Artykuł aktualizowany
Przed lotniskiem w Kabulu wysadziło się w czwartek dwóch zamachowców samobójców, z których jeden zaatakował tłum zgromadzony przed bramą, a drugi – pobliski hotel. Śmierć poniosło co najmniej 170 osób, w tym wiele kobiet i dzieci. Zginęło 13 żołnierzy Stanów Zjednoczonych, 15 zostało rannych. Do zamachów przyznał się lokalny odłam Państwa Islamskiego.
Do wybuchów przed lotniskiem w Kabulu doszło w czwartek ok. godz. 18 czasu lokalnego (15.30 czasu polskiego) – poinformowała BBC. Z kontrolowanego przez zachodnie wojska portu lotniczego od niemal dwóch tygodni odbywa się masowa ewakuacja obywateli państw zachodnich i uciekających przed talibami Afgańczyków.
Jedna z eksplozji miała miejsce przed Abbey Gate, jednym z głównych wejść na kabulskie lotnisko, przed którym gromadziły się tłumy pragnących dostać się na nie ludzi. Brama była chroniona przez siły amerykańskie, które wcześniej kilkakrotnie wzywały zgromadzonych ludzi do natychmiastowego rozejścia się z powodu zagrożenia terrorystycznego.
Samobójca wysadził się w powietrze w pobliżu przebiegającego obok bramy kanału ściekowego. Z powodu panującego ścisku część ludzi stała po kolana w płynących nim nieczystościach, po wybuchu ciała wielu ofiar wpadły do kanału – pisze agencja Associated Press.
Do drugiego wybuchu doszło w pobliżu hotelu Baron, ok. 300 m od Abbey Gate. Hotel był wykorzystywany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków, którzy mieli zostać wywiezieni z kraju. Było to też miejsce zbiórki dla wielu Brytyjczyków, Amerykanów i Afgańczyków, z którego byli następnie przewożeni na lotnisko i ewakuowani.
Nie jest jasne, która eksplozja była pierwsza, według przytaczanych przez agencje doniesień naocznych świadków wybuchy nastąpiły krótko po sobie. Agencja AP i telewizja CNN informują, że najpierw doszło do ataku na bramę, a później na hotel; BBC podaje odwrotną kolejność. Według większości źródeł co najmniej jeden wybuch był atakiem samobójczym, Reuters informuje z kolei, że obie eksplozje zostały przeprowadzone przez terrorystów samobójców.
Po atakach wśród stłoczonych ludzi wybuchła panika. Pojawiły się informacje o tym, że jeden z zamachowców strzelał do tłumu, według świadków talibowie oddawali również strzały w powietrze – informuje BBC.
Do przeprowadzenia zamachów przyznała się terrorystyczna organizacja Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (IS-Ch). To znana z brutalności i fanatyzmu filia Państwa Islamskiego (IS), skłócona z ruchem talibów, który w połowie sierpnia przejął władzę nad Afganistanem. Według IS-Ch samobójca, który zdetonował się w okolicach hotelu, zabił ok. 60 osób i ranił ponad 100.
W piątek agencja TASS, powołując się na afgański resort zdrowia, podała, że w wybuchach zginęło co najmniej 170 osób. Wcześniej informowano o około 110 zabitych. Według korespondenta telewizji CBS w ataku rannych zostało ponad 200 osób.
W dwóch wybuchach przed lotniskiem w Kabulu zginęło również 13 żołnierzy Stanów Zjednoczonych, a 15 zostało rannych.
Wcześniej AFP, powołując się na dane uzyskane od lokalnej służby zdrowia, informowała, że wśród ofiar śmiertelnych jest 72 Afgańczyków, w tym wiele kobiet i dzieci.
W piątek rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid powiedział BBC, że w atakach nie zginęli talibowie. Ta deklaracja była niezgodna z wcześniejszymi doniesieniami Reutersa, który powołując się na niewymienionego z nazwiska talibskiego przedstawiciela, podał, że w zamachach zginęło co najmniej 28 talibów.
Rzecznik Pentagonu John Kirby powiedział, że ludzie wpuszczani w okolice bram prowadzących na lotnisko byli wcześniej sprawdzani przez talibów, ale nic nie wskazuje na to, by talibowie celowo dopuścili do samobójczych ataków.
Przedstawiciele talibów potępili w czwartek ataki, ale zaznaczyli, że ich przyczyną była obecność obcych wojsk w Afganistanie.
Źródło: PAP.