Falun Dafa odmieniło moje życie. Dla mnie jest jedyną możliwością zmiany losu człowieka, jego serca. Jedyną drogą dla ludzi, aby poznali, co jest naprawdę dobre, a co złe – powiedziała Alina Zhang, Chinka, która praktykę poznała, mieszkając już w Polsce. W czwartek 18 lipca uczestniczyła w cichym apelu pod Sejmem RP, podczas którego praktykujący tę starożytną chińską dyscyplinę samodoskonalenia ćwiczyli, medytowali, trzymali transparenty i rozdawali ulotki informujące o praktyce i o trwających od 20 lat prześladowaniach, w tym o grabieży organów od żywych ludzi. Podobne wydarzenia odbyły się w wielu miejscach na całym świecie.
Odkrywanie prawdy
Jak tłumaczy Andrzej Marzec: „Falun Dafa jest to praktyka samodoskonalenia ciała i ducha. Podstawą jest praca nad doskonaleniem swojego charakteru, swojego serca. Dodatkowo jest ona wzmocniona poprzez pięć ćwiczeń. Jest jedno ćwiczenie medytacyjne i cztery ćwiczenia w pozycji stojącej. To stanowi kompletną praktykę Falun Dafa”.
Tę dyscyplinę duchową poznała najpierw jego żona Kalina. „Ja, jako katolik, tak raczej z dystansem podchodziłem do tego. Niemniej jednak też się tym zainteresowałem”.
Zaczął pomagać przy korekcie pierwszego wydania polskiej wersji „Zhuan Falun” z wykładami Mistrza Li Hongzhi. „Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem, że to, co jest napisane w ‘Zhuan Falun’, wyjaśnia wiele takich tajemnic, które były zawarte w wierze katolickiej” – powiedział.
Wówczas zrozumiał, że Falun Dafa jest ścieżką dla niego.
Alina Zhang zaczęła praktykować w 2004 roku. Pewnego dnia polski praktykujący przywiózł do miejscowości, w której mieszkała, gazetę „The Epoch Times”, zaczęli rozmawiać.
Pamięta też, że praktykujący powiedział, iż chińska telewizja kłamie. Podał przykład informacji o rzekomym samospaleniu zwolenników Falun Dafa na placu Tiananmen w Pekinie, które Komunistyczna Partia Chin zainscenizowała.
Jak wyznała: „Wtedy byłam na niego zła, że tak mówi. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież nadawała to chińska państwowa telewizja, więc jak to możliwe” – opowiadała.
Otrzymała do przeczytania „Zhuan Falun”. Zrozumiała, że praktykujący mówił prawdę. „Tam było jasno napisane, że ludzie nie mogą popełniać samobójstw, zabijać. A telewizja mówiła zupełnie co innego”.
Zainstalowała w domu internet i zaczęła czytać stronę Minghui.org, gdzie zamieszczane są informacje o tym, co naprawdę dzieje się w Chinach. „Zrozumiałam, że Falun Gong w Chinach jest prześladowane, telewizja komunistycznej partii kłamie. Byłam zszokowana. Nic o tym nie wiedziałam. Moja rodzina w Chinach dziwiła się, że wcześniej nie słyszałam o Falun Dafa. Żałuję, że poznałam tę praktykę dopiero w 2004 roku” – opowiadała.
Zanim zaczęła praktykować, zdiagnozowano u niej raka i namawiano na operację, ostrzegając, że guz wciąż się powiększa. Bała się zabiegu i wciąż przesuwała go na późniejszy termin. Mniej więcej miesiąc po rozpoczęciu praktyki okazało się, że guz zniknął.
Kilka lat później, gdy jechała do Łodzi na punkt ćwiczeń, miała wypadek. Jej samochód zderzył się z pociągiem. Lekarz kilkakrotnie robił jej prześwietlenia i z niedowierzaniem patrzył na zdjęcia.
„Nie mógł uwierzyć, że nic mi się nie stało. W dodatku wiozłam cały bagażnik ceramiki i też się nie potłukła. Ludziom czasem trudno uwierzyć, że takie rzeczy są możliwe” – wyjaśniła.
Za pierwszym razem, gdy miała wziąć udział w apelu pod chińską ambasadą, trochę się bała konsekwencji, ale odważyła się i poszła. Od tamtego dnia regularnie, bez względu na aurę pogodową, jeśli tylko jest w Warszawie, w niedzielny poranek idzie robić tam ćwiczenia. Bierze udział w akcjach i stara się wyjaśniać prawdę napotkanym Chińczykom.
