To czas, by naprawdę poznać ukraińskich kompozytorów: Mirosława Skoryka, Mykołę Łysenkę i Wałentyna Sylwestrowa, którego VII symfonię wykonamy podczas tournée Ukrainian Freedom Orchestra – powiedziała PAP kanadyjska dyrygentka pochodzenia ukraińskiego Keri-Lynn Wilson.
Ukrainian Freedom Orchestra wystąpi w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej 28 lipca pod dyrekcją Keri-Lynn Wilson. Koncert rozpocznie trasę koncertową po Europie i Stanach Zjednoczonych, którą zakończy występ w Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Ukrainian Freedom Orchestra składa się z uchodźców, którzy zmuszeni byli opuścić swój kraj w ostatnim czasie, ukraińskich muzyków należących do europejskich orkiestr, a także muzyków obecnie przebywających na Ukrainie. Artyści na co dzień związani są m.in. z Kijowską Operą Narodową, Narodową Orkiestrą Symfoniczną Ukrainy, Orkiestrą Filharmonii Lwowskiej i Operą w Charkowie, a także Orkiestrą Tonkünstler w Wiedniu, Belgijską Orkiestrą Narodową i Królewską Orkiestrą Concertgebouw.
Ma pani ukraińskie korzenie, czy kultura ukraińska była obecna w pani rodzinnym domu?
Keri-Lynn Wilson: Dorastałam w Winnipeg w Kanadzie, gdzie jest największe skupisko Ukraińców w całej Ameryce Północnej. Nasza społeczność kultywuje narodowe tradycje. Moi pradziadkowie byli z Ukrainy, osiedlili się w Winnipeg. Babcia rozmawiała ze swoją mamą tylko po ukraińsku, ponieważ nigdy do końca nie przyswoiła języka angielskiego. Od dziecka byłam zafascynowana tą kulturą. Obchodziliśmy wszystkie święta, np. prawosławne Boże Narodzenie i Wielkanoc. Jako dziecko uczyłam się ukraińskich tańców. Ta kultura była dużą częścią mojego dorastania. Kiedy ukończyłam Juilliard i zostałam dyrygentką, rozpoczęłam pracę na Ukrainie. Współpracowałam z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Ukrainy oraz Operą w Kijowie. Tam nawiązałam przyjaźnie, które trwają do dzisiaj. W pierwszych dniach wojny codziennie kontaktowałam się z moim przyjacielem, koncertmistrzem Opery Kijowskiej, żeby sprawdzić, co się z nim dzieje.
Mam też rodzinę na Ukrainie, w małym miasteczku Czerniowce mieszkają moi kuzyni. Nigdy nie poznaliśmy się osobiście. Zamierzałam ich odwiedzić w 2014 roku, akurat pracowałam w Rumunii w Jassach, które jest niedaleko granicy. Cieszyłam się, że w końcu poznam moich krewnych, ale wybuchła tam wojna w 2014 roku. Paradoksalnie inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że jesteśmy bardzo blisko z moimi kuzynami. Nadia jest wolontariuszką, pomaga żołnierzom, a jej brat Andrei jest w armii i walczy w Donbasie. Mam nadzieję, że uda im się przyjechać na mój występ w Warszawie. To będzie pierwszy raz, kiedy się spotkamy.
Niedawno zmarła moja babcia, miała 118 lat. W zeszłym miesiącu urządziliśmy jej prawosławny pogrzeb. Śpiewy po ukraińsku były piękne, a ludzie po ceremonii dziękowali mi, bo byli bardzo poruszeni, czuli się jakby bliżej domu. Na pogrzebie czytałam znany wiersz Tarasa Szewczenki o odwadze Ukraińców, aktualny w obliczu wojny. Mieliśmy poczucie wspólnoty.
To był pani pomysł, żeby założyć Ukrainian Freedom Orchestra?
Czułam, że muszę zacząć działać. Widziałam zdjęcia imigrantów uciekających do Polski i zastanawiałam się, jak mogę wyjść im naprzeciw, pomóc. Pomyślałam, że wśród uchodźców pewnie jest sporo muzyków, więc czemu nie stworzyć orkiestry. Podzieliłam się tym pomysłem z moim mężem, który jest dyrektorem generalnym Metropolitan Opera, i stwierdził, że to fantastyczny pomysł. Wymyśliliśmy, aby skontaktować się z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, z którym wiele razy współpracowałam. Chcieliśmy, aby skontaktowali nas z muzykami, którzy uciekli z Ukrainy. Okazało się, że dyrektor Waldemar Dąbrowski przyjął uchodźców do swojego domu. Nasze przedsięwzięcie, poza Teatrem Wielkim – Operą Narodową i Metropolitan Opera w Nowym Jorku, wspierają też Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy i Minister Kultury Ukrainy.
Mój mąż wymyślił też, aby zatrudnić najlepszą agencję koncertową Askonas Holt z Londynu. Spotkałam się z nimi i zaproponowałam, aby po próbach i koncercie w Polsce wyruszyć na światowe tournée, jako głos i wsparcie dla Ukrainy, aby pomóc nie tylko muzykom, ale też narodowi ukraińskiemu, jako symbol wsparcia przez Zachód. Prowadzimy też zbiórkę pieniędzy na Ukrainę.
Kiedy wybuchła wojna miałam dyrygować w Filharmonii w Odessie, ale to się nie stało. A ponieważ byłam już wówczas w Europie, przyleciałam właśnie najpierw do Polski, a stamtąd do Londynu, aby zorganizować i ustalić sprawy administracyjne dotyczące tournée. Wszyscy, z którymi rozmawiałam, byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do tego projektu.
W jaki sposób zrobiliście przesłuchania?
Wszyscy zaangażowani w organizację uważali, że wyszukiwanie ludzi do orkiestry będzie trudne. Na szczęście pierwszy trębacz Orkiestry Teatru Wielkiego – Opery Narodowej Ostap Popovych pochodzi z Ukrainy i zna wielu muzyków ukraińskich. Zarówno tych, którzy zostali w kraju, tych, co uciekli przed wojną, oraz mieszkających za granicą od lat. Nie mogliśmy sformować orkiestry z samych uchodźców, bo nie znaleźliśmy kontaktu do tylu muzyków. Więc pomyśleliśmy o muzykach przebywających na Ukrainie. Niestety pojawił się kolejny problem, mężczyźni nie mogą wyjechać z kraju w związku z powszechną mobilizacją. Na szczęście minister kultury jest w kontakcie z wojskiem i stara się o zwolnienie z wojska dla muzyków na czas tournée. Więc ci z naszych muzyków, którzy są w armii, będą walczyć aż do rozpoczęcia prób 18 lipca. Dołączą też do nas świetni ukraińscy muzycy mieszkający np. w Niemczech. Bracia Dmytro i Mark Kreshchenskyi, altowiolista i fagocista, przez osiem lat pracowali w Filharmonii w Sankt-Petersburgu, teraz, kiedy wybuchła wojna, zostali bez pracy, również zagrają w naszej orkiestrze.
Współpracowała pani z Rosyjską Orkiestrą Narodową i z Teatrem Bolszoj, czy odwołała swoje działania realizowane z rosyjskimi instytucjami?
Tak, niestety, bo Teatr Bolszoj był jednym z moich artystycznych domów. Ale teraz sytuacja jest dla mnie czarno-biała. Jesteśmy z Ukrainą.
28 lipca Ukrainian Freedom Orchestra zagra w Teatrze Wielkim – Opery Narodowej.
To tournée będzie prezentacją ukraińskiej kultury. Jako solistki wystąpią Ukrainki – pianistka Anna Fedorova i śpiewaczka Liudmiła Monastyrska (sopran). Zagramy między innymi VII symfonię współczesnego kompozytora Wałentyna Sylwestrowa. Sylwestrow mieszka w Berlinie, jest bardzo stary i schorowany. Jego utwór jest piękny i nie mogę się doczekać, aż świat go usłyszy. Wykonamy też specjalnie zaaranżowany przez Jurija Szewczenkę hymn Ukrainy. Kiedy znajomy chórmistrz przesłał mi partie tej aranżacji i postanowiłam włączyć ją do programu, poprosiłam go, aby skontaktował mnie z Szewczenką. Niestety okazało się, że właśnie zmarł na COVID.
Ukraińscy kompozytorzy nie są bardzo znani.
To jest czas, żeby naprawdę ich poznać: Mirosław Skoryk, Mykoła Łysenko. Szczególnie lubię symfonię Sylwestrowa, którą będziemy wykonywać podczas tournée. Dobrze oddaje emocje, które Ukraińcy przeżywają teraz. Jest to pewien rodzaj smutnego liryzmu. Trudno to opisać słowami. Z połączenia minimalizmu w wykorzystaniu brzmienia instrumentów i smutnych melodii powstaje nostalgia, rodzaj poczucia bolesnego szczęścia. Sylwestrow na początku VII symfonii zastosował ciekawy efekt – grający na instrumentach dętych dmuchają w swoje ustniki, nie wydobywając z nich dźwięku. Podmuch, który się z nich wydobywa, dla mnie brzmi jak dusze zmarłych ukraińskich żołnierzy. To nietypowe, by zaczynać program takim utworem, ale myślę, że to bardzo wzmocni przekaz.
Rozmawiała: Olga Łozińska. Wywiad opublikowany pierwotnie 20 czerwca br.
Autorka: Olga Łozińska, PAP.