Taksówkarz z Liverpoolu, w którego samochodzie przed tygodniem wybuchła przewożona przez terrorystę bomba, powiedział w niedzielę – po raz pierwszy odnosząc się publicznie do tej sytuacji – że to „cud, że żyje”.
Do zdarzenia doszło, gdy w Wielkiej Brytanii obchodzona była Niedziela Pamięci, podczas której oddawany jest hołd poległym brytyjskim żołnierzom. Tuż przed godz. 11 w taksówce, która podjechała przed jeden ze szpitali w Liverpoolu, wybuchła bomba. Wskutek eksplozji i pożaru zginął przewożący ją pasażer, 32-letni imigrant z Bliskiego Wschodu Emad al Swealmeen, a kierowca – David Perry, zdołał w ostatniej chwili wyskoczyć z pojazdu i odniósł tylko drobne obrażenia.
„W imieniu swoim, Rachel i naszej rodziny, chcielibyśmy podziękować wszystkim za wszystkie wasze życzenia powrotu do zdrowia i za niesamowitą ofiarność. Jesteśmy tym do głębi poruszeni. Specjalne podziękowania dla personelu w Liverpool Women’s Hospital, personelu i zespołu medycznego w Aintree Hospital, policji hrabstwa Merseyside i policji antyterrorystycznej, którzy wszyscy byli niesamowici” – napisał Perry w wydanym oświadczeniu.
„Czuję, że to cud, że żyję i jestem szczęśliwy, że nikt inny nie odniósł obrażeń w tym nikczemnym akcie. Potrzebuję teraz czasu, aby spróbować dojść do siebie po tym, co się stało i skupić się na moim powrocie do zdrowia zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Proszę bądźcie uprzejmi, bądźcie czujni i pozostańcie bezpieczni” – dodał.
W oświadczeniu nie odniósł się on do doniesień podawanych nazajutrz po wybuchu przez część mediów, które powołując się na jego znajomych i wpisy w mediach społecznościowych, pisały, że widząc, iż pasażer manipuluje przy ładunku wybuchowym, zamknął go od środka w części pasażerskiej samochodu, po czym tuż przed eksplozją zdołał wyskoczyć z samochodu. Na podstawie tych relacji przytomności umysłu i odwagi gratulowali mu premier Boris Johnson i burmistrz Liverpoolu Joanne Anderson.
Jednak jego żona Rachel już na początku tygodnia zdementowała te doniesienia prasowe. „Eksplozja nastąpiła, gdy był w samochodzie, i to, jak udało mu się uciec, jest istnym cudem. Z pewnością miał kilku aniołów stróżów, którzy się nim opiekowali. Istnieje wiele pogłosek, krążących wokół tego, że był bohaterem i zamknął pasażera wewnątrz samochodu… ale prawda jest taka, że bez wątpienia ma szczęście, że żyje. Módlmy się, żeby to nie przytrafiło się nikomu innemu” – oświadczyła.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński, PAP.