„Dużo ludzi już wie o Falun Dafa, zna prawdę. W Wólce Kosowskiej, gdy rozdaję gazety, to później pytają mnie o różne rzeczy, zaczynają rozumieć, czym jest komunizm” – oceniła.
„Z kolei turyści, jeśli idą sami, jedna, dwie osoby, to chętnie słuchają, ale w grupie to jeszcze się boją rozmawiać. Dlatego że jeden na drugiego może donieść. Oni nawzajem się kontrolują. Nie chcą mieć problemów po powrocie. Ale serce tych ludzi już wie” – zauważyła Alina Zhang.
Jej rodzina mieszka w Chinach. Przed wizytą w Polsce Xi Jinpinga, obecnego przywódcy ChRL, reżimowe chińskie służby kontaktowały się z jej synem i siostrą, by przekonali ją, żeby nie uczestniczyła w żadnych protestach, nie trzymała transparentów, gdy sekretarz generalny KPCh będzie w Polsce.
„Powiedziałam rodzinie, żeby przekazali, że następnym razem mają się kontaktować bezpośrednio ze mną. Prosiłam bliskich, aby się nie bali. Rodzina jest teraz silniejsza i KPCh boi się już dzwonić”.
„Chińczycy obawiają się partii komunistycznej, ale tak naprawdę KPCh boi się ludzi” – zapewniła Alina Zhang. Dodała: „Jest też wciąż sporo ludzi, którzy ufają komunizmowi. Dlatego dużo pracy przed nami, musimy wyjaśnić im prawdę. Taka akcja jak dziś (pod Sejmem RP 18 lipca – przyp. redakcji) jest bardzo ważna. Czasem ludzie nie biorą ulotek, ale widać, że się interesują, robią zdjęcia”.
Zrobić więcej
Podczas wygłaszanego przemówienia Tomasz Kowalski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Falun Dafa, przypomniał, w jaki sposób chiński reżim systematycznie prowadzi brutalną kampanię „wykorzenienia” Falun Gong. Na początku prześladowań sprawa przyciągnęła uwagę prestiżowych mediów, z czasem jednak zainteresowanie opinii publicznej zmalało.
Co więcej, „wiele zachodnich mediów nieświadomie propagowało tyranię KPCh, albo poprzez powtarzanie jej propagandy, albo poprzez przedstawianie wiadomości na warunkach Pekinu. W ten sposób zachodnie media wykorzystywane czasami były do realizowania agendy chińskiego reżimu. Bezkrytyczne cytowanie propagandy znanego prześladowcy, oczerniające jego ofiary lub odwracające uwagę od jego zbrodni, nie dodaje historii ‘równowagi’. Po prostu niszczy prawdę” – przekonywał Kowalski.
„Zwracamy się do władz polskich, błagamy Was, abyście nie wpadli w tę pułapkę oraz żebyście sami raczej zbadali i zrozumieli historię Falun Gong” – przekonywał.
Głos zabrał również poseł Marcin Święcicki z Platformy Obywatelskiej: „Smutna rocznica, to już 20 lat prześladowań Falun Gong w Chinach. Nie tylko aresztowań, więzienia, śmierci ludzi, ale także okrutnego procesu pobierania organów do transplantacji od osób więzionych, osób zatrzymanych oraz prowadzenia biznesu handlowania tymi organami. Są to praktyki przerażające. Tysiące, setki tysięcy ludzi jest ofiarami tych praktyk. Świat nie może patrzeć na to obojętnie! Była rezolucja Parlamentu Europejskiego, są protesty w Stanach Zjednoczonych, w Polsce mamy kilka interpelacji w tej sprawie, pani (Federica) Mogherini interweniuje, ale wydaje się, że ten poziom protestu, zainteresowania z zewnątrz w celu zaprzestania tych praktyk, ujawnienia prawdy, jest zbyt słaby. Bo mija już kolejny rok tej walki, żeby Chiny przestały męczyć i zabijać ludzi, okrutnie ich traktować. To są nieprawdopodobne, nieludzkie zachowania, niespotykane w dzisiejszym świecie” – wzywał.
„A robi to kraj w tej chwili już rozwinięty, dobrze prosperujący gospodarczo, który staje się partnerem dla wielkich mocarstw i odgrywa istotną rolę w polityce międzynarodowej. Nie można mieć takiego partnera do rozmów handlowych, do wymiany kulturalnej, tak jakby się tam nic nie działo, jakby wszystko było w porządku” – podkreślił Święcicki.
