Do późnego wieczora w czwartek z białoruskich aresztów zostało zwolnionych pięciu obywateli polskich – poinformował w piątek wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz.
„Mogę poinformować, że pięć osób zostało już zwolnionych z aresztu. Trzy osoby w obwodzie mińskim, dwie osoby w Grodnie” – powiedział Przydacz w Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma9.
Wiceszef MSZ poinformował, że w czwartek wieczorem zostali zwolnieni „studenci Uniwersytetu Warszawskiego, którzy znaleźli się na terenie Białorusi”. „Są pod opieką naszej ambasady” – zapewnił.
Powiedział, że w czwartek rozmawiał ze zwolnionymi studentami telefonicznie. „Mimo zatrzymania i traumatycznego przeżycia – mówili mi w rozmowie – czują się dobrze, aczkolwiek są poobijani. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócą do kraju i będą mogli poddać się leczeniu, jeżeli będzie to wskazane” – oznajmił.
Podkreślił, że MSZ polecił konsulom na Białorusi „permanentny kontakt z wszystkimi aresztami”. „Nasi konsulowie objeżdżają areszty i dopytują, czy nie ma na liście zatrzymanych obywateli Rzeczpospolitej. Nie wszystkie zgłoszenia mogły do nas dotrzeć. A zależy nam na tym, aby wszystkim naszym obywatelom pomóc” – zaznaczył.
Przemoc podczas zatrzymań
W czwartek polskie służby konsularne na Białorusi potwierdziły uwolnienie m.in. Witolda Dobrowolskiego, który był przetrzymywany w areszcie w Żodzino.
„Zostałem zatrzymany na ulicy w Mińsku 9 sierpnia wieczorem przez OMON. Razem ze mną był Kacper Sienicki” – powiedział PAP Dobrowolski. Jak mówił, do zatrzymania doszło prawie natychmiast po wyjściu z restauracji. „Przeszliśmy może 50 m” – ocenił.
Dobrowolski wyjaśnił, że proces w jego sprawie nie odbył się z powodu braku tłumacza i został on wypuszczony na wolność w związku z upłynięciem 72 godz. od zatrzymania.
Jak dodał, był bity przez funkcjonariuszy zarówno w trakcie zatrzymania, jak i potem – najprawdopodobniej na posterunku. „To wyglądało jak sala gimnastyczna, było tam ok. 300 osób” – oświadczył Dobrowolski. Jak powiedział, on i inne osoby były przez milicjantów bite. „Trwało to piętnaście godzin” – poinformował. Jak powiedział, był bity milicyjną pałką po całym ciele. „Mam podbite oko, ale nie potrafię ocenić, czy mam inne obrażenia i na ile są poważne” – dodał.
Następnie Polak został przewieziony do aresztu w Żodzino. „Tutaj zostaliśmy umieszczeni w celi, przeznaczonej dla sześciu osób, a było nas 24 osoby. Jednak jeśli chodzi o posiłek, czy o wodę, to tutaj już nie było problemu. A w tym poprzednim miejscu nawet nie mogliśmy o tym marzyć. W Żodzino nie byliśmy bici” – oświadczył Dobrowolski.
Powiedział, że trudno jest mu określić swój stan psychiczny i fizyczny. „Pomimo beznadziejności tej sytuacji, w towarzystwie, w którym się znalazłem, czułem się dobrze. Pomagaliśmy sobie i dodawaliśmy sobie otuchy” – wskazał.
„Rozmawialiśmy o tym, że ta sytuacja – i na Białorusi, i nasza w celi, jest beznadziejna, a jednak potrafimy się z tego śmiać, w takim duchu słowiańskim” – powiedział Dobrowolski.
Po niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi, w których według oficjalnych wyników po raz kolejny wygrał rządzący od 26 lat Alaksandr Łukaszenka, w wielu miastach tego kraju wciąż trwają protesty przeciw wynikom wyborów, które wielu kwestionuje. Od rozpoczęcia protestów władze zatrzymały, często w brutalny sposób, kilka tysięcy osób. Według wiceministra Przydacza można mówić o sześciu tysiącach osób.
Źródło: PAP.
———