Szef kancelarii prawnej w Pekinie. Ukończył prestiżowy Chiński Uniwersytet Nauk Politycznych i Prawa. Pochodzi z bogatej rodziny, rodzice należeli do kadry Komunistycznej Partii Chin.
To można powiedzieć o Liang Xiaojunie. A także to, że jest gotów narazić się na nadzór policyjny oraz aresztowanie. Wszystko w celu obrony nieposłusznych jednostek w chińskim społeczeństwie: złych i niegodziwych więźniów skazanych na śmierć oraz więźniów sumienia – chrześcijan i praktykujących Falun Gong.
Zaangażowanie Lianga w obronę praw człowieka wzięło się stąd, że dostrzegał on niesprawiedliwość, którą spotyka się w Chinach na każdym kroku.
„Kiedyś broniłem pewnego człowieka prześladowanego z powodów religijnych w Chenghai w dystrykcie miasta Shantou” – stwierdził w wywiadzie dla „The Epoch Times”. „Ten człowiek powiedział, że był nielegalnie przetrzymywany w szkole prawniczej. Grożono mu i pozbawiano snu przez 10 dni. Kiedy zrelacjonował tę sytuację prokuratorowi, ten odrzekł: ‘Skoro urzędnik państwowy musiał zastosować tortury, aby wymusić zeznanie, to znaczy, że musiałeś popełnić przestępstwo’”.
Nie palę, nie piję, nie chodzę na przyjęcia i spotkania towarzyskie. Dlatego też nie mam zbyt wielkich potrzeb finansowych.
Wizyta w gmine Xi w centralnej chińskiej prowincji Henan pozostawiła Lianga z odczuciem, że bycie prawnikiem w Chinach jest „zbyt męczące”: „Nawet jeśli istnieje tutaj prawo, to funkcjonariusze policji mówią: ‘Musiałem słuchać swojego przełożonego’, a prokuratorzy: ‘Co ty mi tu opowiadasz o prawie, i tak nie pozwolę ci zajrzeć do akt sądowych!’”.
„The Epoch Times” niedawno przeprowadził rozmowę z Liang Xiaojunem o jego pracy w Chinach. Poniżej znajduje się skrócona wersja tłumaczenia tego wywiadu, zredagowana, aby była jaśniejsza.
„The Epoch Times” (ET): Zaczął Pan od studiowania polityki i ideologii – co zachęciło Pana do wybrania tych dziedzin?
Liang Xiaojun: Zacząłem studiować w 1991 roku. Wtedy atmosfera w Chinach była przesiąknięta polityką, szczególnie po masakrze na placu Tiananmen w 1989 roku.
Mój ojciec był członkiem partii i styl jego myślenia był bardzo lewicowy. Zdecydowanie wspierał poglądy partii i wierzył w to, że przywództwo partii jest nienaruszalne. Ponieważ dla tych, co studiowali politykę, znalezienie pracy było łatwe, mój ojciec wybrał tę dziedzinę dla mnie. Więc przystąpiłem do egzaminu na Uniwersytecie w Hebei i zostałem przyjęty.
To, czego się nauczyłem, było zupełnie nieprzydatne. Tak naprawdę to nie lubię polityki, a zwłaszcza nauk marksizmu-leninizmu i maoizmu. Uczyłem się słabo, nie czerpałem przyjemności ze studiów i czułem, że te nauki są bezużyteczne.
Wiodłem życie w dostatku i nie napotykałem w nim na żadne większe przeciwności. Moje życie było bardzo spokojne i zwykłe i nie miałem żadnego bezpośredniego kontaktu z biednymi.
Obserwowałem jednak ludzi żyjących na wsi i solidaryzowałem się z nimi. Kraj się rozwijał, więc dlaczego tylu ludzi musiało żyć w biedzie i niewiedzy? Mieszkańcy miasta lekceważyli mieszkańców wsi, a ja nie mogłem tego zrozumieć.
