Czterech ratowników Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (GOPR) specjalizujących się w ratownictwie jaskiniowym wyrusza w środę do Turcji w góry Taurus. W tamtejszej jaskini na głębokości ok. 1000 m utknął 40-letni amerykański speleolog. Nasi ratownicy dołączą do międzynarodowej akcji ratowniczej.
Ratownicy GOPR z grupy Beskidzkiej, Jurajskiej oraz Krynickiej, wśród których jest także ratownik medyczny, dołączą do międzynarodowej akcji ratowniczej w Turcji. Na miejscu, oprócz ratowników tureckich, są także Bułgarzy i Węgrzy. Mają tam także dotrzeć ratownicy jaskiniowi z Włoch i Słowenii. Akcję zorganizowano na wniosek European Speleological Federation.
„Są to ratownicy GOPR specjalizujący się w ratownictwie jaskiniowym, w większości instruktorzy ratownictwa. Wiemy, że na głębokości ok. 1000 m w jaskini Morca utknął wskutek nagłego zarochorowania czterdziestoletni speleolog ze Stanów Zjednoczonych. Według relacji, poszkodowany krwawi z przewodu pokarmowego i nie jest w stanie samodzielnie wyjść na zewnątrz. W pierwszej turze wyrusza czterech ratowników, którzy rozeznają się na miejscu, jaka jest sytuacja, i w zależności od ich informacji zdecydujemy, czy pojadą z Polski kolejni ratownicy jaskiniowi. Gotowość do działań zgłosiło 19 ratowników GOPR” – powiedział PAP ratownik GOPR Paweł Konieczny.
Jeżeli uda się zorganizować transport, to wyprawa wyruszy jeszcze w środę. Akcje ratownicze w jaskiniach są szczególnie trudne i wymagają specjalnych umiejętności i specjalistycznego sprzętu. Jak wyjaśnił ratownik GOPR, trudności, jakie mogą napotkać na miejscu ratownicy jest kilka.
„Trudnością jest samo środowisko jaskini, jej głębokość, niskie temperatury i duża wilgotność. Amerykański speleolog jest bardzo głęboko, czyli ok. 1000 m, a żeby do niego dotrzeć, potrzeba pokonać kilka tak zwanych studni jaskiniowych oraz przejść przez tak zwane meandry, czyli kręte i wąskie przejścia. Nawet nie wiemy, czy w tych meandrach zmieszczą się nosze jaskiniowe, więc zapowiada się, że może być to wielodniowa akcja” – wyjaśnił Konieczny.
Według relacji, poszkodowany Amerykanin oczekuje na ratunek co najmniej kilkadziesiąt godzin. O zdarzeniu poinformował ratowników jego towarzysz, który powrócił na powierzchnię. W jaskini nie ma żadnej łączności, więc o problemach może poinformować tylko osoba, która zdoła wyjść lub kiedy zostanie przekroczona tak zwana godzina alarmowa, do której eksploratorzy powinni samodzielnie wyjść na zewnątrz.
Autor: Szymon Bafia, PAP.