Koniakowskie czarodziejki heklowania zachwycają świat artyzmem koronek

Autorki Największej Koniakowskiej Serwety wpisanej do Księgi Rekordów Polski (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Autorki Największej Koniakowskiej Serwety wpisanej do Księgi Rekordów Polski (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

„Moja pasja do koronki wzięła się chyba ‘z urodzenia’. Moja babcia jest koniakowianką, mama jest koniakowianką, i to tutaj się wychowałam – w Trójwsi Beskidzkiej, choć w Jaworzynce, gdzie się tak naprawdę nie hekluje i ja sama też nie hekluję, ale koronka cały czas mi towarzyszyła” – opowiada Lucyna Ligocka-Kohut założycielka Fundacji Koronki Koniakowskiej, z inicjatywy której w tym roku pobito kolejny rekord, tym razem Polski, na największą koronkę koniakowską na świecie, zaprezentowaną niedawno na Expo w Dubaju. Ostatnio w geście solidarności z Ukrainą koronczarki uheklowały flagę okupowanego przez Rosję państwa.

Tradycyjne arcydzieła z cieniutkiej nici

„Heklowanie to gwarowe określenie pochodzące z języka niemieckiego. Häkelnadel znaczy szydełko. Na Śląsku tak nazywamy szydełkowanie. […] Tutaj nie szydełkujemy, nie dziergamy, tylko właśnie heklujemy” – wyjaśnia Lucyna Ligocka-Kohut.

Koronkowe arcydzieła prezentuje pani Lucyna Ligocka-Kohut (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronkowe arcydzieła prezentuje pani Lucyna Ligocka-Kohut (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Cechy, które wyróżniają koronkę koniakowską, to jak tłumaczy prezes Fundacji, przede wszystkim motywy roślinne, wymyślane przez koniakowianki od 140 lat, oraz cienka nić.

„Dziś używamy rozmiaru 50, 70, 80, 100, 200, ale najpowszechniejszy rozmiar to 50. Im wyższy numer, tym cieńsza nić” – opowiada.

Charakterystyczna jest również zasada kompozycji, którą najłatwiej wyobrazić sobie na przykładzie okrągłej serwety, choć obowiązuje niezależnie od kształtu rękodzieła.

„Symetria i każdy element, robiony osobno, jest układany od najmniejszego do największego […] [chodzi o] najczęściej powtarzalny motyw w danym rzędzie. Każdy rząd to jest inny wzór i one sobie tak rosną od najmniejszego do największego. Te różnego rodzaju listeczki, kwiatuszki tak symetrycznie, ładnie poukładane wskazują na to, że jest to koronka koniakowska”.

„Koronka jest wymyślana przez koronczarkę, nie ma ani szablonów, ani wzorników. Dziś próbuję to archiwizować dla pokoleń, żeby to zostało, bo jak dana serwetka się sprzeda, to tego wzoru już nie mamy. Bo koronczarka, robiąc następną serwetkę, tworzy inny wzór. One nie lubią powtarzać wzorów, to wszystko jest robione z głowy, z wyobraźni” – wyjaśnia.

„Często koronczarki w domach nie mają nawet swoich serwetek. Namawiam, żeby zostawiały koronki z warsztatów, konkursów i ich nie sprzedawały”.

Zakochana w szydle, choć nie hekluje

„Pasja zaczęła się, ponieważ jestem stąd, a dzisiaj to jest naprawdę rzecz, którą kocham, i fascynuje mnie poznawanie jej historii, dlatego stworzyłam muzeum. Jak tylko mogę, to udaję się do różnych koronczarek, spisuję historie, zbieram zdjęcia, fotografuję, żeby nam zatrzymać jak najwięcej wzorów”.

„Moja mama bardzo wcześnie wyszła za mąż i wyprowadziła się do wsi obok Koniakowa, do Jaworzynki. Tam nie miała z kim heklować, bo jej teściowa nie heklowała. A to tak właśnie działa, że jak nie masz z kim heklować jako młoda dziewczyna czy dziecko, to tego nie robisz” – stwierdza.

„Nie widziałam szydełkowania u mamy, ona też nam szydełek nie dawała. W wakacje przyjeżdżałyśmy do babci, ale nas nie nauczyła. […] Nikt mi nie powiedział, żebym chwyciła za szydełko” – mówi.

Pani Lucyna podkreśla, że to rękodzieło wymaga wieloletniej pracy i nie od razu zostaje się „cudowną artystką”. W jej ocenie wśród koronczarek są te, które „mają wizję artystyczną i ciągle rozwijają swoją twórczość”, oraz rzetelne rzemieślniczki – nauczyły się i heklują”.

„Widocznie ja nie miałam w sobie duszy artystki, która by z chęcią babcię prosiła, żeby mimo wszystko mi pokazała, jak się hekluje” – opowiada i dodaje, że na potrzeby warsztatów i eventów nauczyła się robić łańcuszek.

„Ale to nie jest moja przestrzeń. Bardziej realizuję się w promocji, w wymyślaniu projektów, integracji, w archiwizowaniu, analizie poszczególnych wzorów – która jak, co robi, czemu tak. To mnie fascynuje”.

Koronkowe kreacje przed Pawilonem Polskim w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronkowe kreacje przed Pawilonem Polskim w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

„Dziś mnie to nie korci również dlatego, że nie mam zdolności manualnych. Gdybym w tym wyrosła i mnie wyuczono, to pewnie bym umiała” – uważa.

A jak wynika z opowieści, które słyszy od koronczarek, zwykle dzieci, stawiając pierwsze kroki w heklowaniu, „nie rwały się” do nauki, były nakłaniane, „‘bier tu, hekluj, ucz się’ albo ‘tu mi pomóż’”.

Przypomina, że dawniej „kobiety to robiły tylko dla zarobku” i obecnie też to się utrzymuje, dlatego że jest na te wyroby popyt.

Pani Lucyna zwraca uwagę, że koronczarki nie wykonują rzeczy „tak tylko, żeby się sprzedały”. To, co ją fascynuje, to artystyczna strona prac, nieustanny rozwój twórczyń, które „realizują się w swoich wzorach, pomysłach, kompozycjach”.

Studiowała etnografię i antropologię, a koronka w sposób naturalny stała się obiektem zainteresowań naukowych. Pierwszą pracę podjęła w Gminnym Ośrodku Kultury w Istebnej. Jak mówi, od zawsze była bardzo ambitna i lubiła podejmować nowe wyzwania, dlatego zaczęła pozyskiwać fundusze na działania.

„Jednym z moich pierwszych projektów było […] wydanie historii koronki koniakowskiej, a potem pojawiły się kolejne: Koronkowy Wyszehrad i pomysł na pobicie rekordu Guinnessa – zrobienie największej koronki koniakowskiej [w 2013 roku]. Były podróże z koronką po różnych wystawach, krajach, np. w Chorwacji, grupie wyszehradzkiej. Zabieranie koronczarek na festiwale” – wymienia.

Edyta Waszut i Sabina Ligocka prezentują sztukę heklowania na Expo 2020 w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Edyta Waszut i Sabina Ligocka prezentują sztukę heklowania na Expo 2020 w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Dzięki tym przedsięwzięciom udało się zdobyć partnerów, których pani Lucyna zaczęła zapraszać do Koniakowa na Dni Koronki Koniakowskiej, gdzie koronczarki m.in. z Węgier, Słowacji i z Czech pokazywały swoją twórczość.

„Gdy rozwijałam ciągle nowe pomysły na koronkę, moja ówczesna szefowa w Gminnym Ośrodku Kultury śmiała się, że to już jest ze zbyt wielkim rozmachem i nie wiadomo, czy ten ośrodek kultury to uciągnie” – wspomina z uśmiechem.

Wtedy pani Lucyna zrozumiała, że przyszedł czas na założenie „czegoś” własnego.

Jak podkreśla, nigdy nie liczył się dla niej „czysty zysk”, pragnęła, żeby to była „działalność promocyjna, integrująca to środowisko, skupiająca tę twórczość”.

Powstała Fundacja Koronki Koniakowskiej, w której ramach działa Centrum Koronki Koniakowskiej, a w nim warsztaty i muzeum.

Prawdziwy dom

Chciała otworzyć miejsce, w którym będą spotykać się koronczarki, a zarazem przyczyni się ono do przetrwania tej wyjątkowej twórczości, m.in. dzięki warsztatom dla dzieci.

Małe koronczarki w Centrum Koronki Koniakowskiej (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Małe koronczarki w Centrum Koronki Koniakowskiej (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Współpracuje w różnym zakresie z ok. 300 koronczarkami, to od nich zależy, na ile mogą i w co chcą się zaangażować. Jedne przynoszą tylko wyroby do sklepiku, inne biorą udział w eventach, prowadzą warsztaty, ale „wszystkie jesteśmy jakby jednością i fajną grupą”.

Nie kryje zdziwienia, że integracja środowiska aż tak pomyślnie się udaje.

„Jest mi niezmiernie miło, gdy ludzie mi mówią, że stworzyłam takie fajne miejsce – dom koronczarkom” – opowiada.

Przyznaje, że gdy otwierała Centrum i prosiła panie, żeby „czuły się, jak u siebie, bo tu będzie ich dom”, to patrzyły na nią z niedowierzaniem.

„A teraz wszystkie czują się już swobodnie, czy przychodzą tylko sprzedawać, czy na warsztaty. Wchodzą, jak do swojego domu, robią sobie kawę. I to mnie też tak bardzo cieszy, że udało mi się w tych czasach, kiedy generalnie ludzie zamykają się w domach albo pilnują swoich interesów w obawie, że im je rozkradną, stworzyć miejsce totalnie otwarte” – zauważa.

Niezwykle docenia u pań koronczarek chęć i gotowość do podejmowania kolejnych wspólnych działań, zwłaszcza że był taki moment, jak mówiły pani Lucynie, iż „zajmowano się nimi na zasadzie tylko czystej sprzedaży i zysków z niej, a nikt nie myślał o nich jako o osobach, o kobietach, o twórczyniach, które nie tylko produkują rzecz, na której można zarobić, ale tworzą piękną historię i tradycję”.

Jak podkreśla, „to są osoby, o które trzeba dbać”, ponieważ tylko dzięki nim „koronka koniakowska może przetrwać, rozwijać się i być przekazywana młodszym pokoleniom”.

Rekordowy gigant koniakowski

Pomysł pobicia kolejnego rekordu na największą koronkę na świecie „zrodził się z potrzeby wyjazdu na Expo”.

Zaplanowano, że na ekspozycji pokażą „największą koronkę koniakowską świata, kolekcję 20 sukien i 50 serwet koronki oraz różnego rodzaju inne drobne wyroby, które miały uatrakcyjniać tygodniową wystawę na Expo”.

Poprzednia gigantyczna serweta, która została zgłoszona do Księgi rekordów Guinnessa w 2013 roku, znajduje się w Gminnym Ośrodku w Istebnej i z różnych przyczyn nie mogła polecieć na wystawę.

„Zarówno pierwszy, jak i drugi rekord wymyśliłam po to, żeby promować tę twórczość, a największa koronka zwraca uwagę totalnie wszystkich” – ocenia.

Założycielka Centrum Koronki Koniakowskiej nie wyobrażała sobie, żeby w Dubaju zabrakło największego okazu rodzimej twórczości.

„Pani Zuzko, musimy sobie swoją serwetę uheklować. To co, pobije pani kolejny rekord?” – zapytała koronczarkę Zuzannę Ptak.

Autorka rekordu Zuzanna Ptak z inicjatorką Lucyną Ligocką-Kohut (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Autorka rekordu Zuzanna Ptak z inicjatorką Lucyną Ligocką-Kohut (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

„A pani Zuzka: ‘Cóż, jak trza, to trza, pobijemy” – relacjonuje pani Lucyna.

Rozpoczęła poszukiwania funduszy na ten cel, ale do chwili obecnej koronka „nie jest zapłacona w całości, dalej poszukuję środków, żeby sfinansować koronczarki”.

Oprócz nowych wzorów, które wymyśliła główna autorka serwety, pani Lucyna zasugerowała, żeby wkomponowała również „orła, bo pani Zuzanna […] uwielbia heklować orły, godło Polski, i jest z tego znana. Zrobiła ich już bardzo wiele dla różnych osobistości, prezydentów, wójtów, ministerstw” – wyjaśnia.

„Pani będzie miała swój znak w największej serwecie” – powiedziała do koronczarki.

„Serweta ma 5 metrów i 32 centymetry, ma w sobie 20 rzędów, które zawierają 3338 ‘kwiotków’ plus orła” – podaje.

„Została wykonana przez cztery koronczarki: główną – panią Zuzannę Ptak, która projektowała wzory, układ i całość kompozycji, a także dwie jej córki Wiesławę i Danutę Juroszek oraz wnuczkę Annę Juroszek” – wymienia.

Koronkowa kolekcja sukienek na tle Największej Koronki Koniakowskiej Świata na Expo 2020 w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronkowa kolekcja sukienek na tle Największej Koronki Koniakowskiej Świata na Expo 2020 w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

„Jak charakter pisma”

Od listopada, gdy czas zaczął naglić, a pracy wciąż było wiele, pani Ptak poprosiła o pomoc pięć koronczarek do łączenia ostatnich rzędów – obheklowywania.

„Dobór zespołu przy takich dużych przedsięwzięciach jest dość specyficzny, ponieważ to muszą być koronczarki jakby ‘jednej ręki’, czyli jednej nauczycielki” – tłumaczy.

