Julia z Ukrainy: Ostatni rok w kilku słowach? 365 nieprzespanych nocy

Ukraińcy, którzy uciekają z rozdartych wojną wschodnich miast, przybywają na lwowski dworzec kolejowy w celu dalszej podróży, Lwów, Ukraina, 24.03.2022 r. (Charlotte Cuthbertson / The Epoch Times)

Ukraińcy, którzy uciekają z rozdartych wojną wschodnich miast, przybywają na lwowski dworzec kolejowy w celu dalszej podróży, Lwów, Ukraina, 24.03.2022 r. (Charlotte Cuthbertson / The Epoch Times)

Pytasz, jak bym podsumowała ten ostatni rok? Dni się zlewają, najbardziej pamiętam noce, bo wszystkie były nieprzespane. Ostatni rok w kilku słowach? To chyba właśnie te 365 nieprzespanych nocy – powiedziała PAP Julia, która kilka dni po wybuchu wojny w Ukrainie przyjechała do Poznania.

Przed wybuchem wojny w Ukrainie Julia mieszkała w małej miejscowości niedaleko Iwano-Frankiwska. Pracowała w sklepie, a jej mąż Andrij był magazynierem w jednym z lokalnych przedsiębiorstw. Razem wychowywali dwoje dzieci; 3-letniego Dimę i 5-letnią Katję. Jedna z ich ostatnich rozmów – przed wyjazdem Julii i dzieci do Polski – dotyczyła wspólnych wakacji; planowali wykupić wczasy z wyprzedzeniem, żeby trochę zaoszczędzić, by mieć więcej pieniędzy na budowę domu. Julia straciła swoich rodziców jako dziecko. W Ukrainie mieszkali z rodzicami Andrija, marzyli o własnym domu.

Julia przyjechała do Poznania 8 marca ub. roku. Do punktu recepcyjnego na Międzynarodowych Targach Poznańskim przyszła z dziećmi i z jednym plecakiem, który był tak wypchany, że nie dało się go dopiąć. „Tylko to udało nam się zabrać. Pakowałam wszystko tak szybko, że nawet nie wiem, co jest na samym dnie. I nic więcej – tylko ulubione zabawki, żeby dzieciom było lepiej” – mówiła wtedy reporterce PAP.

Tego dnia w punkcie recepcyjnym był duży ruch. Hala, do której w pierwszej kolejności przychodziły wszystkie osoby m.in. z dworca PKP, była niemal cała wypełniona. Część osób siedziała na krzesłach, część stała w kolejkach; do punktu obsługiwanego przez wolontariuszy Caritasu, ale też do punktu ZTM, gdzie uchodźcy mogli otrzymać bezpłatne sieciówki na komunikację miejską. Na piętrze – gdzie można było odpocząć, coś zjeść – też było wiele osób.

Julia z dziećmi siedziała tego dnia w hali na parterze. 3-letni Dima między krzesłami próbował bawić się samochodzikiem. 5-letnia Katja siedziała obok matki, cały czas trzymając ją za rękę. „Ma pani dzieci? Jak pani ma, to pani wie, że kiedy się rodzą, chce się dla nich zawsze jak najlepiej. Myśli się, żeby miały ładne ubranka, łóżeczko, kołyskę – a takie rzeczy, jak dom, są tak oczywiste, że przecież są, no bo muszą być. O tym się nigdy nie myśli. A teraz co mi z tego, że mają te ładne ubranka, jak nie wiem, gdzie jest nasz dom, czy jeszcze w ogóle jest, czy będzie do czego wracać” – powiedziała wtedy reporterce PAP.

Ukraińcy, którzy uciekli ze swoich domów, docierają do przejścia granicznego w Medyce, 14.03.2022 r. (Charlotte Cuthbertson / The Epoch Times)

Ukraińcy, którzy uciekli ze swoich domów, docierają do przejścia granicznego w Medyce, 14.03.2022 r. (Charlotte Cuthbertson / The Epoch Times)

„Najgorsze teraz, że ja nie wiem, co mówić dzieciom. Nie wiem. Nie wiem, jak im tłumaczyć, że to nie ‘wycieczka’, tylko życie, że życie też tak czasem wygląda. Ja nie takiego życia chciałam dla swoich dzieci” – dodała.

Kiedy Julia przyjechała do Polski, jej mąż został w Ukrainie. Wstąpił do wojska. Walczył. Początkowo mieli ze sobą kontakt i codziennie starał się wysłać jej SMS o treści „Miłego dnia”. Dla Julii – jak mówiła – „to było jak ładowanie baterii, by móc otwierać rano oczy”. Andrij zginął 16 czerwca ub. roku.

„Wciąż każdego ranka, czytam te SMS-y. Nie żeby się zadręczać, ale żeby mieć jakąś siłę. Żeby sama dalej móc walczyć” – powiedziała.

„O śmierci męża dowiedziałam się od teściów. Zadzwonili. Powiedzieli, że go pochowali. Nie widziałam nawet tego grobu. Niewiele też pamiętam z tamtej rozmowy. Płakałam, nie mogłam spać. Pytałaś mnie, jak bym podsumowała ten ostatni rok? Dni się zlewają, najbardziej pamiętam noce, bo wszystkie były nieprzespane. Ostatni rok w kilku słowach? To chyba właśnie te 365 nieprzespanych nocy” – powiedziała.

„Na początku to chyba wynikało ze strachu, ze zwyczajnej niepewności. Późnej z jakiejś takiej bezsilności. Potem ze smutku, bólu. Teraz też – już nawet trudno określić konkretny powód. To jest coś, co siedzi, co kłuje w środku – i pewnie nie przestanie, dopóki nie wrócimy do swojego domu, póki nie wrócimy do Ukrainy” – dodała.

Obecnie Julia mieszka w kawalerce na poznańskim Piątkowie. Podobnie jak przed wojną pracuje jako ekspedientka w sklepie. Dzieci chodzą do przedszkola, coraz lepiej porozumiewają się w języku polskim.

„Jest chyba dobrze. Chociaż ciężko powiedzieć, co to dokładnie znaczy, bo to słowo już jakby trochę zmieniło znaczenie. Od czasu, kiedy wyjechałam z Ukrainy, nie byłam tam ani razu, jesteśmy z dziećmi tutaj. Dzieci wiedzą o tym, co się dzieje, wiedzą, że ich ojciec zginął, walcząc o to, by oni byli bezpieczni – i teraz tu są bezpieczni” – powiedziała.

„Trudno tylko cały czas zapomnieć o tej tęsknocie za domem. Nie chodzi o budynek czy metraż. W Ukrainie mieszkaliśmy razem z teściami w trzypokojowym mieszkaniu; ich dwoje, nas czworo. Wkurzało mnie, kiedy teściowa krytykowała jakieś moje decyzje, jak musiałam przytakiwać, że uwielbiam jej kuchnię. Ale tego brak mi najbardziej. Tego czasu, jak kończyłam zmianę, odbierałam dzieci i wracaliśmy do domu. Tego czasu, kiedy kłóciłam się z teściami. I tego, kiedy po pracy wracał do nas mój mąż” – dodała.

Dziadkowie Julii pochodzili z Polski. Kiedy w ub. roku tu przyjechała, znała język, miała wiedzę o kraju. „Babcia uczyła mnie polskich piosenek, wierszyków. Mówiła, że tu żyją dobrzy ludzie. Ale co to dokładnie znaczy – dowiedziałam się dopiero przez ten rok” – powiedziała.

Autor: Anna Jowsa, PAP.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję