Polscy komandosi wzięli udział w ofensywie 5. Armii USA przez rzekę Garigliano. Wydzielony z kompanii oddział dokonał rajdu na niemieckie tyły – mówi PAP Dariusz Kaliński, autor książki „Awanturnicy i bohaterowie. Wojennym szlakiem polskiej ‘kompanii braci’ – 1. Samodzielnej Kompanii Commando”.
Polska Agencja Prasowa: 19 sierpnia 1942 r. doszło do katastrofalnego dla aliantów rajdu na Dieppe, pokazującego, jak wielkim wyzwaniem jest skuteczna walka oddziałów specjalnych. Kilkanaście dni później rozpoczęto prace nad powołaniem pierwszego polskiego oddziału komandosów. Jak rekrutowano jego żołnierzy i jak wyobrażano sobie ich misję? Na ile taktyka pierwszych alianckich komandosów przypomina metody walki dzisiejszych oddziałów specjalnych?
Dariusz Kaliński: Komandosi byli rekrutowani poprzez zaciąg ochotniczy. Jednostka polskich komandosów powstała na bazie stacjonującego w Szkocji 2. Batalionu Strzelców 1. Samodzielnej Brygady Strzelców. Batalion nosił nieformalną nazwę „Kratkowanych Lwiątek”, od swojej odznaki, która z kolei symbolizowała polsko-szkockie powiązania. To właśnie spośród jego żołnierzy dowódca jednostki kapitan Władysław Smrokowski otrzymał rozkaz selekcji ochotników – stawiano na ludzi inteligentnych, indywidualistów, cieszących się odpowiednio wysoką kondycją fizyczną i psychiczną.
Taktyka, jaką realizowały oddziały Commando, należała do typu „uderz i znikaj”, czyli były to błyskawiczne, precyzyjne, punktowe rajdy na nieprzyjacielskie wybrzeże, przeprowadzane za pomocą okrętów desantowych, i atak na newralgiczną infrastrukturę wroga. W przypadku działań w głębi lądu komandosi operowali poza liniami nieprzyjaciela, atakując jego sztaby, centra łączności czy składy zaopatrzenia. Śmiało można stwierdzić, że taktyka walki współczesnych jednostek specjalnych opiera się na zasadach wypracowanych podczas II wojny światowej.
Na czele pierwszych polskich komandosów stanął kpt. Władysław Smrokowski, oficer o ogromnym jak na polskie siły zbrojne doświadczeniu bojowym. Dlaczego właśnie on miał zostać pierwszym dowódcą?
Myślę, że pierwszorzędne znaczenie miało tu właśnie dotychczasowe doświadczenie bojowe kapitana Władysława Smrokowskiego. Był to przedwojenny oficer służący w jednostkach Strzelców Podhalańskich, czyli elitarnej piechocie górskiej Wojska Polskiego. Smrokowski szkolił się specjalistycznie w narciarstwie i taktyce działań w terenie górskim. Strzelcy podhalańscy odbywali ciężkie ćwiczenia w trudnym terenie, w kiepskich warunkach pogodowych, połączone z długimi, forsownymi marszami. Takie doświadczenie z pewnością było bezcenne przy organizowaniu tego typu jednostki jak 1. Samodzielna Kompania Commando.
Poza tym Smrokowski miał już piękny wojenny życiorys – zasłużył się w obronie Polski w 1939 r., następnie przedarł się przez Jugosławię i Włochy do Francji, gdzie ponownie odznaczył się podczas kampanii francuskiej, za co otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari i francuski order Croix de Guerre. Po upadku Francji, ranny, przez Hiszpanię i Portugalię dotarł do Wielkiej Brytanii. Następnie w polskiej misji wojskowej, obok słynnego pilota myśliwskiego Witolda Urbanowicza, odbywał tournée po Stanach Zjednoczonych, namawiając synów polskich emigrantów do wstąpienia w szeregi Wojska Polskiego w Wielkiej Brytanii.
Dlaczego to Włochy miały być pierwszym teatrem działania polskich komandosów, a nie planowany drugi front we Francji?
Ależ Włochy to był właśnie drugi front, który na tyle skutecznie odciągał uwagę Niemców od frontu wschodniego, że gdy Hitler dowiedział się o lądowaniu aliantów na Sycylii, rozkazał przerwać trwającą ofensywę pod Kurskiem. Poza tym komandosi rwali się do walki. Należy pamiętać, że żołnierze polskich sił lądowych czwarty rok przebywali w Wielkiej Brytanii i w przeciwieństwie do polskich lotników czy marynarzy nie mieli okazji do wzięcia udziału w walce z nieprzyjacielem. 1. Samodzielna Kompania Commando miała we Włoszech okrzepnąć jako jednostka, nabrać niezbędnego doświadczenia bojowego. Natomiast naczelny wódz Wojska Polskiego generał Kazimierz Sosnkowski zastrzegł sobie, że będzie mógł w każdej chwili wycofać komandosów z frontu i użyć do własnej dyspozycji gdziekolwiek indziej. 1. Samodzielna Kompania Commando jako pierwsza polska jednostka od upadku Francji postawiła stopę na kontynencie europejskim.
Chrztem bojowym polskich komandosów w starciu z doświadczonymi oddziałami niemieckimi były walki nad rzeką Sangro. Wkrótce informacje o nich po raz pierwszy pojawiły się na falach BBC. Wiosną 1944 r. można było usłyszeć, że „nasi komandosi mają już wyrobioną markę”. Jaka to była marka?
Generalnie wszyscy komandosi cieszyli się wówczas renomą w alianckich siłach zbrojnych na skutek propagandowo szeroko nagłaśnianych udanych operacji w rodzaju rajdu na Lofoty czy rajdu na Saint-Nazaire. Wszyscy wysocy rangą dowódcy zabiegali o włączenie tych oddziałów w skład podległych sobie sił. O polskiej formacji zrobiło się głośno, gdy w nocy 21 na 22 grudnia 1943 r. z powodzeniem i praktycznie bez strat własnych odparła atak trzykrotnie silniejszego oddziału niemieckich strzelców alpejskich na włoską górską wioskę Pescopennataro. O tym sukcesie poinformowało w swoim serwisie BBC, a polska sekcja tego radia przygotowała specjalną audycję na temat polskiego oddziału specjalnego. Po raz pierwszy o komandosach usłyszano także w okupowanym kraju – to z pewnością musiało oddziaływać na morale.
Kilka tygodni później zostali przydzieleni do 2. Korpusu Polskiego, który przerzucono do Włoch z Afryki. Początkowo komandosi przejawiali niechęć do podporządkowania nowemu dowództwu. Dlaczego woleliby zachować niezależność?
We Włoszech polscy komandosi początkowo operowali jako część 2. Brygady Służb Specjalnych, która grupowała oddziały Commando na tym terytorium działań wojennych. Komandosi czuli niechęć do podporządkowania się 2. Korpusowi Polskiemu generała Władysława Andersa, ponieważ służba w Commando miała swoją specyfikę. Komandosi cieszyli się dużo większą swobodą niż żołnierze regularnych jednostek Wojska Polskiego. To była inna filozofia żołnierza, nastawiona na indywidualizm, samodzielne myślenie, umiejętność wydobycia się z opresji, a nie tylko ślepe wykonywanie rozkazów czy przestrzeganie regulaminów. Komandosi mieli świadomość, że przynależą do elity, bali się utraty tego statusu, tej samodzielności, wtłoczenia w szarą, żołnierską masę i tryby wojskowej biurokracji.
Polscy komandosi wzięli udział w drugim szturmie na Monte Cassino na najtrudniejszym odcinku – na „Widmie”. Jakie było znaczenie ich udziału?
