Policja w Hongkongu użyła w piątek gazu łzawiącego i pieprzowego oraz gumowych pocisków, aby rozpędzić demonstrantów przed stacją metra na gęsto zaludnionym półwyspie Koulun – podał Reuters. Miasto przygotowuje się na kolejny weekend antyrządowych protestów.
Przed stacją Prince Edward w dzielnicy Mong Kok zebrało się kilkuset protestujących, z których część miała zasłonięte twarze i była ubrana na czarno; chronili się przed interweniującą policją za parasolkami i barykadami utworzonymi z ulicznego ogrodzenia. Część demonstrantów przedarła się przez zabezpieczenia przy wejściu do metra i weszła do środka, ściągając tablice i rysując graffiti na ścianach.
„Jesteśmy wściekli na policję i na rząd. Policjanci zachowywali się bardzo brutalnie wobec nas (podczas poprzedniego protestu) przed tą stacją. Nie możemy pozwolić, żeby uszło im to na sucho” – powiedział agencji Reutera 23-letni Justin. Podczas rozpędzania wcześniejszej demonstracji kilka dni temu funkcjonariusze użyli gazu pieprzowego i broni obezwładniającej.
Oczekuje się, że tłum protestujących będzie rósł wieczorem, w miarę jak miasto przygotowuje się na kolejny już weekend antyrządowych protestów. Demonstranci planują zakłócić transport na międzynarodowe lotnisko w Hongkongu.
Władze portu lotniczego już zapowiedziały, że w sobotę do pociągu dojeżdżającego na lotnisko wpuszczani w centrum Hongkongu będą tylko podróżni z biletami, a pociągi nie będą zatrzymywały się na stacjach pośrednich, na półwyspie Koulun. Nie wykluczono też zakłóceń w funkcjonowaniu autobusów.
Lotnisko liczy na to, że podjęte starania pozwolą uniknąć powtórki z poprzedniego weekendu, gdy protestujący zablokowali drogi dojazdowe, zrzucili gruz na linię kolejową prowadzącą do lotniska i podczas starć z policją zdewastowali stację metra w pobliskiej miejscowości Tung Chung.
Wcześniej w piątek agencja Fitch obniżyła rating kredytowy Hongkongu z AA+ do AA w związku z trwającymi tam od trzech miesięcy protestami oraz wyzwaniami, jakie stawia bliższa integracja tego regionu z Chinami kontynentalnymi. Rząd Hongkongu nie zgadza się z tą decyzją.
Szefowa hongkońskiej administracji Carrie Lam ogłosiła w środę zamiar wycofania wywołującego olbrzymie niezadowolenie społeczne projektu zmian przepisów ekstradycyjnych, który miał umożliwić odsyłanie podejrzanych z Hongkongu do Chin kontynentalnych. Spełniła tym samym jeden z pięciu kluczowych postulatów protestujących.
Nie przychyliła się jednak do żadnego z pozostałych żądań. Oprócz wycofania projektu demonstranci domagają się utworzenia niezależnej komisji śledczej do zbadania działań władz i policji, m.in. w związku z przypadkami nadużycia siły przez służby bezpieczeństwa przeciwko protestującym. Żądają też uwolnienia wszystkich zatrzymanych dotychczas demonstrantów, nienazywania protestów „zamieszkami” oraz przeprowadzenia demokratycznych wyborów władz Hongkongu.
Również w piątek kanclerz Niemiec Angela Merkel na spotkaniu z premierem ChRL Li Keqiangiem w Pekinie poruszyła m.in. kwestię Hongkongu. „Powiedziałam w czasie rozmów, że prawa i wolności zawarte w hongkońskim Prawie Podstawowym powinny być chronione” – oświadczyła, odnosząc się do hongkońskiej minikonstytucji. Oceniła, że jedyną drogą do rozwiązania tej kwestii jest dialog polityczny, a nie przemoc.
Przed wizytą Merkel w Chinach grupa wpływowych działaczy demokratycznych z Hongkongu zaapelowała do niej o pomoc w związku z trwającym w tym regionie kryzysem politycznym. Odwoływali się przy tym do jej doświadczeń z życia w komunistycznej NRD i przestrzegali przed prowadzeniem interesów z Chinami, oceniając, że kraj ten nie przestrzega prawa międzynarodowego i łamał swoje zobowiązania w sprawie Hongkongu.
Antyrządowe protesty w Hongkongu trwają od 14 tygodni.
Źródło: PAP.