W opinii posła przeraża również to, że „reżim w Pekinie nowoczesną technikę, ten postęp techniczny, wykorzystuje do inwigilowania ludzi, do zakazywania i cenzurowania internetu, do śledzenia na skalę niespotykaną poszczególnych osób, tego, co one robią, jak się zachowują. Nie wyobrażaliśmy sobie, że taka orwellowska wizja może być wprowadzona w życie i to za pomocą najnowocześniejszych technik. […] To, co ma służyć postępowi, dobrobytowi, służy do opresji, do podporządkowania sobie ludzi, do ograniczania i tłumienia ich wolności, do więzienia ich” – zauważył.
„Dlatego dzisiaj dobrze się dzieje, że państwo protestują, że dajemy znać opinii publicznej, że w najludniejszym z krajów świata takie potworności się dzieją, że nie ma żadnych swobód politycznych, obywatelskich, religijnych – podstawy dzisiejszego świata. Tego, co również Chiny deklarowały, że będą przestrzegać, podpisując się m.in. pod Deklaracją praw człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych” – zaznaczył.
Przyłączył się do apelu do polskich władz i Unii Europejskiej, aby zrobiły jeszcze więcej w tej sprawie. „Jak się okazuje, nie wystarczą zapytania, nie wystarczy miękka presja, tylko potrzebne są jakieś poważniejsze środki, że świat o tym wie, nie uznaje tego i będzie domagał się od Chin, żeby zaprzestały tych zbrodniczych praktyk na swoim własnym narodzie” – podsumował poseł Marcin Święcicki.
Pomimo tylu lat prześladowań chińscy praktykujący nie wyrzekli się Falun Dafa
Andrzej Marzec podkreślił: „To nie jest tylko 20. rocznica prześladowań, ale to jest praktycznie 20 lat prześladowań, które nieustannie trwają mimo różnych form nacisku, czy to od strony Kongresu USA, czy Parlamentu Europejskiego”.
Wyjaśnił: „Prawda, życzliwość, cierpliwość to są te cechy, z którymi partia komunistyczna walczy, ponieważ one powodują, że człowiek staje się niezależny. Bo stanąć w prawdzie to znaczy zrozumieć, że nie można robić czegokolwiek. Człowiek ma w swoim życiu jakiś cel i obowiązek związany z prawdą właśnie, i jak tę prawdę rozumie, tak postępuje. Taki człowiek nie jest skłonny do pójścia pod kierownictwo partii komunistycznej, która z natury swojej jest zła, więc dla niej prawda, życzliwość, cierpliwość, gdy nie dało się ich wykorzystać do własnych celów, zaczęły stanowić zagrożenie”.
Jak opowiadał, w ciągu siedmiu lat od momentu rozpoczęcia publicznego rozpowszechniania Falun Dafa w Chinach tę dyscyplinę duchową zaczęło praktykować ok. 100 mln osób.
„Partia na początku próbowała wykorzystać to do swoich celów. Nawet przez jakiś czas wspierała tę praktykę. Jednak gdy zobaczyła, że dla samej KPCh do niczego dobrego to nie prowadzi, ponieważ ludzie stają się coraz lepsi, bardziej miłosierni, więc nie są skłonni tak bezmyślnie poddać się kierownictwu partii i jej myśli, wtedy władze postanowiły, że zniszczą totalnie Falun Gong” – przypomniał.
„Chodziło nie tylko o kwestię zakazu Falun Gong na zasadzie takiej, że jest to nielegalne, czy że nie powinno się tego robić, ale postawiono na brutalne stłumienie tego ruchu, mordując, więżąc praktykujących Falun Gong, pozbawiając ich pracy, możliwości studiowania. Po prostu postanowiono zlikwidować Falun Gong fizycznie, psychicznie, materialnie na wszystkich frontach, totalna, brutalna dezintegracja Falun Gong. Takie było założenie Jiang Zemina, ówczesnego szefa partii komunistycznej” – objaśnił.
W tę operację zainwestowano ogromne środki. „Została stworzona specjalna komórka – Biuro 610 – która zajmowała się tylko prześladowaniem i likwidacją Falun Gong. Jej władzy podlegały praktycznie wszystkie rządowe i lokalne służby policyjne” – przypomniał.
„Zdecydowano się rzucić olbrzymie pieniądze i siły, żeby zlikwidować jak najszybciej Falun Gong. Jednak to się nie udało. Represje trwają już 20 lat. Praktykujący Falun Gong są w Chinach. Na pewno dużo trudniej im praktykować, można powiedzieć, że muszą to robić w podziemiu. Niemniej jednak społeczeństwo nie dało się złamać i praktykujący Falun Gong w dalszym ciągu tam są” – podsumował Andrzej Marzec.