rozstawiły się panie z pobliskiej miejscowości, które jak przyznały w rozmowie z PAP, skrzyknęły się i przywiozły na granicę wielki gar pierogów. Na ich stole są też pączki i napoje, które z kolei przywiózł mężczyzna aż z Krakowa.
Wśród tych, którzy pomagają są też Basia i Adam ze Śląska. Na wielkiej tablicy napisali po angielsku, że oferują mieszkanie dla czterech osób. Basia w rozmowie z dziennikarzem PAP przyznała, że mają taką możliwość, stąd taka propozycja. „Mam nadzieję, że jeśli my potrzebowalibyśmy takiej pomocy, to też ktoś by ją zaoferował” – dodała.
Basia powiedziała, że przyjąć mogą każdego, nie stawiają żadnych warunków. Mieszkanie mają w pobliżu lotniska w Pyrzowicach. Już chwilę po rozmowie z PAP do Basi i Adama podeszła dwójka młodych osób, które były chętne do skorzystania z ich propozycji.
Na samym przejściu od czwartku zmieniło się bardzo dużo, ale jedno pozostaje niezmienne – widok ukraińskich matek, które z wielkimi torbami i małymi dziećmi tulącymi swoje pluszaki, uciekają przed wojną.
Autor: Wojciech Huk, PAP.