Warto nadmienić, że 1. Samodzielna Kompania Commando jako jedyna polska jednostka wojskowa uczestniczyła w dwóch bitwach o Monte Cassino (z czterech ogółem). Ten pierwszy raz miał miejsce, gdy polscy komandosi wzięli udział w ofensywie 5. Armii USA przez rzekę Garigliano 17 stycznia 1944 r. Wydzielony z kompanii oddział dokonał wówczas samotnego rajdu na niemieckie tyły, niszcząc niemiecki sztab i biorąc jeńców.
W czwartej bitwie o Monte Cassino, tej, w której uczestniczył 2. Korpus Polski, polskie Commando wzięło udział w drugim natarciu w składzie 5. Kresowej Dywizji Piechoty. 1. Samodzielna Kompania Commando utworzyła wraz z wydzielonym szwadronem 15. Pułku Ułanów Poznańskich Zgrupowanie Majora Smrokowskiego. Komandosi i ułani nacierali w ugrupowaniu batalionów piechoty na jedno z najsilniej bronionych wzgórz – Colle Sant’Angelo, które zostało ostatecznie zdobyte po krwawych walkach dopiero o świcie 19 maja, a więc dobre kilkanaście godzin po tym, jak do ruin klasztoru na Monte Cassino wszedł patrol porucznika Kazimierza Gurbiela i zawiesił tam polską flagę. W trakcie bitwy poległo dwóch komandosów, a 34 zostało rannych – była to jedna trzecia stanu kompanii. Walka o Colle Sant’Angelo była tak ciężka, że niektórzy komandosi po bitwie cierpieli na zespół stresu pourazowego,
Dalszy szlak bojowy polskich komandosów wiódł przez Ankonę, gdzie doszło do wykrwawienia jednostki. Złotym krzyżem Virtuti Militari wyróżniono Smrokowskiego. W kolejnych miastach byli witani jako wyzwoliciele, ale nie przez wszystkich ich mieszkańców.
Dalszy szlak bojowy kompanii związany był już z losami 2. Korpusu Polskiego. Komandosi uczestniczyli w bitwie o Ankonę w lipcu 1944 r., gdzie jako osłona czołgów Sherman 1. Pułku Ułanów Krechowieckich zdobywali miejscowość Case Nuove. Kompania poniosła wówczas najcięższe straty z dotychczasowych bitew – w obu plutonach strzeleckich kompanii do dalszej walki zdolnych było zaledwie 30 żołnierzy – co stanowiło połowę ich stanu. Kompania była na tyle osłabiona, że kiedy po wybuchu Powstania Warszawskiego naczelny wódz generał Kazimierz Sosnkowski zasugerował przerzut komandosów drogą lotniczą do Warszawy jako wsparcie powstańców, generał Anders mu odmówił.
Kolejne miesiące we Włoszech to przede wszystkim rozwinięcie kompanii komandosów w Baon Commando, w składzie trzech kompanii szturmowych i jednej kompanii wsparcia, byłaby to więc poważna siła bojowa. Żołnierzy do znacznie powiększonej formacji miano pozyskiwać głównie wśród jeńców niemieckich – byłych obywateli Rzeczypospolitej siłą wcielonych do Wehrmachtu. Niestety kolejny rozkaz nadał jednostce zupełnie nowy charakter – oddział został przeformowany w 2. Batalion Komandosów Zmotoryzowanych. Komandoska nazwa została, ale batalion stracił swój elitarny charakter i stał się dobrze wprawdzie wyszkoloną, ale jednak jednostką piechoty zmotoryzowanej. Czyli te pierwotne obawy komandosów co do zatracenia tej elitarności i samodzielności były w pełni uzasadnione. Dowódcą batalionu oczywiście był Smrokowski, który w międzyczasie w uznaniu zasług awansował do stopnia majora i został odznaczony Krzyżem Złotym Orderu Wojennego Virtuti Militari kl. IV.
