Zmarł Marian Turski – świadek epok, „stawiał nas przed fundamentalnymi kwestiami”

Marian Turski, więzień KL Auschwitz-Birkenau, działacz społeczny, dziennikarz. Zdjęcie archiwalne z 25.04.2024 r., powtórnie wydane 18.02.2025 r. Marian Turski zmarł w wieku 98 lat (Leszek Szymański / PAP)

Marian Turski, więzień KL Auschwitz-Birkenau, działacz społeczny, dziennikarz. Zdjęcie archiwalne z 25.04.2024 r., powtórnie wydane 18.02.2025 r. Marian Turski zmarł w wieku 98 lat (Leszek Szymański / PAP)

Był opoką moralną, stawiał nas przed fundamentalnymi kwestiami. Przede wszystkim, by nie być obojętnym – mówił o zmarłym we wtorek Marianie Turskim kierownik Działu Naukowego ŻIH prof. Andrzej Żbikowski. Łódź była dla niego bardzo ważna. Łódź i getto go ukształtowały – powiedziała Joanna Podolska, wieloletnia szefowa Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. Pomimo bardzo trudnego życiorysu pozostawał człowiekiem niezwykle ciepłym, serdecznym, zauważającym ludzi wokół siebie – wspominała historyk prof. Bożena Szaynok. Rzecznik porozumienia polsko-żydowskiego. Polski Żyd. Osoba, bez której nie byłoby naszego muzeum – przypomniał dyrektor Muzeum POLIN Zygmunt Stępiński.

„To naprawdę wielka strata. Był tak wielowymiarową postacią, że trudno użyć tu jakiejkolwiek gradacji. To z jednej strony bardzo ważny świadek historii, jeden z ostatnich, wziął jeszcze teraz udział w ostatnich uroczystościach rocznicowych w Auschwitz” – przypomniał historyk, kierownik Działu Naukowego Żydowskiego Instytutu Historycznego prof. Andrzej Żbikowski.

Jak podkreślił, Turski był opoką moralną, stawiał nas przed fundamentalnymi kwestiami. „Przede wszystkim, by nie być obojętnym, bo ciągle grożą nam te ludzkie złe instynkty, które się kumulują, w populizmie, faszyzmie, nacjonalizmie, a Marian był tego wielkim przeciwnikiem” – zaakcentował.

„Swoim życiem, jak gdyby zaświadczał, że przecież można robić, mimo zmieniających się ustrojów, bardzo dobre rzeczy, przypominać mnóstwo ważnych wydarzeń, świadczyć, mimo że czasy się zmieniały. Przecież on zaczynał jako taki bardzo lewicujący komunista, dziennikarz zaangażowany społecznie. Później był październik 1956 r., później wytrzymał w Polsce w 1968 r., nie wyjechał. Potem tygodnik ‘Polityka’, jej Nagroda Historyczna, cały dział historii, to przecież wszystko jego zasługi” – wskazał prof. Żbikowski.

Historyk od blisko 40 lat związany z ŻIH wspominał, że Turski około połowy lat 90. zaangażował się w działalność Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny. „Był bardzo aktywny, przez wiele kadencji sprawował funkcję przewodniczącego. Włożył również ogromny wkład pracy i energii, a także zdobywania środków na powstanie Muzeum POLIN, to były naprawdę wielkie zasługi” – zaznaczył.

„Chociaż już po wojnie był warszawianinem, nie zapominał także o swojej rodzinnej Łodzi i o getcie łódzkim, o swoich przyjaciołach stamtąd, tych, co przeżyli i tych, co odeszli. Była to więc wielowątkowa postać, będzie nam go bardzo brakowało. Liczymy oczywiście, że to jego przesłanie pozostanie z nami i będziemy się do tego wielokrotnie w kolejnych latach odnosić” – mówił prof. Żbikowski.