Koronkarstwo „jest jak charakter pisma, każdy z nas pisze te same litery, ale jego zeszyt wygląda inaczej. Identycznie jest w przypadku heklowania. Możemy robić te same wzory, ale u każdej koronczarki serwetka będzie wyglądała inaczej. […] Rozpoznaję ‘po ręce’, która z nich jaką koronkę robiła” – mówi.

„Dlatego też nie wszystkie mogą robić wspólnie daną rzecz, bo jedna robi luźniej, druga bardziej ściska. Są sytuacje, że serwetka wykonana przez pięć koronczarek z tym samym wzorem może liczyć od 10 do 13 cm”.

Z tego względu pani Zuzanna wybrała koronczarki z warsztatów, które prowadzi, żeby „to wszystko ładnie wyglądało i było podobne do jej ręki, bo nigdy nie jest takie samo. Każda koronczarka ma jednak swój charakter heklowania, po którym można rozpoznać jej prace”.

Pani Zuzanna zaczęła tworzyć ogromną koronkę w sierpniu 2021 roku, „ale takie stricte heklowanie trwało cztery miesiące. Powstała największa serweta, która 16 stycznia 2022 roku została zgłoszona i wpisana do Księgi rekordów Polski jako największa heklowana serweta na świecie” – mówi pani Lucyna.

Koronczarka pani Zuzanna Ptak (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronczarka pani Zuzanna Ptak (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronkowe cuda zachwyciły nawet księżniczkę

Na Expo w Dubaju ogromna koronka została umieszczona na ścianie Pawilonu Polskiego. Dzięki temu jeszcze bardziej przykuwała uwagę zwiedzających i „nawet jeśli ktoś nie miał zamiaru wejść na wystawę, to jak zobaczył tę serwetę, to go to zaciekawiało”.

Codziennie o 15 odbywał się pokaz kreacji koronkowych, podczas którego pani Lucyna opowiadała o tradycji koronki koniakowskiej.

Przechodzących obok wyeksponowanej serwety zatrzymywał jej „ogrom”. „Gdy natomiast tłumaczyłam, na czym polega fenomen naszej szydełkowej koronki […], że to jest ręczna praca, bez [używania] szablonu, wykonana szydełkiem z cieniutkiej nici, to dopiero podchodzili i i nie mogli się nadziwić, że człowiek potrafi zrobić koronkę o tak wielkim rozmiarze” – opowiada pani Lucyna.

Koronkowe pamiątki dla gości Wystawy czasowej województwa śląskiego na Expo 2020 w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronkowe pamiątki dla gości Wystawy czasowej województwa śląskiego na Expo 2020 w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

W trakcie pobytu na Expo „cała przestrzeń Pawilonu Polskiego była wypełniona przeróżnymi koronkami, łapaczami snów oraz instalacjami NeSpoon, to jedna z fantastycznych polskich artystek, głównie znana ze street artu i koronkowych murali”.

„Nasze koronki budziły zainteresowanie do tego stopnia, że nie dość, iż często ludzie wracali do nas, co się raczej nie zdarza, bo tam jest ok. 200 pawilonów z wielu krajów, to nawet księżniczka Sheikha Mozah zdecydowała się przyjść na wystawę. A żadna do tej pory nie pojawiła się na Expo. Dotarła do księżniczki informacja, że jest taka piękna twórczość, że są prezentowane suknie, ta rekordowa koronka, i postanowiła to obejrzeć” – mówi.

„Komisarz Pawilonu Polskiego Adrian Malinowski oprowadzał księżniczkę po ekspozycji, a my czekałyśmy z koronczarkami i dziewczynami ubranymi w suknie pod największą koronką koniakowską” – relacjonuje.

Księżniczka oglądała czasową i stałą ekspozycję, ale jak podkreśla pani Lucyna, przy koronkach spędziła najwięcej czasu.

Arabska księżniczka Sheikha Mozah zwiedza wystawę z komisarzem pawilonu Adrianem Malinowskim (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Arabska księżniczka Sheikha Mozah zwiedza wystawę z komisarzem pawilonu Adrianem Malinowskim (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

„Tak się zestresowałam, bo przekazano mi, że będę miała minutę na opowiedzenie o tradycji i o tym, co tu prezentujemy, więc tak zrobiłam, a ona nadal stała. Nie mam problemu z opowiadaniem, ale to też było dla mnie niesamowite doświadczenie, że jako ambasadorka koronki stoję przed księżniczką, która cały czas patrzy na mnie i w końcu zaczęłam przedstawiać koronczarki” – śmieje się pani Lucyna.

