Okazuje się, że strój może mieć ogromne znaczenie, szczególnie jeśli zamierzasz spędzić czas na łódce i nieoczekiwanie znajdziesz się poza burtą, sam na morzu. Wówczas może nawet uratować ci życie. Przekonał się o tym Arne Murke, który żeglował z bratem w okolicach Tolaga Bay na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej w Nowej Zelandii. Mężczyźni wyruszyli 6 marca z Auckland i mieli dostarczyć jacht „Wahoo” do Brazylii. Rejs przebiegał raczej spokojnie do chwili, gdy zmieniły się warunki na morzu. W pewnym momencie poluźnił się grot, a żeglarze nie mogli odzyskać nad nim kontroli. 30-letni mężczyzna został uderzony bomem i wypadł za burtę. Historia zakończyła się szczęśliwie dzięki pomysłowości i znajomości żeglarskich technik. Warto poznać ten sposób.
Niezwykle przydatne i z pewnością bezcenne jeansy
Mieszkający wraz z rodziną na Filipinach Murke podjął się podróży, chcąc zarobić pieniądze na utrzymanie swojej 10-miesięcznej córki.
A German tourist owes his life to a pair of jeans he used as a makeshift lifejacket while lost at sea for over three hours off the Gisborne coast https://t.co/shjtXVUsda
— nzherald (@nzherald) 9 marca 2019
Znalazł się we wzburzonym oceanie mniej więcej 30 km od wybrzeży Nowej Zelandii. Pomoc dotarła do niego po ok. 3,5 godz. Jak tłumaczył w „New Zealand Herald”, jego brat robił wszystko, żeby mu pomóc, ale utrudniały to fale wysokie na ponad trzy metry. Brat rzucił mu kamizelkę ratunkową z liną, ale Murke znajdował się już za daleko i nie był w stanie jej dosięgnąć.
Na całe szczęście Murke nie spanikował w obliczu zagrożenia i zachował trzeźwość umysłu. W wypowiedziach dla mediów podkreślał, że myśl o córeczce dodawała mu sił i motywacji do walki o przetrwanie. Wiedział, że jedynym wyjściem jest utrzymanie się na powierzchni wody w oczekiwaniu na ratunek. Wtedy wpadł na genialny pomysł. Zrobił ze swoich jeansów kamizelkę ratunkową. Prowizoryczne rozwiązanie okazało się skuteczne.
Bez niego prawdopodobnie nie udałoby się uratować trzydziestolatka.
Jest to sposób znany w środowisku żeglarskim. Technikę przekazuje się m.in. w amerykańskich siłach specjalnych (US Navy SEALs) i uczy skautów.
Na czym ona polega?
Głowę wkłada się między zawiązane na końcach nogawki, które należy napełnić powietrzem. Spodnie trzeba trzymać w pasie nad taflą wody tak, by „wpadła” w nie jak największa ilość powietrza, nadmuchując je niczym balon.
Dzięki tej metodzie Arne Murke dryfował na powierzchni wody do czasu przylotu helikoptera ratunkowego.
Źródła: Interia, learningenglish.voanews.com, nzherald.co.nz.