Czułem, że mieszkańcy wsi i ludzie mieszkający w miastach powinni korzystać w równym stopnniu z dobrodziejstw tego rozwoju i że nie powinno być żadnych różnic w ich traktowaniu. W społeczeństwie istnieje niesprawiedliwość, pomyślałem, i poczułem, że powinien istnieć jakiś system, który mógłby przeciwdziałać temu zjawisku niesprawiedliwości.
Pomimo że byłem indoktrynowany marksizmem-leninizmem i maoizmem, to znacznie bardziej odpowiadala mi tradycyjna chińska kultura. Czytałem „Dialogi konfucjańskie” i wybrane dzieła Mencjusza. To właśnie od nich się nauczyłem, że życie powinno się poświęcić szczytnej sprawie, a także innych zasad moralnych. Te duchowe poszukiwania wywarły na mnie głęboki wpływ.
W międzyczasie studiowałem prawo i wierzyłem, że jest w prawie coś takiego, co sprawia, że warto się go uczyć. Na przykład prawo obejmuje wartości takie jak uczciwość i sprawiedliwość, które są podobne do koncepcji „yi” lub „prawości”, pochodzących z tradycyjnej chińskiej kultury. W rzeczywistości te wartości się uzupełniają.
ET: Czy utrzymuje Pan wciąż kontakt z kolegami z tego samego roku z Chińskiego Uniwersytetu Nauk Politycznych i Prawa? Czy wszyscy trudnicie się tą samą profesją, lecz służycie innym klientom?
Liang: Z ponad 100 ludzi z tego samego roku na uniwersytecie jestem prawdopodobnie jedynym, który wybrał ścieżkę obrońcy praw. Rozmawiałem z kolegami w grupach uniwersyteckich, ale oni mnie nie rozumieli. Niektórzy nawet wypisali się z tych grup, do których ja należałem…
Niektórzy z nas z Chińskiego Uniwersytetu Nauk Politycznych i Prawa pracują w publicznym systemie bezpieczeństwa i nadal się widujemy. Nie są jednak w stanie zrozumieć spraw, którymi się zajmuję.
Zatem nie utrzymuję kontaktu z moimi znajomymi z roku z Uniwersytetu w Hebei i Chińskiego Uniwersytetu Nauk Politycznych i Prawa. Po pierwsze – nie mamy nic ze sobą wspólnego. Po drugie – oni trzymają się z daleka ode mnie.
Lepiej, żeby moi znajomi z roku robili to, co robią. Ja jestem monitorowany i to mogłoby im zaszkodzić, gdybyśmy wciąż utrzymywali kontakt, ponieważ wielu z nich pracuje na stanowiskach rządowych. Po przeanalizowaniu ich sytuacji zdecydowałem się nie utrzymywać kontaktu.
Mówiąc to, czuję, że to, co robię, jest prawidłowe i słuszne. Żyję zgodnie z duchem prawa i broniąc praw człowieka, i nie ma w tym nic złego. W życiu spotkałem bratnie dusze i mamy takie same poglądy na ten temat.
Nie mogę brać zbyt dużo pieniędzy od praktykujących Falun Gong. Ci ludzie są prześladowani od ponad 10 lat i mają bardzo ciężkie życie.
ET: Czy nazwa „Daoheng” (道衡) w pańskiej kancelarii prawnej ma coś wspólnego z tradycyjną chińską kulturą?
Liang: Długo zastanawiałem się nad tradycyjną chińską kulturą, kiedy miałem wymyślić nazwę dla swojej kancelarii. Chiński znak „dao,” (道) pochodzi z „Tao jest drogą, którą można podążać, ale nie jest zwykłą drogą” oraz z „taoizm podąża za naturą”, natomiast „heng” (衡) oznacza „równowagę”.
ET: Dlaczego w logo pańskiej firmy znajdują się słowa „Przyjmujemy sprawy z karą śmierci”?
Liang: Przyjęliśmy wiele spraw, za które groziła kara śmierci. Niektórym z naszych klientów zredukowano tę karę do dożywotniego więzienia, a nawet do ściśle określonej liczby lat więzienia, a inni nawet zostali uznani za niewinnych.
Kiedy moi klienci dostają wyrok śmierci – to nie jest tak, że jako prawnik jestem bez serca i że nic nie czuję. Nie wiem, co sędziowie, którzy orzekają tę karę, sobie myślą, gdyż prawo wymusza od nich spotkanie się z oskarżonymi – w celi śmierci. Po spotkaniu z nimi ci sędziowie zarządzają wykonanie egzekucji, i tyle. Nie wiem, jak ci sędziowie psychicznie dają sobie z tym radę.
Tak czy inaczej – czuję się bardzo źle, kiedy wiem, że moich klientów czeka wykonanie wyroku śmierci. Nawet nocą mam koszmary o egzekucjach moich klientów. Ludzie dokonują przestępstw takich jak szmuglowanie narkotyków, dlatego że są biedni. Dokonują tego za niewielkie pieniądze, a potem tracą życie. Bycie biednym to nie ich wina, a zabijanie tych ludzi nie rozwiąże problemu.
Chiny zawsze w ostry sposób traktowały handlarzy narkotyków. Jednakże zbrodnie związane z narkotykami wcale się nie zmniejszyły, a w rzeczywistości się zwiększyły. Kara śmierci jest trudną kwestią natury politycznej i prawnej. Autorytarny kraj potrzebuje kary śmierci, aby utrzymać swoją władzę i aby zastraszać ludzi.
ET: W chińskich kancelariach prawnych zazwyczaj pracują członkowie partii komunistycznej. Czy w pańskiej kancelarii też tak jest?
Liang: W Kancelarii Prawnej Daoheng nie ma żadnych członków partii komunistycznej.
ET: Jakiego rodzaju procesy sądowe uważa Pan za najbardziej opresyjne?
Liang: Proces Liu Wei z prowincji Syczuan był najbardziej opresyjnym przypadkiem osądzania, który widziałem.
Liu był studentem na politechnice w Pekinie i protestującym na placu Tiananmen. Po tym, jak zrezygnował ze studiów i powrócił do Syczuanu, policja stale go nękała. Zatem wszystko, co mógł zrobić, to była obrona własnych praw oraz działania dysydenckie.
Taktyki zastraszania stosowane przez Komunistyczną Partię Chin nie mają sobie równych. Podczas procesu sądowego do sali sądowej wchodzą duże ilości policjantów przygotowanych jak na tłumienie zamieszek – w metalowych hełmach i z bronią naładowaną ostrą amunicją.
Bardzo opresyjne są też przypadki dotyczące praktykujących Falun Gong [tradycyjnej chińskiej praktyki duchowej prześladowanej w Chinach].
ET: Jaki wpływ na środowisko prawników miały masowe aresztowania prawników 9 lipca zeszłego roku?
Liang: Te represje odniosły w niektórych rejonach oczekiwany skutek, ale myślę, że wielu nowych prawników kontynuuje działania swoich poprzedników. Wykazują przy tym dużą wytrwałość i odwagę.
ET: Jest wielu prawników, ale nie ma wielu „obrońców praw człowieka będących jednocześnie prawnikami”. Dlaczego chciał Pan zostać jednym z nich?
Liang: Jako obrońca zauważyłem, że jest wielu ludzi, którzy są prześladowani przez władze w kraju. Są też niesprawiedliwie osądzani i skazywani.
W 2008 roku reprezentowałem przed sądem Kaszgara Alimujianga w Xinjiang – był to typowy przypadek prześladowań na tle polityczno-religijnym. Alimujiang – były muzułmanin, który przeszedł na chrześcijaństwo, został namierzony przez lokalne biuro do spraw religijnych po tym, jak zaczął organizować kościół rodzinny. Został później aresztowany za „przekazywanie sekretów państwa obcokrajowcom” i skazany na 15 lat więzienia.
Prokuratura w Xinjiang nie miała wystarczającej ilości dowodów, aby skazać Alimujianga, a jego działania same w sobie nie były sprzeczne z prawem. I tak jednak został skazany.
Później, kiedy zacząłem występować przed sądem w sprawach praktykujących Falun Gong, zauważyłem, że bardzo trudno było spotkać się z klientami i dostać wgląd do dokumentów sądowych i w ogóle zapewnić, by odbył się proces sądowy. Na każdym kroku było to wyzwaniem, ponieważ przeszkadzały w tym publiczne siły bezpieczeństwa, prokuratura i sam sąd.
Po tym, jak zacząłem zajmować się sprawami praktykujących Falun Gong, zdałem sobie sprawę, że w obecnym chińskim systemie są oni grupą najbardziej prześladowaną. Zatem zdecydowałem się bronić tej grupy ludzi, których prawa były naprawdę pogwałcone.
Od 2009 roku przyjąłem około 80 do 100 spraw w obronie praktykujących Falun Gong. Władze wywierały na mnie silną presję – biuro wydziału sprawiedliwości zaczęło mnie poszukiwać, a także inne wydziały. W tych wydziałach powiedziano mi, że nie mogę reprezentować praktykujących Falun Gong i że to, co robię, jest bardzo niebezpieczne.
Przez to, że ta presja była tak wielka, wielu prawników, z którymi współpracowałem w tych sprawach, wycofało się z obrony praktykujących Falun Gong. Jednak ja wytrzymałem do dziś.
ET: Nad czym Pan aktualnie pracuje i jaka jest pańska ostatnia sprawa sądowa?
Liang: Prawnicy, którzy zostali aresztowani w lipcu zeszłego roku to moi przyjaciele i zawsze chciałem im pomóc.
Teraz znajduję się w sytuacji, w której ośrodek przetrzymywania w Tianjin twierdzi, że mój klient zatrudnił innego obrońcę i w związku z tym odrzuca mnie jako swojego reprezentanta prawnego. To spotkało także każdego innego prawnika, który został zatrudniony przez rodzinę prawników aresztowanych podczas represji 9 lipca.
Pomimo tego, że jestem stosunkowo zajęty, staram się, kiedy tylko mogę, pracować nad sprawami praktykujących Falun Gong, gdyż wiem, że jest im trudno znaleźć prawnika.
Moja ostatnia sprawa dotyczy praktykującego Falun Gong z dystryktu Changping w Pekinie. Mój klient został aresztowany za wieszanie banerów, które promują Falun Gong. Przypadki takie jak te były bardzo rzadkie w ostatnich dwóch latach i większość ludzi aresztuje się za rozdawanie ulotek i CD o Falun Gong. Myślę, że wieszanie banerów jest wyjątkowym i odważnym działaniem.
ET: Czy myśli Pan, że wieszanie banerów, nawet jeśli osoba przyznaje się do tego, można uznać za łamanie prawa?
Liang: Nie uważam, żeby to było łamanie prawa. Mówię to w każdym sądzie: ci ludzie protestują w bardzo racjonalny sposób i nie uciekają się do przemocy, nie stanowią także zagrożenia dla społeczeństwa.
Myślę, że powinniśmy wspierać tę formę protestu. Prześladowanie zwolenników Falun Gong jest naruszeniem ich praw osobistych.
Zawsze twierdziłem, że powinniśmy tym ludziom dać do dyspozycji jakiś kanał komunikacji. Nie można zamknąć wszystkich form komunikacji i zakazać ludziom mówić – to po prostu nie zadziała! Reżim powinien pozwolić ludziom mówić niezależnie od tego, co mówią, ponieważ mają prawo do wolnego słowa.
Reżim nie może uciekać się zawsze do represji czy też posługiwać się prawem jako instrumentem ucisku.
Żyję zgodnie z duchem prawa i broniąc praw człowieka, i nie ma w tym nic złego.
ET: Jakie pobiera Pan opłaty w przypadkach praktykujących Falun Gong?
Liang: Nie mogę brać za dużo pieniędzy od praktykujących Falun Gong. Ci ludzie są prześladowani od ponad 10 lat i mają bardzo ciężkie życie.
Jeśli chodzi o życie osobiste, to jestem zadowolony z prowadzenia zwyczajnego, bezpiecznego życia. Gdybym mógł robić jakieś sensowne rzeczy, to też by mi wystarczało. Prowadzę proste życie – poza tym, że robię to, w co wierzę, uczę swoje dziecko, czytam, piszę artykuły. To mi wystarcza.
Moje życie jest naprawdę raczej monotonne. Nie palę, nie piję, nie chodzę na przyjęcia i spotkania towarzyskie. Dlatego też nie mam zbyt wielkich potrzeb finansowych.
ET: Niektórzy ludzie myślą, że biorąc sprawy praktykujących Falun Gong, sprzeciwia się Pan władzom i „bawi w politykę”. Co Pan na to?
Liang: Polityka jest wszędzie. Znajduje się wszędzie w naszym życiu. Nie można uciec od polityki, nawet gdyby się chciało. Szczególnie dotyczy to tych, którzy studiowali politykę i prawo. Ze względu na moje wykształcenie zwracam szczególną uwagę na politykę w Chinach.
Jako prawnik zajmuję się przypadkami praktykujących Falun Gong, ponieważ myślę, że te sprawy i wyroki w nich są pogwałceniem idei prawa i zaprzeczeniem ducha sprawiedliwości i uczciwości. Dlatego właśnie zajmuję się tymi przypadkami i nie sądzę, żeby były one w jakikolwiek sposób „polityczne”.
Kształcenie moralności w Chinach nie polega na tym, aby obudzić w ludziach ich wrażliwość na innych.
ET: Odwiedził Pan centra prania mózgu. Czy oprócz praktykujących Falun Gong są tam jeszcze przetrzymywani ludzie innych wyznań?
Liang: Wiem, że w tych centrach prania mózgu oprócz praktykujących Falun Gong znajdują się także katolicy, których też poddaje się praniu mózgu.
W mieście Baoding katolicyzm z jego kościołami rodzinnymi jest bardzo popularny. Jeśli kościoły rodzinne nie należą do Patriotycznego Ruchu Potrójnej Autonomii (kościoły kontrolowane przez Komunistyczną Partię Chin), to ich biskupi i księża są zsyłani do centrów edukacji, centrów prania mózgu, aby zmusić ich do przystąpienia do Patriotycznego Ruchu Potrójnej Autonomii. Jeśli księża lub biskupi uznają władzę partii, to zostaną uwolnieni. W innym przypadku będą nadal więzieni.
Pewnego dnia biskup z Baoding zniknął za sprawą chińskich władz i nie ma go już od 20 lat. Nikt nie wie, gdzie się znajduje. Teraz powinien mieć 80 lat i nadal żyć, w przeciwnym razie rodzina zostałaby poinformowana o tym, gdzie znajduje się jego ciało. Jednak dopóki żyje, rodzina nie może go zobaczyć.
ET: Raz Panu zakazano podróży za ocean i dano do zrozumienia, że zagraża Pan bezpieczeństwu narodowemu. Czy nadal jest Pan pod nadzorem?
Liang: Oczywiście, policja przychodzi do mnie, ale nie przejmuję się tym zbytnio. Jest to cena, którą płacę za pracę, jaką wykonuję.
Można jednak zauważyć, że policjanci niskiego szczebla i inni funkcjonariusze bezpieczeństwa zmieniają swoje nastawienie. Myślę, że powinniśmy działać delikatnie – gdy zaczniemy walczyć zbyt gwałtownie, policja może zareagować negatywnie.
Podam przykład: gdy środowisko praktykujących Falun Gong jest wzorem dla społeczeństwa i prawnicy mówią o ich zachowaniu ludziom pracującym w bezpieczeństwie publicznym, prokuraturze i sądach, to ci ludzie słuchają tego, sympatyzują z nimi i zmieniają swoje nastawienie. Zmiana w nich może potencjalnie zmienić całą sytuację w Chinach.
ET: Czy wciąż używa Pan Weibo (popularny serwis społecznościowy w Chinach stworzony przez internetowego giganta Sina)?
Liang: Unikam Weibo. Aktualnie coraz mniej ludzi korzysta z Weibo, ponieważ Sina usuwało posty, zamykało konta i używało wielu innych form cenzury w internecie. Dlatego przestałem korzystać z Weibo.
Moje konto jest wciąż aktywne, ale ludzie śledzący moje posty są ograniczeni do liczby 9000. Sina nie pozwoli nikomu mieć 10 000 obserwatorów – zauważyłem, że ludzie, którzy mnie obserwują, są automatycznie usuwani. Sina może tym manipulować.
Gdy napiszę post, to jest on przeglądany. Jeśli jest w porządku, to Sina pozwoli na jego wyświetlenie. Jeśli nie, to jest odrzucany.
Teraz mam Twittera. Moje posty nie są usuwane i moje konto nie jest ograniczone. Jednak ludzie w Chinach nie mogą wejść na Twittera bez obejścia Wielkiego Chińskiego Firewalla.
ET: Napisałeś na Weibo: „Dzisiaj mój syn jest pierwszy dzień w szkole podstawowej. Czuję się rozdarty – z jednej strony wiem, że wiele się nauczy o kulturze, ale obawiam się też, że będzie to edukacja z elementami prania mózgu, gdzie będzie tracił czas na lekcjach moralności i będę musiał patrzeć, jak jego prawdziwa, dobra natura jest duszona przez czerwony szal”. Czy nauka o moralności nie jest ważna?
Liang: Ma Pan rację, na powierzchownym poziomie interpretacji tych słów nauka moralności jest bardzo ważna. Musi Pan jednak spojrzeć na treść i znaczenie tych lekcji moralności.
Kształcenie moralności w Chinach nie polega na tym, aby obudzić w ludziach ich wrażliwość na innych. To raczej nauka marksizmu-leninizmu, maoizmu, teorii Deng Xiaopinga i sloganów w rodzaju „Pięć Nakazów, Cztery Piękna i Trzy Miłości” – to wszystko indoktrynacja.
Do czego jest potrzebna indoktrynacja? Indoktrynacja jest tak naprawdę formą prania mózgu – czegoś sprzecznego z ludzką naturą. Indoktrynacja jest wykorzystywana do tego, aby utrzymać władzę partii. Wmawia się ludziom, że powinni poświęcić swoje życie dla dobra kraju i partii – myślę, że tego rodzaju rzeczy będą sprowadzać ludzi na złą drogę.
Myślę, że w edukacji i wychowaniu jednostek najważniejsze jest zaszczepienie poczucia, iż każdy może dokonywać własnych wyborów, i wtedy ludzie wiedzą, czego powinni szukać. Nie chodzi o to, by zmuszać do robienia czegokolwiek na skutek indoktrynacji.
ET: Ma Pan motto „w drodze” na swoim statusie w Weibo. Co ono oznacza?
Liang: Przeżywamy nasze życia „w drodze” – jako proces odradzania się po śmierci. Także jesteśmy „w drodze” do wielu rzeczy – w społeczeństwie rządzonym przez prawo dążymy do sprawiedliwości i uczciwości. Oczywiście na powierzchownym poziomie zawsze dużo podróżowałem i dlatego zawsze jestem „w drodze”.
Idealny stan życia, idealny stan społeczeństwa i idealny stan tego kraju niedługo zostaną osiągnięte. Obecnie jednak jesteśmy „w drodze” do tego, innymi słowy – wiele rzeczy znajduje się jeszcze w niekompletnym stanie.
Taka jest rzeczywistość. Idealny stan życia, idealny stan społeczeństwa i idealny stan tego kraju w końcu zostaną osiągnięte. Do tego czasu jednak jest to stan niekompletny, wciąż jeszcze w drodze.
Tłumaczenie z języka chińskiego na angielski Frank Fang, redakcja Larry Ong.
Tutaj dostępny jest chiński tekst: 1 i 2.
Tekst oryginalny ukazał się w anglojęzycznej edycji „The Epoch Times” dnia 2016-07-21, link do artykułu: http://www.theepochtimes.com/n3/2122155-upholding-justice-in-china-an-interview-with-human-rights-lawyer-liang-xiaojun/