Miała wrażenie, że ta niezwykle „kobieca twórczość wzruszyła księżniczkę”.

Według Ligockiej-Kohut to doskonale pokazuje, że niepowtarzalność koronki ujmuje ludzi z różnych środowisk społecznych, także tych najbogatszych.

„Moją misją jest, żeby koronka znalazła się na najważniejszych światowych wystawach i aby ludzie jej pożądali z racji niesamowitej estetyki, jaką ma w sobie, i jakości, o którą dbają koronczarki”.

Upragnione heklowanie

Pani Lucyna jest urzeczona opowieściami o losach koronczarek i jak zaznacza, każda z tych historii jest na swój sposób ciekawa. Szczególnie ją wzrusza ta opowiedziana przez panią Franciszkę Kuźmę, która twierdziła, że „heklowanie uratowało i zarazem dało jej życie”.

„Pani Franciszka, urodzona w 1915 roku, jako 10-latka została wysłana na służbę przez rodziców, gdyż była najstarszym dzieckiem i zdecydowali, że może o siebie zadbać sama. W tamtym czasie chodziło się na tzw. służby. Ubogie dzieci […] pomagały w domach, obejściach. Gdy kobiety, u których służyła, wspólnie z sąsiadkami heklowały, ona też bardzo chciała się tego nauczyć, ale miała inne zadania […] musiała posprzątać w chlewie albo opiekować się dziećmi. Jednak jak tylko udało się jej zdobyć szydełko i nici i miała czas, to nawet prawie po ciemku heklowała, bo tak strasznie się chciała tego nauczyć. Wiedziała, że dzięki heklowaniu można zarobić” – opowiada. Marzyła o heklowaniu i zawsze pilnowała szydełka i nici.

„Nauczyła się sama, ponieważ nikt jej nie chciał pokazać. […] Gdzie mogła, to podpatrywała, i nauczyła się tak pięknie heklować, że finalnie otrzymała Nagrodę im. Oskara Kolberga” – dodaje pani Lucyna.

 

Koronczarki od lewej: Sabina Ligocka, Edyta Waszut i prezes Fundacji Koronki Koniakowskiej z modelkami w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Koronczarki od lewej: Sabina Ligocka, Edyta Waszut i prezes Fundacji Koronki Koniakowskiej z modelkami w Dubaju (fot. dzięki uprzejmości Lucyny Ligockiej-Kohut)

Przed zamążpójściem pani Franciszka uheklowala sobie wiano, bo nie miał jej kto go sprawić.

„Mąż pani Franciszki ukrywał się w lesie podczas wojny. Została z dziećmi i znów dzięki heklowaniu miała na chleb. Ciągle ratowało jej życie, dawało nadzieję”.

Koło ratunkowe i nadzieja

Ligocka-Kohut zauważa, że heklowanie niejednej kobiecie pomagało i nadal pomaga w trudnych sytuacjach materialnych, ale też np. w walce z chorobą, w rehabilitacji.

Pani Lucyna stara się zachęcać młodsze pokolenia do heklowania, choćby pokazując im możliwości podróżowania, i obserwuje, że to się sprawdza.

Argumentuje, że dzięki tej sztuce rękodzielniczej mogą się utrzymać i „nie trzeba daleko szukać zawodu, bo ma się go tutaj, u siebie, i trzeba go pielęgnować”.

Warsztaty heklowania są ponadto „alternatywą dla mam, które nie mają czasu lub cierpliwości, żeby uczyć dzieci heklowania”.

„Widzę, że to ma sens i idzie w coraz lepszym kierunku, żeby ta tradycja koronki koniakowskiej przetrwała” – podsumowuje Lucyna Ligocka-Kohut.

Sercem z Ukrainą

W obliczu inwazji Rosji na Ukrainę koniakowskie koronczarki nie pozostały obojętne i stworzyły dar prosto z serca.

Podczas warsztatów prowadzonych przez panią Zuzannę Ptak wspólnie uheklowały koronkową flagę Ukrainy, która ma symbolicznie wyrazić ich wsparcie dla Ukraińców.

Tworzą również żółto-niebieskie bransoletki, z których dochód przeznaczą dla ukraińskich uchodźców, przebywających w Koniakowie, Istebnej i Jaworzynce.

Tagi:

Wykorzystujemy pliki cookies, by dowiedzieć się, w jaki sposób użytkownicy korzystają z naszej strony internetowej i móc usprawnić korzystanie z niej. Dalsze korzystanie z tej strony internetowej jest jednoznaczne z zaakceptowaniem polityki cookies, aktualnej polityki prywatności i aktualnych warunków użytkowania. Więcej informacji Akceptuję