Nie ma sensu wprowadzanie obostrzeń, których nikt nie będzie przestrzegał – powiedziała PAP prof. Magdalena Marczyńska z Rady Medycznej. Dodała, że nie jest zwolennikiem przywracania rygorów, które dopiero zostały zdjęte. Rada pracuje wręcz nad „urealnieniem wielu przepisów epidemicznych”.
Prof. dr hab. n. med. Magdalena Marczyńska z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, która doradza rządowi w ramach działalności Rady Medycznej, przyznała, że Rada Medyczna pracuje nad „urealnieniem wielu przepisów epidemicznych”.
„Nie jest tak, że to my jesteśmy zwolennikami przywracania rygorów, które dopiero zostały zdjęte. Chwianie się od ściany do ściany w zaleceniach nie przynosi nic dobrego. Poza tym nie ma sensu wprowadzanie przepisów, których nikt nie będzie przestrzegał. Jeżeli po dwóch tygodniach znów powie się hotelarzom, że mają zamknąć swoje obiekty, to oni tego w wielu przypadkach nie zrobią. Powstanie szara strefa i fikcja rozporządzenia. Dlatego, tak jak zalecaliśmy w rozmowach z branżą przed 12 lutego, tak i teraz trzeba z tymi ludźmi rozmawiać i wymagać przestrzegania rygorów sanitarnych. Tylko i aż tyle” – powiedziała prof. Marczyńska.
Dodała, że rada często doradza coś rządowi, analizuje, ale wcale nie jest tak, iż ostateczne decyzje zawsze są identyczne z rekomendacjami.
„Ciał doradczych rząd ma dużo. To nie my jesteśmy decydentem. Staramy się pomóc swoją wiedzą i doświadczeniem. Teraz np. pracujemy nad urealnieniem części przepisów m.in. w zakresie noszenia masek. Tam, gdzie jest otwarta przestrzeń, nie ma tłumów ludzi, można by z nich zrezygnować. Tam, gdzie ludzie się gromadzą, np. w komunikacji – wprowadzić takie lepszej jakości. W odpowiedzi słyszymy jednak, że to będzie sygnał ‘luzowania’ i dyscyplina społeczna spadnie. Jest jednak tak, że przepisy muszą być punktowe, realne, aby były przestrzegane” – oceniła specjalistka od chorób zakaźnych.
Przyznała, że w Radzie Medycznej są osoby, np. prof. Robert Flisiak, które otwarcie opowiadają się za regionalizacją obostrzeń.
„Z niepokojem patrzymy np. na procent zakażonych nauczycieli w północnej części Polski. On po otwarciu szkół wynosi w niektórych miejscach ok. 8 proc., przy średniej kraju na poziomie dwóch. Coś w tym jest, że na północy obecnie sytuacja epidemiczna jest trudniejsza. Na Mazowszu jednak była trudna i jesienią, a ten region też teraz przoduje w nowych zakażeniach. Boimy się rozprzestrzeniania wariantu brytyjskiego – stąd zachowawczość. W mojej ocenie w populacji nie odpowiada on jeszcze za 10 proc. wszystkich zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2” – powiedziała prof. Marczyńska.
Przyznała, że na pewno w Polsce zakażonych koronawirusem (wirusem KPCh – przyp. redakcji) było zdecydowanie więcej osób, niż widzimy w statystykach. Wiele z nich przeszło infekcję lekko i nigdy się nie testowało.
„Dane epidemiczne od początku są więc niepełne. Nie powiem dziś, jakie będą decyzje rządu o obostrzeniach od początku marca, bo takiej decyzji nie ma. Czas jest naszym sprzymierzeńcem – na szczęście. Jeżeli zachorowania nie wzrosną mocno w najbliższych tygodniach, a mam nadzieję, że właśnie tak będzie, przyjdzie wiosna. Będziemy wówczas spędzać więcej czasu na zewnątrz. Wzrośnie nasza odporność. Zaszczepionych będzie też więcej osób. To wszystko jest na korzyść sytuacji epidemicznej w Polsce” – dodała prof. Marczyńska.
Autor: Tomasz Więcławski, PAP.