„Był takim człowiekiem skałą, fundamentem, na którym sporo rzeczy powstało, także instytucji upamiętniających. To jego dziedzictwo pozostanie z nami, choć teraz czeka nas na pewno taki czas zadumy, że ci ostatni świadkowie wojny, Zagłady, Holokaustu odchodzą” – dodał.

Po stronie słabych, po stronie dobra

„Przez ostatnie lata Marian Turski był mocno zaangażowany w upamiętnianie łódzkiego getta i w kontakt z osobami, które o getcie mówiły. Był w ścisłym gronie osób, dziennikarzy, którzy pracowali na rzecz pamięci związanej z gettem Litzmannstadt. Nie opuszczał dorocznego upamiętnienia likwidacji getta. Był w jednym z ostatnich transportów, które w sierpniu 1944 r. wyjechały do Auschwitz” – wspominała Mariana Turskiego wieloletnia szefowa Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi Joanna Podolska.

„Marian Turski był ważny dla Łodzi, ale Łódź była bardzo ważna dla niego. Łódź była miastem jego dzieciństwa. Była miastem jego rodziny. Tu – co sam podkreślał – ukształtował się jako dorosły człowiek. Jego życie zostało naznaczone tym, co się działo w getcie, tu zrozumiał, że trzeba stawać po stronie słabych, ale też, że równość jest bardzo ważna i że należy zawsze walczyć po dobrej stronie” – powiedziała Podolska.

Jak wspominała, Marian Turski zawsze chciał brać udział w wydarzeniach, które przypominają osoby związane z Łodzią i z gettem. „Czy chodziło o Arnolda Mostowicza, czy o Halinę Elczewską, Dawida Sierakowiaka, czy Romana Kenta. Chciał mówić o nich, chociaż wszyscy chcieli posłuchać, jak Marian Turski mówi o sobie. Ale on nie chciał mówić o sobie. Oczywiście opowiadał o swoim życiu, ale mówiąc o innych” – dodała.

Joanna Podolska bardzo żałuje, że nie udało się jej namówić Mariana Turskiego na spisanie jego łódzkich wspomnień. „Niewiele jest o Łodzi Mariana Turskiego. To są raczej jego opowieści o getcie. Parę razy prowadziłam go po Łodzi, czy raczej – to Marian Turski prowadził mnie po Łodzi, na Marysin. Namawiałam go, żeby usiąść, żeby nagrać jego wspomnienia. To nam się nie udało” – dodała.

Pamięć o ludziach

Postać Turskiego w rozmowie z PAP wspominała historyk prof. Bożena Szaynok z Uniwersytetu Wrocławskiego. „Pomimo bardzo trudnego życiorysu pozostawał człowiekiem niezwykle ciepłym, serdecznym, zauważającym ludzi wokół siebie” – powiedziała prof. Szaynok.

Dodała, że Turski zawsze pamiętał o urodzinach swoich przyjaciół. „On pamiętał o ludziach, o tym, żeby na przykład podziękować za słoiczek miodu, który otrzymał przy jakiejś okazji kilka tygodni wcześniej” – mówiła prof. Szaynok.

Historyk zwróciła uwagę na nieprzeciętną wrażliwość Turskiego na drugiego człowieka. „Takich ludzi nie ma wielu, dlatego dzisiejszy dzień jest bardzo smutny. Ja wiem, co Mariana spotkało podczas wojny, i wiem, jakim pozostał człowiekiem […] on nic nie stracił ze swojej serdeczności i wrażliwości” – dodała prof. Szaynok.

Mądrość uczestnika, nie komentatora

„Znałem Go osobiście od 5 dekad. Nie zawsze staliśmy po jednej stronie politycznej barykady. Ale Marian należał do grona tych, o których po latach można mówić za Bartoszewskim (przyjaźnili się, oczywiście) – ‘zachowywał się przyzwoicie’. Sam żałował niektórych swoich wyborów, najbardziej pewnie młodzieńczej ślepej wiary w komunizm, lewicowcem pozostał jednak do końca swoich dni” – napisał na stronie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN jego dyrektor Zygmunt Stępiński..

