Niewątpliwie jest wyjątkowa i ma niezwykły hart ducha. Łajkę wysłali ludzie w kosmos bez pytania. Kundelek Rupee zdobył Mount Everest wraz ze swoją opiekunką – podróżniczką Joanne Lefson z RPA. A Mera, bezpańska suczka, samowolnie dołączyła do międzynarodowej ekspedycji wspinaczy, prowadzonej przez Dona Wargowsky’ego z Seattle. 9 listopada 2018 roku zdobyli Baruntse, a przewodnik opowiedział o wyjątkowej bohaterce dopiero w marcu tego roku. Na szczycie o wysokości 7129 m n.p.m. stanęła też Mera. Nikt nie był w stanie powstrzymać jej przed wspinaczką, a swą osobowością skradła serce całej ekipy.
Przybłąkana, wielka przyjaźń
Ludzie mierzą się z górami z różnych powodów. A czemu pies wybiera się w tak trudną podróż? Tego Mera nam nie powie, ale wygląda na to, że na szczyt wiodła ją przyjaźń, jaka nawiązała się między nią a Wargowskym. A może jak włoski Lampo uwielbia wolność i podróże.
Mera jest krzyżówką mastifa tybetańskiego i owczarka himalajskiego. Przyłączyła się do wspinaczy, gdy ekipa schodziła z Mera Peak. Od miejsca ich spotkania suczka zyskała swe imię. Podbiegła wówczas radośnie do Wargowsky’ego, który przypomniał ją sobie z wioski Khare, leżącej ponad 3 km od miejsca, w którym się znajdowali.
Jak pisze himalaista na swoim blogu, poprzednio nie dała się nawet dotknąć, a u podnóża Mera Peak wydawało się, jakby znali się od dawna.
Szybko zyskała sympatię członków ekspedycji, zwłaszcza Wargowsky’ego, który coraz bardziej lubił jej towarzystwo. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nie powinna z nimi wędrować, bo to może zagrażać jej życiu. Jednak Mera miała swój plan i nikt nie był w stanie go zmienić.
Pierwszej nocy Wargowsky usiłował nakłonić psią podróżniczkę, by zasnęła w jego namiocie. Obawiał się, że zamarznie na zewnątrz, ale Mera zwinęła się w kulkę i położyła przed wejściem do namiotu. Rano przewodnik zobaczył, jak leży przyprószona śniegiem. Następnej nocy sama przyszła do namiotu. Wspinacz dzielił się z nią jedzeniem.
Z każdym dniem wędrówki darzyła Wargowsky’ego coraz większym zaufaniem, zacieśniała się między nimi więź. Gdy dotarli do bazy, otrzymała imię. Wargowsky oddał jej też jedną matę i swoje okrycie, by było jej cieplej podczas snu.
Amerykanin odczuł brak towarzyszki, gdy Mera ruszyła do obozu I z Szerpami przygotowującymi trasę. Po ich powrocie przebywała na tak dużej wysokości przez kilka dni. Przewodnik obawiał się najgorszych wieści. Okazało się, że sobie poradziła. Później z kolejnym wysłannikiem zeszła do bazy. Miała wiele szczęścia, że przeżyła.
Twarda zawodniczka
Aby oszczędzić przyjaciółce niebezpiecznych wrażeń, himalaista postanowił zostawić ją pod opieką ekipy w bazie. Jednak mimo tego, że Mera została uwiązana, by powstrzymać ją przed wędrówką, już po półgodzinie dołączyła do wyprawy.
Nie miała raków na łapach ani czekana, ale doskonale dawała sobie radę, choć ślizgała się na oblodzonym podłożu. Przewodnik zauważył, że często wybierała dużo trudniejsze podejście tylko po to, by być bliżej niego.
Ale od czego są przyjaciele? Dbając o psią himalaistkę, Wargowsky wypiął się z lin i wspinał się, starając robić rakami małe półki, by suczka mogła po nich się wdrapywać. Wspólnymi siłami dotarli do obozu II.
Kiedy ekipa wychodziła na szczyt, Mera jeszcze spała w namiocie Wargowsky’ego. Nie budzili jej, licząc, że uniknie wspinania się po stromych stokach.
Gdy po kilkugodzinnej wędrówce Amerykanin odwrócił się, żeby zrobić zdjęcia, na horyzoncie ukazała się Mera. „Wspinaliśmy się przez siedem godzin, a ona prawie nas dogoniła. […] Nie mam pojęcia, jak przeskoczyła pionową ścianę śniegu, ale teraz jest z nami i chce się wspiąć. Nigdy w moim życiu nie byłem tak zaskoczony ani szczęśliwy, widząc psa. Sherpowie są całkowicie oszołomieni!” – napisał na swoim blogu.
Wchodząc na szczyt, Mera wyprzedziła Wargowsky’ego i sprawiała wrażenie, jakby wielokrotnie tam była. W drodze powrotnej nie bardzo też rozumiała, dlaczego przewodnik nie nadąża za nią, mimo że szedł całkiem sprawnie i szybko jak na tamtejsze warunki. Lojalnie zatrzymywała się i czekała na niego.
Nie pozostał jej dłużny i wraz z Szerpą Jangbu parokrotnie asekurował suczkę, pomagał jej pokonać strome zbocza, np. spuszczając na uprzęży. Mera zaufała mu bezgranicznie.
Cali zeszli ze szczytu. Uczestnicy ekspedycji uznali, że Mera przyniosła im szczęście.
Wargowsky’ego przerażała myśl o rozłące. Nie wyobrażał sobie też, że Mera mogłaby znów trafić na ulicę. Zdawał sobie sprawę, że nawet jeśli udałoby mu się zabrać psa do Stanów Zjednoczonych, odebrałby jej to, co kocha najbardziej – góry i wolność.
Historia zakończyła się szczęśliwie. Mera nie tylko pokonała szczyt, ale zyskała dom. Podziwiając jej niesamowity wyczyn, Szerpa Kaji – menadżer wyprawy, przygarnął ją pod swój dach i obiecał, że zadba o psią himalaistkę.
Mera miała wiele szczęścia, że znalazła opiekuna, który o nią dba. W Nepalu żyje wiele bezpańskich psów. Z obawy przed wścieklizną wiele osób niezbyt dobrze je traktuje. Istnieje jednak organizacja, która wspiera bezdomne czworonogi. To Street Dog Care, która w tym roku obchodzi dziesięciolecie swojego istnienia. W wiadomości dla „The Epoch Times” Don Wargowsky tak o nich napisał:
„To wspaniała organizacja, która pomaga bezpańskim psom w Nepalu. Leczą ponad 1000 psów rocznie w Katmandu i pomagają ludziom w innych krajach adoptować psy potrzebujące dobrego domu”.
Źródła: Don Wargowsky – blog.usejournal.com, Facebook – Don Wargowsky, The Telegraph, TVN 24, Dobre Wiadomości, Psy24.pl, Street Dog Care.