Mija 65 lat, odkąd Anna Polony zadebiutowała na deskach Starego Teatru w Krakowie rolą Małej Polikseny w spektaklu „Wojny trojańskiej nie będzie” Giraudoux w reżyserii Jerzego Kaliszewskiego. „Mam ogromne szczęście, bo Anię znam prawie całe życie” – mówi Anna Dymna.
Tylko na deskach Starego Teatru zagrała do tej pory 63 role, siedem spektakli reżyserowała i nadal gościnnie występuje przed publicznością. Obecnie widzowie mogą ją zobaczyć w roli Alfonsy w „Księciu niezłomnym” Juliusza Słowackiego w reżyserii Małgorzaty Warsickiej oraz aktorki Madeleine mierzącej się ze swoimi wspomnieniami w sztuce „Savannah Bay” Marguerite Duras w reżyserii Józefa Opalskiego. To właśnie ten spektakl poprzedził w piątek w krakowskim teatrze obchody przypadającego w tym roku jubileuszu 65-lecia pracy scenicznej Anny Polony.
„‘Savannah Bay’ Marguerite Duras jest sztuką o teatrze, czyli o życiu, albo o życiu, czyli o teatrze. Była napisana dla wielkiej aktorki Madeleine Renaud i kiedy przeczytałem ją wiele lat temu, od razu pomyślałem o Annie Polony” – mówi w rozmowie z PAP reżyser spektaklu Józef Opalski. „Uważam, że jest to jedna z najwspanialszych ról Hani w ostatnim czasie, ponieważ to, co ma ona we krwi jako wielka aktorka, jest zawarte właśnie w tym tekście – opowieść o teatrze, niemożności pamięci, o tym, czym jest pamięć w życiu i pamięć w teatrze, jak to się miesza, jak przeżyć życie i jak przeżyć teatr” – dodaje.
Premiera sztuki odbyła się w lutym 2021 r. W spektaklu rozpisanym na dwie role obok Anny Polony na krakowskiej scenie zagrała Alicja Wojnowska, najmłodsza aktorka zespołu Starego Teatru. „Była to moja pierwsza premiera jako etatowej aktorki teatru; od razu wielkie wyzwanie, ale też ogromna nobilitacja, że będę partnerować pani Annie Polony na scenie” – wspomina i dodaje, że na początku się tego obawiała. „Bywały sytuacje, że naprawdę wyciskała ze mnie ostatnie krople potu. Ale możliwość uczenia się od niej to było coś niezwykłego. Miałam szansę poznać teatr słowa, specjalny rodzaj aktorstwa, obecności, skupienia, jakie już nieczęsto widzi się na scenie” – zaznacza.
W spektaklu młoda dziewczyna prowokuje starszą aktorkę do tego, żeby podzieliła się z nią swoim doświadczeniem. „Myślę, że to można przełożyć na naszą relację. Pani Polony była moją nauczycielką, ale równocześnie była to partnerska współpraca. Była wobec mnie bardzo wymagająca, ale była też wymagająca od siebie i otwarta na to, jak widzę i czuję te postaci” – dodaje Alicja Wojnowska.
Ze sceną przy ul. Jagiellońskiej w Krakowie Anna Polony jest związana niemal od początku kariery. Debiutowała na niej jako studentka rolą Małej Polikseny w 1959 r. w inscenizacji „Wojny trojańskiej nie będzie” Jeana Giraudoux w reżyserii Jerzego Kaliszewskiego. W latach 1960-1964, tuż po studiach w krakowskiej szkole teatralnej, należała do zespołu Teatru im. Juliusza Słowackiego. Jeszcze przed szkołą swój talent szlifowała u krakowskiego aktora Jana Niwińskiego.
„Mam ogromne szczęście, bo Anię znam prawie całe życie” – mówi Anna Dymna. „Jako dziecko mieszkałam z rodzicami w kamienicy przy ulicy Nowowiejskiej w Krakowie. Mieszkał tam też aktor Teatru Bagatela Jan Niwiński. Prowadził on w Klubie Łączności przy Poczcie Głównej teatr dla dzieci – nazywaliśmy go Koci Teatr. Często prywatnie w swoim mieszkaniu lub na balkonie na pierwszym piętrze przygotowywał swoich młodych wychowanków do konkursów recytatorskich. Jako kilkuletnie dziecko podglądałam z moimi braćmi i kolegami z naszego balkonu drugiego piętra tych fascynujących, dziwnych osobników, którzy głośno mówili piękne jakieś słowa, gestykulowali, krzyczeli. Potem dowiedziałam się, że wśród nich razem z panem Niwińskim była właśnie Anna Polony, a także Aleksandra Górska, Ryszard Filipski, Monika Niemczyk. Potem sama znalazłam się w tym naszym teatrzyku. Ania Polony była już wtedy aktorką. Wyrosłyśmy więc z jednego pnia” – opowiada artystka.
Na scenie Starego Teatru aktorki spotkały się po raz pierwszy w „Dziadach” w reżyserii Konrada Swinarskiego. Role w spektaklach tego reżysera przyniosły Annie Polony największą sławę i uznanie publiczności. Najpierw wystąpiła u Swinarskiego jako Orcio w „Nie-boskiej komedii” (1965), następnie grała m.in. Claire w „Pokojówkach” (1966) i Joasa w „Sędziach” (1968).
W 1971 r. zagrała u Swinarskiego Dziewczynę w „Żegnaj, Judaszu” Ireneusza Iredyńskiego i rolą tą zyskała ogólnopolski rozgłos. Krytycy podkreślali jej kunszt w „kontrastowaniu uczuć, nastrojów, emocji”, pisali o „wewnętrznym emocjonalizmie” jako podstawie jej aktorstwa. „To była niezapomniana rola, nie zliczę, ile razy byłem na tym przedstawieniu, żeby zobaczyć i próbować zrozumieć, jak w skromności środków można osiągnąć taką prawdę i tak niewiarygodną emocjonalność” – wspomina Józef Opalski.
W 1973 r. wzięła udział w słynnej inscenizacji „Dziadów” Swinarskiego, a w 1974 r. święciła triumfy jako Muza w inscenizacji „Wyzwolenia” tego reżysera. „Anna Polony zagrała we wszystkich przedstawieniach Swinarskiego w Krakowie. Tak się zdarzyło, że po jego tragicznej śmierci nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Zawalił jej się świat. Postanowiła zdawać na reżyserię” – dodaje Józef Opalski, który prowadził wtedy zajęcia z muzyki w teatrze. Później wielokrotnie ze sobą współpracowali.
Jeszcze w 1974 r., rok przed śmiercią Swinarskiego, Polony debiutowała w roli reżyserki spektaklem „Dwoje na huśtawce” Gibsona. W tym też roku rozpoczęła pracę dydaktyczną w krakowskiej szkole teatralnej. W latach 1999-2005 była prorektorem PWST. Przez ponad 30 lat jako wykładowczyni wychowała pokolenia aktorów. „To były wyjątkowe spotkania z klasyką, z wielkim, wspaniałym słowem, a jednocześnie z temperaturą ludzką i wielką charyzmą pani profesor” – wspomina aktor Grzegorz Mielczarek, rektor elekt krakowskiej AST.
„To, że jest wielką artystką i wielkim pedagogiem, to wiemy. Ale to jest pewnego rodzaju kondycja; kondycja aktorska, gdy mówimy o całym wachlarzu umiejętności i umiłowaniu słowa, oraz kondycja ludzka, szlachetność, która emanowała na każdych zajęciach. Subtelność, a jednocześnie charyzma, klasyka, a jednocześnie poczucie wolności. Pani profesor była bardzo, ale to bardzo wymagająca. Dlatego że ten zawód jest wymagający. Ale profesor Polony była wymagająca w sposób mimo wszystko czuły. Ci, którzy wspominają te zajęcia, przywołują je z uśmiechem, ogromną estymą i szacunkiem” – zaznacza.
Na deskach Starego Teatru Anna Polony pracowała etatowo do 2002 r., współpracując również z takimi twórcami, jak Jerzy Grzegorzewski, Andrzej Wajda i Krystian Lupa. Była niezapomnianą Rachelą w „Weselu” Wyspiańskiego (1977) w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego oraz Dulską w widowisku Andrzeja Wajdy „Z biegiem lat, biegiem dni” (1978). W 1981 r. zagrała Ofelię w „Hamlecie” wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę.
„Polony jest w jakimś sensie aktorką ekscentryczną” – zwraca uwagę Józef Opalski. „Z jednej strony to aktorka szalenie nowoczesna – przecież przedstawienia Swinarskiego, które przeszły do legendy polskiego teatru, w swoim czasie były przedstawieniami niesłychanie awangardowymi, w najlepszym tego słowa rozumieniu. Ale jest aktorką ekscentryczną także w tym sensie, że potrafi tak zanalizować zdanie tekstu, tak je powiedzieć, że otwiera się przed nami inny świat. To największy z komplementów. Precyzja słowa i niezwykły diapazon emocji” – podkreśla.
Polony osiągała również sukcesy w Teatrze Telewizji, z którym współpracowała od 1969 r. i w którym wystąpiła w ponad 50 spektaklach. Znacznie rzadziej występowała na filmowym ekranie. Wśród jej ról filmowych znajduje się wyrazista postać Anieli Dulskiej w filmie Andrzeja Wajdy „Z biegiem lat, z biegiem dni”, a także rola Magdy Egri w „Dzienniku dla moich dzieci” (1982) Márty Mészáros. Zagrała również m.in. w siódmej części „Dekalogu” (1988) Krzysztofa Kieślowskiego.
„Ania jest wielką aktorką i bardzo wiele się od niej nauczyłam” – podkreśla Anna Dymna i wskazuje, że artystki łączą wspaniałe chwile, przeżycia, wspólne sukcesy, nerwy, radości, cudowne rozmowy w garderobie i wspomnienia. „Zawsze dzięki Ani miałam poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałam, że gdy sobie z czymś nie będę mogła poradzić, gdy coś będzie mi źle szło, to ona przyjdzie i mi powie, że to nie tak, że trzeba inaczej. Nie patrzę na Anię jak na koleżankę, tylko jak na kogoś najbliższego z rodziny, moją starszą siostrę. Ja Anię po prostu kocham, to jest moja mistrzyni, wzór – w dodatku dla mnie życzliwa. Mimo że Ania jest emocjonalna, ostra, wybuchowa, to jest prawdziwa, szczera w odruchach. Życzliwość takiej osoby jest prawdziwym skarbem. Jest dla mnie bardzo ważna” – dodaje.
Za kunszt aktorski i zaangażowanie Anna Polony została uhonorowana m.in. Złotym Krzyżem Zasługi (1977), Krzyżem Kawalerskim (1987) i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2003) oraz Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2005).
Po piątkowym pokazie „Savannah Bay” zespół Narodowego Starego Teatru uczcił 65-lecie pracy teatralnej krótkim programem artystycznym. Na spotkanie jubileuszowe scena zaprosiła publiczność.
Autorka: Julia Kalęba, PAP.