Podczas starań o restytucję polskich dóbr kultury często problemem są przepisy prawne państwa, gdzie obiekt odnaleziono, m.in. chroniące nabywcę w dobrej wierze. Staramy się udowodnić, że nie można nabyć w dobrej wierze obiektu będącego polską stratą wojenną – mówi PAP Agata Modzolewska z MKiDN.
„Procesy restytucyjne, które prowadzi Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, niejednokrotnie są skomplikowane, długotrwałe i obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia” – podkreśla rozmówczyni PAP.
Najbardziej wymagająca praca Departamentu Restytucji Dóbr Kultury rozpoczyna się w momencie, kiedy obiekt zostanie odnaleziony. „Pierwszym krokiem jest zweryfikowanie tożsamości danego dzieła sztuki. Musimy mieć pewność, że mamy do czynienia z obiektem, który nielegalnie opuścił granice Polski. W tym celu przeprowadzamy oględziny, podczas których, z pomocą specjalistów z zakresu konserwacji czy historii sztuki, potwierdzamy tożsamość obiektu” – wyjaśnia Modzolewska.
Następnym krokiem, w przeważającej liczbie przypadków, jest przygotowanie wniosku restytucyjnego na podstawie zgromadzonej dokumentacji. W takim wniosku należy jednoznacznie udokumentować pochodzenie, tzw. proweniencję obiektu, opisać okoliczności jego utraty, a przede wszystkim – dowieść prawa własności. Wniosek restytucyjny obejmuje zwykle od kilkudziesięciu do kilkuset stron i zawiera wszelkie materiały archiwalne i bibliograficzne dotyczące danego obiektu.
Kolejnym etapem procesu odzyskiwania dzieła jest rozpoczęcie negocjacji. „Tutaj kluczem do sukcesu jest łączenie różnych metod negocjacyjnych i szeregu narzędzi prawnych i pozaprawnych” – wskazuje Modzolewska. „To, jaką drogę wybierzemy do prowadzenia danego postępowania restytucyjnego, zależy od wielu czynników – m.in. od tego, czy mamy do czynienia z obiektem, który odnalazł się w zbiorach prywatnych, czy publicznych, czy dzieło zostało zatrzymane na aukcji, czy zostało nabyte lub podarowane do muzeum w innym państwie” – wyjaśnia.
Jak zaznacza, procedury restytucyjne prowadzone są w oparciu o prawo międzynarodowe publiczne, jednak zastosowanie mają również przepisy prawa krajowego państwa, na terenie którego obiekt został odnaleziony i to one często stanowią przeszkodę. „W większości europejskich systemów prawnych mamy do czynienia z prawodawstwem chroniącym tzw. nabywcę w dobrej wierze. Naszą rolą jest wtedy wykazanie, że obiekt, z różnych względów, nie mógł być nabyty w dobrej wierze” – podkreśla. Dodatkowo w Niemczech na przykład sytuację utrudnia fakt, że jeżeli obiekt został sprzedany na publicznej aukcji, to, zgodnie z niemieckim prawem, co do zasady, osoba kupująca skutecznie nabyła prawo własności. „Droga sądowa w takim przypadku niejednokrotnie jest zamknięta” – mówi Modzolewska.
„Należy zdawać sobie sprawę z tego, że od zakończenia II wojny światowej minęło już 77 lat. Obiekty, które np. odnajdujemy na rynku antykwarycznym, mogły wielokrotnie zmienić posiadaczy” – przypomina rozmówczyni PAP. „Rzadko bowiem się zdarza, że mamy do czynienia z sytuacją, gdzie obraz np. znajduje się u jednej rodziny od czasów wojny” – dodaje. „Ponadto obiekty zmieniały nie tylko posiadaczy, ale i zaczęły krążyć po świecie. Historia ich proweniencji ulega w pewien sposób zatarciu” – podkreśla Agata Modzolewska. „Naszym zadaniem jest właśnie udowodnienie, że status obiektu jest niezmienny, że pozostaje on polską stratą wojenną, niezależnie od jego dalszych losów. Grabież wojenna nie ulega przedawnieniu” – zaznacza.
Modzolewska wskazuje na Stany Zjednoczone jako dobry przykład współpracy w restytucji dzieł sztuki. „W USA obiekty zrabowane w czasie II wojny światowej traktowane są jako te, które nielegalnie wjechały na teren Stanów Zjednoczonych” – wyjaśnia. „To stanowi dla nas podstawę prawną do tego, aby nawiązać współpracę z organami śledczymi, tj. FBI czy Homeland Security Investigations” – dodała Modzolewska.
Autorka: Anna Kruszyńska, PAP.