Ostatnią bitwą, w której wzięli udział komandosi we Włoszech, już jako batalion zmotoryzowany w strukturze 2. Brygady Pancernej, była zwycięska dla Polaków bitwa o Bolonię. 2. Batalion Komandosów Zmotoryzowanych poniósł tam jedne z najcięższych strat wśród jednostek polskich – 10 zabitych i 30 rannych – lecz wzorowo wypełnił wszystkie postawione przed nim zadania.
Natomiast jak Włosi przyjmowali Polaków? Zwykli Włosi z pewnością lubili polskich żołnierzy. Już samo to, że Polacy byli katolikami, w tym ultrakatolickim kraju przysparzał im wiele sympatii, czego dowodem były np. liczne śluby, jakie polscy żołnierze zawierali z miejscowymi kobietami. Zgrzytem z pewnością były rosnące wpływy partii komunistycznej we Włoszech. Polscy żołnierze, zwłaszcza ci, którzy przeszli przez piekło bolszewickich łagrów, nie mogli ścierpieć komunistycznych symboli: czerwonych flag, propagandowych plakatów sławiących Lenina i Stalina czy namalowanych na murach znaków z sierpem i młotem. Dochodziło do demolowania lokali włoskich komunistów – ci zresztą nie byli Polakom dłużni i nazywali ich w swojej prasie faszystami.
Jak pan wspomniał, część polskich żołnierzy założyła rodziny we Włoszech i pozostała w tym kraju. Jakie wybory podejmowali pozostali?
Batalion Komandosów Zmotoryzowanych stacjonował na terenie Włoch przez rok po wojnie. Wycofano go do Wielkiej Brytanii na przełomie lipca i sierpnia 1946 r. W tym czasie cały 2. Korpus Polski, który znacznie powiększył swój stan liczebny o Polaków uwolnionych z niewoli niemieckiej, sposobił się do wojny, która nigdy nie nadeszła – do walki z Sowietami o wolną Polskę. Po Jałcie brytyjskie władze miały jeszcze na tyle przyzwoitości, że nie rzuciły żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie na pastwę komunistycznym władzom w Warszawie, które czyniły kroki, aby przejąć kontrolę nad tym wojskiem. Do Polski mogli wrócić tylko ci, którzy dobrowolnie zgodzili się na taki krok. Z batalionu komandosów uczyniło tak stu kilkudziesięciu żołnierzy, głównie wywodzących się z armii niemieckiej – swoją decyzję tłumaczyli dobrem rodzin pozostawionych w kraju. Kościec batalionu, a więc ludzie, którzy wywodzili się z pierwotnego składu 1. Samodzielnej Kompanii Commando, pozostał na obczyźnie.
Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, czyli również komandosów, na terenie Wielkiej Brytanii wcielono do quasi-wojskowej struktury o nazwie Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia. Formacja ta miała umożliwić Polakom przystosowanie się do brytyjskiego rynku pracy, nauki języka, zawodu, czyli innymi słowy: przygotować ich do życia w cywilu. Żołnierzy polskich umieszczono w obozach wojskowych, które stopniowo pustoszały, w miarę, jak ich lokatorzy znajdowali sobie pracę i na nowo organizowali sobie życie poza wojskiem. Los taki stał się także udziałem 2. Batalionu Komandosów Zmotoryzowanych. Jednostka została ostatecznie rozwiązana 21 lipca 1947 r. – służyło w niej jeszcze wówczas 45 żołnierzy. I tak właśnie zakończyła się historia pierwszego elitarnego polskiego oddziału specjalnego.
Rozmawiał: Michał Szukała.
Książka Dariusza Kalińskiego „Awanturnicy i bohaterowie. Wojennym szlakiem polskiej ‘kompanii braci’ – 1. Samodzielnej Kompanii Commando” ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Autor: Michał Szukała, PAP.