Jak zaznaczył, Turski „nie wygumkowywał” ze swojego życiorysu faktów z perspektywy czasu niewygodnych. „Lecz jak każdy porządny historyk chciał zwrócić uwagę na całość, a nie tylko fragment. Jego życie – od wczesnego dzieciństwa przez cudem przetrwaną Zagładę, zaangażowanie w komunizm i nim rozczarowanie, wreszcie pracę dla i na rzecz społeczności żydowskiej w Polsce, budowanie porozumienia z Polakami i dążenie do pojednania z Niemcami – to wszystko był pewien proces, w którym każdy etap był po coś” – podkreślił Stępiński.

„Marian, człowiek drobny i delikatny (jakże by się na te słowa oburzył!) został międzynarodowym autorytetem dla prezydentów, koronowanych głów i najwybitniejszych intelektualistów naszych czasów (z którymi utrzymywał kontakt i zupełnie pozaprotokolarne relacje) nie przez przypadek. Marian WIEDZIAŁ, ponieważ tyle i w taki właśnie sposób przeżył. Cechowała Go mądrość uczestnika, nie komentatora, choć potrafił też myśleć szeroko, bez narzucania własnej perspektywy. Umiał nie tylko wspaniale mówić, ale naprawdę z uwagą słuchał” – zauważył dyrektor POLIN.

„Marianie, Twoje muzeum opłakuje Cię i żegna. Mieliśmy w Tobie oparcie, trudno uwierzyć, że już nigdy Twój palec nie wytyczy szlaku, po którym będziemy zmierzać, ufni, że to najlepsza dla nas droga. Zostawiasz po sobie wielką spuściznę intelektualną, zostawiasz muzeum, które pomagałeś stworzyć i któremu do ostatnich chwil poświęcałeś zaangażowanie, czas i energię. Energię, która wydawała się niespożyta” – dodał w swoim wspomnieniu Stępiński.

Na stronie muzeum poinformowano również, że w jego siedzibie wystawiona została księga kondolencyjna, która będzie dostępna do dnia pogrzebu Mariana Turskiego w godzinach otwarcia POLIN.

Apel o pojednanie

Marian Turski urodził się 26 czerwca 1926 r. w Druskiennikach w rodzinie polskich Żydów jako Mosze Turbowicz. Po wybuchu wojny wraz z rodziną znalazł się w getcie łódzkim. Stamtąd w sierpniu 1944 r. został wywieziony jednym z ostatnich transportów do KL Auschwitz. Holokaust pozbawił go najbliższych: z 43 osób przeżyły tylko cztery.

W końcowym fragmencie swojego ostatniego przemówienia – 27 stycznia 2025 r. w Oświęcimiu – Marian Turski przestrzegł przed konsekwencjami nienawiści i zaapelował o pojednanie. „Nie bójmy się przekonywać samych siebie, że można rozwiązywać problemy między sąsiadami. Od setek lat, na różnych kontynentach, różne narody, narodowości lub grupy etniczne mieszkały i żyły obok siebie i między sobą. Uprzedzenia wzajemne, hejtowanie, nienawiść doprowadzały do konfliktów zbrojnych między tymi sąsiadującymi narodami i grupami etnicznymi. Kończyło się to zawsze przelewem krwi, ale są, na szczęście, doświadczenia pozytywne, gdy obie strony dochodzą do wniosku, że nie mają innego sposobu zapewnienia spokojnego, bezpiecznego życia swoim dzieciom, wnukom, przyszłym pokoleniom, niż doprowadzenie do kompromisu. Powołam się na dwa przykłady z Europy: Niemcy i Francuzi. Polacy i Litwini. Powtórzę: nie bójmy się przekonać samych siebie, że trzeba mieć wizję nie tylko tego, co dziś jest, ale tego, co będzie jutro, co będzie za kilkadziesiąt lat” – powiedział na zakończenie.

Źródło: PAP, w tym relacje Marka Juśkiewicza, Agaty Szwedowicz i Józefa Krzyka.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję