Najwyższa Izba Kontroli sprawdza wsparcie rolnictwa ekologicznego w Polsce, wyniki zaprezentuje w 2019 roku. Od kilku lat obserwuje się regres tego sektora w naszym kraju. Pomimo przewidywanego wcześniej dynamicznego rozwoju, jak podaje NIK, liczba producentów zatrzymała się na granicy ok. 23 tys., powierzchnia upraw ekologicznych zmalała w ciągu 5 lat z 670 tys. do około 500 tys. ha obecnie. To tyle, ile było w 2010 roku. Zaledwie 7 euro rocznie statystyczny Polak wydaje na żywność ekologiczną. Dla porównania nasi zachodni sąsiedzi przeznaczają na ten cel średnio 100 euro, a Duńczycy dwukrotnie więcej niż Niemcy.
Niewykorzystane możliwości
NIK podkreśla, że Polska ma potencjał, by pełnić znaczącą rolę na rynku ekologicznym, lecz go nie wykorzystuje. Nawet powstałe w naszym kraju produkty w dużej mierze przynoszą zyski zagranicznym przedsiębiorcom.
Zauważono, że część gospodarstw zaprzestaje produkcji ekologicznej z chwilą, gdy kończą się dopłaty, gdyż bez dofinansowań staje się ona nieopłacalna.
Co ciekawe, z danych NIK wynika, że obecnie w krajach rozwiniętych odnotowuje się wzrost zapotrzebowania na żywność ekologiczną. Niemiecki rynek tego typu produktów osiąga wartość 10 mld euro. Jak informuje Sylwester Strużyna, prezes Bio Planet i członek władz Polskiej Izby Żywności Ekologicznej, w Polsce sprzedaż brutto ekologicznych produktów rolnych wynosi jedynie około 1,1 mld zł rocznie. Oznacza to, że przeciętnie wydajemy ok. 30 zł rocznie na ekoprodukty. Średnia europejska to 44 euro, a globalna 11 euro.
Czym to jest spowodowane?
Przede wszystkim ceną. Produkty ekologiczne są znacznie droższe niż żywność wytwarzana konwencjonalnie.
Strużyna zwraca uwagę, że krajowi producenci żywności ekologicznej wciąż wytwarzają mało żywności, którą można byłoby sprzedawać w polskich sklepach. – Brakuje nam podaży takich produktów jak jabłka, jajka, wędliny czy też ryby.
Według ekspertów nie sprzyja też temu rozciągnięty łańcuch dystrybucji.
Rolnicy, nie mogąc sprzedać swoich produktów, wracają do upraw konwencjonalnych bądź znajdują odbiorców z zagranicy, którzy przetwarzają tę żywność, czerpiąc z tego zyski. Właśnie te produkty ekologiczne trafiają także do polskich sklepów, opatrzone cenami, które w naszych realiach są zbyt wysokie dla przeciętnego Polaka.
Łukasz Gębka, producent żywności ekologicznej z Farmy Świętokrzyskiej, tłumaczy: – Najbardziej cenotwórcze w tym jest to, że plantacje muszą być plewione ręcznie. Chwasty są usuwane mechanicznie i termicznie, ale ostatecznie na pole musi iść bardzo dużo osób. Jeden hektar marchwi plewi ok. 30 osób, to są ogromne koszty, a to przenosi się później na cenę.
Recepta na popyt
NIK widzi szansę zwiększenia popytu na żywność ekologiczną poprzez rozwiązania stosowane już w Danii, gdzie np. wydzielane są pieniądze na promocję tych produktów na rynku krajowym. Ponadto uproszczono procedury kontrolne dotyczące przetwórstwa w placówkach handlu detalicznego, używa się więcej produktów ekologicznych w zbiorowym żywieniu np. w szołach oraz prowadzi szkolenia dla producentów.
Tego zdecydowanie w opinii NIK brakuje w Polsce. Według Izby rolnik decydujący się na uprawę ekologiczną: „Musi zmierzyć się z gąszczem przepisów, w których ciężko odnaleźć np. rzetelną wiedzę o tym, jakich nawozów i środków ochrony roślin może używać. W rezultacie, w obawie przed utratą dopłat, często nie używa żadnych, co przekłada się na zmniejszoną efektywność produkcji […] Nie funkcjonuje promocja żywności ekologicznej. Nie ma też ‘zielonych’ zamówień publicznych np. dla szkół, które mogłyby szybko i skutecznie podnieść zapotrzebowanie na takie produkty” – wskazano.
NIK dodaje, że produkcja ekologiczna nie tylko wiąże się z korzyściami zdrowotnymi dla konsumentów, lecz także tworzy miejsca pracy, uruchamia innowacje oraz uczy odpowiedzialności za dostarczany produkt.
A.I., źródło: PAP.